"Sytuacja całkowicie opanowana". Polak z Chin opowiada, jak skutecznie walczyć z koronawirusem
Anna Sado
12 kwietnia 2020, 08:02·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 12 kwietnia 2020, 08:02
Dziś wszystkie państwa walczące z epidemią COVID-19 chętnie korzystają z doświadczenia Państwa Środka. Korzystają z nich przede wszystkim służby medyczne, ale – jak przekonuje Sebastian Tajl, Polak mieszkający od 10 lat w Chinach – my wszyscy też możemy z nich skorzystać, by jeszcze lepiej się chronić.
Reklama.
Jak obecnie wygląda sytuacja w Chinach? Czy rzeczywiście udało się już zapanować nad epidemią?
W prowincji Yunan, gdzie mieszkam, sytuacja jest już całkowicie opanowana. Rząd chiński już od dłuższego czasu ma wszystko pod kontrolą, dzięki czemu udało się mocno ograniczyć liczbę nowych zakażeń – chore są głównie osoby przylatujące z zagranicy. Są one bardzo rygorystycznie kontrolowane i poddawane przymusowej kwarantannie. Obecnie normalnie działają już wszystkie urzędy i sklepy, także transport publiczny, prawdopodobnie do końca miesiąca zostanie także przywrócona nauka w szkołach. Nie ma już nakazu chodzenia w maseczce ochronnej przez cały czas – ale prewencyjnie jest obowiązek jej zakładania w miejscach publicznych. W większości prowincji życie już wróciło do normy. Nawet w Wuhan, gdzie 8 kwietnia skończyła się kwarantanna.
Chińczycy dość szybko poradzili sobie z epidemią COVID-19. Które regulacje okazały się – z perspektywy czasu – najbardziej skuteczne?
Największe znaczenie miał nakaz pozostania w domach – trzeba podkreślić, że był on bardzo rygorystycznie przestrzegany. Poza tym wszyscy mieli świadomość, że tylko dzięki pełnej subordynacji uda im się zahamować rozwój epidemii, a więc ochronić życie swoje i swoich bliskich. Ograniczenia zostały wprowadzone bardzo szybko i mocno ingerowały właściwie w każdą dziedzinę życia obywateli. Przede wszystkim z domu wolno było wychodzić tylko co 2-3 dni, tylko pojedynczo i tylko w razie konieczności, a więc, podobnie jak obecnie w Polsce, po zakupy spożywcze czy do apteki. Obowiązywał też bezwzględny nakaz noszenia masek ochronnych.
W walce z epidemią wykorzystano także technologię – aplikację przekazującą do centralnej bazy dane o tym, gdzie obywatel się znajduje. Wychodząc i wchodząc na osiedle, do sklepu czy do apteki przy użyciu aplikacji trzeba było skanować specjalne kody. Jeśli ktoś nie miał smartfonu z aplikacją skanującą kody, np. osoby starsze, miał obowiązek wpisywania w specjalny zeszyt imienia, nazwiska i numeru telefonu. W każdym miejscu – nawet w prywatnych mieszkaniach, gdzie regularnie przychodzili pracownicy osiedla – odbywało się obowiązkowe bezdotykowe mierzenie temperatury. Jeśli ktoś miał powyżej 37.3 stopnie Celsjusza, natychmiast wdrażano odpowiednie procedury: kierowano albo na kwarantannę domową z nakazem obserwacji, albo do szpitala. Dzięki aplikacji wiadomo było, gdzie kto i kiedy przebywał, nawet na jakim miejscu siedział w autobusie, więc jeśli po 2-3 tygodniach jakaś osoba wykazywała objawy COVID-19, wszystkie inne, które przebywały w tych samych miejscach i mogły zostać potencjalnie zarażone, otrzymywały odpowiednią informację. Aplikacja automatycznie zmieniała przypisany mu wcześniej kod: z zielonego, który miały osoby zdrowe, mogące się swobodnie poruszać, na pomarańczowy – dla osób, które mogły mieć kontakt z nosicielem wirusa, lub czerwony – dla osób chorych.
