– To jest jakaś katastrofa. Te testy są nic niewarte lub są prawie całkowicie bezużyteczne – powiedział na konferencji prezes koncernu Roche, Severin Schwan. Dodał, że firmy oferując takie produkty działają "wątpliwie etycznie".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Schwan przyznał dziennikarzom, że jego firma sprawdziła kilka obecnych na rynku testów na obecność przeciwciał COVID-19. Większość była całkowicie bezużyteczna, niektóre dały niejednoznaczne wyniki. Mowa tu o testach, które pozwalają stwierdzić, czy pacjent miał kontakt z wirusem SARS-CoV-2 i jest już na niego odporny. Jeśli są nieprecyzyjne, mogą okazać się niebezpieczne dla przebadanej osoby. Jeśli działają dobrze, pomogą w szybkim przebadaniu mieszkańców i powrocie do "normalności".
Czytając słowa szefa Roche należy jednak wziąć pod uwagę to, że jego koncern zamierza wypuścić swój własny, ale nieco inny rodzaj testów. Niektóre z tych obecnie funkcjonujących wymagają tylko kropli krwi z palca badanej osoby. Przeprowadzenie testu Roche'a jest bardziej skomplikowane. Krew jest pobierana przez pielęgniarkę z żyły pacjenta, a lekarz analizuje wynik. Jeden test ma dać odpowiedź po 18 minutach, a system ma być dostępny tylko w szpitalach i klinikach na początku maja.
Wadliwość testów na przeciwciała zgłoszono już m.in. w Hiszpanii, Czechach i Wielkiej Brytanii. Kraje te kupiły sporą partię, a wyniki większości z nich okazały się mało dokładne (pokazywały odporność na innego wirusa) lub fałszywe. Nie wzięto pod uwagę tego, że ludzkie ciało wytwarza przeciwciała do zwalczania koronawirusa przez ponad tydzień.
Reuters z kolei zauważa, że testy na przeciwciała koronawirusa to żyła złota w tych trudnych czasach. Ich produkcja dała potężny zastrzyk gotówki rynkowi diagnostyki molekularnej - w pierwszym kwartale tego roku urósł o 29 proc.