Syn Zenka Martyniuka okłamał policjantów? "Zakazy są po to, żeby je łamać"
Bartosz Świderski
08 kwietnia 2020, 11:53·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 08 kwietnia 2020, 11:53
Taki wniosek nasuwa się po lekturze relacji funkcjonariuszy, którzy sprawdzili, czy Daniel przestrzega zasad kwarantanny. Został nią objęty po powrocie z zagranicy. "Zakazy są po to, żeby je łamać" – odpiera potomek króla disco polo w rozmowie z Plejadą.
Reklama.
Daniel Martyniuk, syn popularnego piosenkarza disco polo, został przyłapany przez policję na złamaniu zasad kwarantanny. Mężczyzna miał przebywać w odosobnieniu przez 14 dni w związku z tym, że wrócił z zagranicy. Podróżni przyjeżdżający do Polski są obejmowani domową kwarantanną automatycznie – ma to na celu wyhamowanie epidemii koronawirusa.
Za złamanie zasad kwarantanny grożą surowe kary – według nowego prawa aż do 30 tys. zł. Wygląda jednak na to, że nawet to nie było dla Daniela Martyniuka argumentem, by zostać w domu i chronić innych przed zakażeniem.
Jak relacjonuje policja, funkcjonariusze którzy przybyli do Wasilkowa koło Białegostoku pocałowali klamkę w domu syna gwiazdy disco polo. Gdy zadzwonili do Daniela Martyniuka miał powiedzieć im, że bierze prysznic i otworzy drzwi za 15 minut. Za jakiś czas mężczyzna rzeczywiście się pojawił, ale przyszedł z zupełnie innego miejsca: z dworu.
– Tłumaczył, że był odwiedzić rodziców. W sposób lekceważący wypowiadał się też o zasadach kwarantanny – powiedział mediom nadkom. Tomasz Krupa z podlaskiej policji. Sam zainteresowany twierdzi, że "zakazy są po to, żeby je łamać", a on sam nie był w kwarantannie, bo nie wrócił z zagranicy. Teraz jego sprawą zajmie się sąd. To nie pierwszy raz, gdy Daniel Martyniuk ma kłopoty z prawem. Był już zatrzymywany za posiadanie narkotyków.