Aplikacja okazała się bardzo skutecznym narzędziem umożliwiającym błyskawiczne wręcz odizolowanie osób chorych od zdrowych. To – w mojej ocenie – było kluczowe dla zatrzymania epidemii wirusa. Nie wiem, czy takie rozwiązania byłyby możliwe do wprowadzenia w Polsce, gdzie obywatele cenią sobie prywatność bardzo wysoko. To poważny dylemat – z jednej strony ochrona prywatności, z drugiej zaś życia…
Nie mam dokładnych informacji o wszystkich wprowadzonych obostrzeniach, dlatego wolałbym się nie wypowiadać. Wszystko, co pomoże zatrzymać wirusa, ma sens. Czytając wiadomości z Polski, odnoszę wrażenie, że tylko część społeczeństwa potraktowała sprawę poważnie, pozostali zaś nadal wierzą, że to zwykła grypa i z założenia nie stosują się do nowych zasad. Tymczasem im bardziej poważnie potraktujemy epidemię, tym większa szansa na szybsze ograniczenie jej rozprzestrzeniania, na odciążenie służby zdrowia i unikniecie wielu niepotrzebnych zgonów.
Pamiętajmy, że w krajach, gdzie służba zdrowia jest przeciążona, jak we Włoszech, Hiszpanii, drastycznie wzrasta współczynnik śmiertelności. Więc pozostanie w domach to najlepsze, co możemy dla siebie w tej sytuacji zrobić. Wiem, że eksperci w Chinach również do Polski przekazują wiele informacji, które mogą być pomocne w walce z epidemią. Są to głównie informacje medyczne, ale przecież można skorzystać i z innych, sprawdzonych „na żywym organizmie”.
Słyszałem, że w Polsce też są prowadzone prace nad aplikacją, która ma nas powiadamiać o kontakcie z osobami zarażonymi COVID-19. Zanim ona będzie szeroko dostępna, może warto skorzystać, przynajmniej na własny użytek, ze sposobu sprawdzonego w Chinach, a mianowicie zapisywania wszystkich swoich wyjść wraz z adresem, datą i godziną – jeśli zachorujemy, możemy te zapiski przekazać bliskim lub personelowi w szpitalu, by na ich podstawie można było ostrzec a nawet odizolować jak najwięcej osób, z którymi mieliśmy kontakt w czasie wykluwania choroby. To ważne, bo nie jesteśmy przecież w stanie spamiętać, gdzie byliśmy w ciągu ostatnich 21 dni – a już na pewno nie przypomnimy sobie tego w sytuacji stresowej wywołanej wiadomością o chorobie.
Specjalne zeszyty mogłyby być też wyłożone w sklepach i aptekach, by wszyscy klienci zostawiali tam zapisywany własnym długopisem numer telefonu lub adres email – dzięki temu uda się do nich bardzo szybko dotrzeć, jeśli okaże się, że któryś z klientów jest chory. To skuteczne rozwiązanie – i bez inwigilacji.
Wierzysz, że to się może udać?
Oczywiście! Czytałem o wielu fantastycznych inicjatywach społecznych, które narodziły się, bo Polacy chcą pomagać potrzebującym. W ten sposób – i to bez większego wysiłku – też możemy pomóc. W Chinach bardzo duża część społeczeństwa zaangażowała się w pomoc innym – prywatnymi samochodami przywożono i odwożono do tymczasowych kwater lekarzy, których ściągnięto do pracy w szpitalach z innych miast a nawet prowincji, dowożono posiłki lekarzom, osobom starszym i przebywającym na kwarantannie, zajmowano się także pozostawionymi w domach zwierzętami.
Dziś ci wszyscy ludzie uważani są za niemal bohaterów narodu – ryzykując życiem, pomagali tym, którzy tej pomocy bardziej potrzebowali. To wszystko już się w Polsce dzieje, mam tylko nadzieję, że to dobrze skoordynowany ruch – kiedy przyjdzie szczyt zachorowań, może być trudno nad tym zapanować bez jasnego podziału na regiony czy zadania.
Chiny powoli wracają do normalności – jak wygląda normalność po epidemii COVID-19?
Tego jeszcze nie wiemy, ale to na pewno będzie nowa rzeczywistość. Chiny błyskawicznie zareagowały na epidemię i dość szybko udało się ją stłumić – oczywiście olbrzymim kosztem finansowym, co nie pozostanie bez wpływu na gospodarkę. Wiele przedsiębiorstw upadło, dla tych, które przetrwały, rząd przygotował wiele programów wsparcia. Pamiętajmy, że Chiny to także ogromny rynek wewnętrzny – wewnętrzna konsumpcja jest tak duża, że odrabianie strat będzie zapewne szybsze niż w innych krajach. Chińczycy też się chyba szybko z tego otrząsną – już wracają do życia, chętnie chodzą do kawiarni, robią zakupy. Nie ma w nich już strachu, choć na pewno będą to długo pamiętać i na pewno wyciągną z tego lekcję na przyszłość. Zwłaszcza że mają świadomość, że to nie pierwszy i na pewno nie ostatni taki wirus.