Sanepid od początku epidemii koronawirusa w Polsce ma pełne ręce roboty. Teraz jednak poza zamykaniem w kwarantannie i pisaniem dziesiątek sprawozdań pracownicy mają nowe obowiązki. Muszą zajmować się karaniem za wejście do parku lub lasu. Te przepisy budzą wątpliwości samych pracowników, ale w kwestii karania są naciski.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", inspekcja sanitarna w Polsce od lat jest niedoinwestowana. A pracownicy przyznają, że jadą na oparach.
– Nie dostajemy prawie w ogóle środków ochrony osobistej, a codziennie musimy tu na miejscu wspólnie pracować, nie tylko przy wykrywaniu kolejnych przypadków zakażeń, wysyłania na kwarantannę, szukania ludzi, którzy mieli kontakty z zakażonymi, ale jeszcze przy sporządzaniu dziesiątek sprawozdań. Brakuje rąk do pracy – mówi pracownica sanepidu.
Na dodatek od tygodnia jej i innym pracownikom sanepidu doszedł nowy obowiązek. Powiatowe stacje przejęły część obowiązków policji i teraz to one mają nakładać kary za nieprzestrzeganie zasad kwarantanny, zakazu zgromadzeń, wejścia do parku czy lasu.
To mnóstwo pracy, policja tylko przez pierwsze dwa tygodnie stanu epidemii nałożyła 12 tysięcy mandatów karnych. Mandat to jednak tylko 500 zł. Sanepid może nałożyć karę nawet do 30 tysięcy złotych.
Szczególne kontrowersje wśród pracowników sanepidu budzi zakaz wejścia do lasu. – Ten zakaz jest bezsensowny, a my mamy ścigać za to ludzi – zżyma się pracownik powiatowej stacji sanepidu na północy Polski. Takie jest jednak służbowe polecenie.
Inny dodaje: – Nie wszczęliśmy jeszcze żadnego postępowania, ale bardzo jesteśmy naciskani, żeby to robić.
Przypomnijmy, że według prawników wspomniany zakaz wejścia do lasów jest bezprawny. Lasy Państwowe mogą bowiem wprowadzać zakaz wstępu do lasu w trzech ściśle określonych przypadkach. Sytuacja epidemiologiczna nie została jednak wymieniona w ustawie.