Ustalenia amerykańskich naukowców z Uniwersytetu Stanforda mogą wręcz szokować. Jak podają eksperci, prawdziwa liczba osób zakażonych koronawirusem może być pięćdziesięciokrotnie wyższa od tej, jaką znamy z oficjalnych statystyk.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Aktualne światowe statystyki mówią o blisko 2 mln 450 tys. osób zakażonych koronawirusem i o ponad 161 tys. ofiar śmiertelnych COVID-19. Pierwsze miejsce w tym smutnym rankingu zajmują Stany Zjednoczone (prawie 740 tys. zakażonych i ponad 39 tys. zmarłych). I choć te liczby świadczą o skali pandemii, to naukowcy z Uniwersytetu Stanforda doszli do wniosku, że prawdziwa skala problemu jest o wiele większa.
Dużo więcej niż oficjalne dane
Wnioski takie płyną z badań z wykorzystaniem testów na obecność przeciwciał. Przeprowadzono je w w Kalifornii - przebadano 3,3 tys. ochotników z kalifornijskiego hrabstwa Santa Clara w Dolinie Krzemowej. Badania wykazały, że infekcję wywołaną koronawirusem albo ma, albo już przeszło, kilkadziesiąt razy więcej osób, niż wskazywały na to oficjalne dane.
Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda podają, że infekcję koronawirusową przeszło tam już od 2,5 do 4,1 procent mieszkańców. To od pięćdziesięciu do osiemdziesięciu pięciu razy więcej, niż liczba oficjalnie zarejestrowanych przypadków choroby. Oficjalne dane mówiły o 956 osobach zakażonych w hrabstwie Santa Clara, natomiast badania wykazały, że infekcję ma lub przeszło do 81 tys. mieszkańców – cytuje naukowców agencja AFP.
Oficjalne dane w wielu krajach budzą wątpliwości, a liczne doniesienia wskazują, że skala problemu jest o wiele większa. Radio Free Asia informowało niedawno, że Chiny ukrywają prawdziwą liczbę zgonów z powodu koronawirusa, która w samym Wuhan mogła wynieść ponad 40 tys.