W komunikatach podpiera się ministrem zdrowia. Krytykował samorządy, które odmówiły otwarcia żłobków. Przekazywał mało konkretne informacje dotyczące otwarcia szkół. Taki obraz ministra edukacji wyłania się w czasie pandemii. Jak oceniają go inni? – Mam takie poczucie, że od początku epidemii resort edukacji za nic nie jest odpowiedzialny – mówi naTemat Dorota Łoboda, mama maturzystki, przewodnicząca komisji edukacji w stołecznej Radzie Miasta.
Nauczyciele, rodzicie i uczniowie nie mogą doczekać się konkretnej decyzji, kiedy i czy w ogóle dzieci wrócą do szkół. Decyzja ma zapaść w drugiej połowie maja i cały czas więcej wokół niej "gdybania" niż jakiejkolwiek wskazówki jak będzie. – Nawet jeśli szkoły miałyby zostać otwarte zaledwie na kilka tygodni, warto to zrobić – mówił w Radiu Gdańsk minister Dariusz Piontkowski.
"Proszę prosty komunikat – otwierać czy nie otwierać?", "Czy tak ciężko jest poinformować wszystkich, że dzieci do szkół wrócą najwcześniej we wrześniu?" – denerwują się rodzice na Facebooku MEN.
"Zastanawiamy się, myślimy, mamy nadzieję, być może, możliwe" – same pewniki. A my nadal niczego nie wiemy" – złoszczą się nauczyciele.
Kiedy dzieci wrócą do szkoły
Minister edukacji od połowy kwietnia krąży wokół tematu. Wspominał o tym w kilku ostatnich wywiadach, również dla lokalnych mediów. Najpierw odpowiadał, że nie wie, czy dzieci wrócą do szkoły przed wakacjami. "Jest to jeden z prawdopodobnych scenariuszy, ale czy tak będzie, nikt nie jest w stanie dziś jeszcze powiedzieć" – mówił.
Potem, że pod uwagę brane jest kilkanaście scenariuszy tego, jak będzie wyglądała nauka w szkołach i przeprowadzenie egzaminów.
"W tej chwili decyzji nie ma, te dzieci, podobnie jak dzieci starsze, uczestniczą na razie w kształceniu na odległość. Może być powrót do szkół w ograniczonej formie dzieci z klas 1‒3. Potem powrót starszych dzieci. Być może nastąpi do jednocześnie" – zapowiedział teraz w wywiadzie dla "Dziennik Gazeta Prawna". Decyzja, jak już wiemy, ma zapaść w drugiej połowie maja.
– Minister przekazuje sprzeczne komunikaty. Jednego dnia, że być może jeszcze na jesieni wciąż będziemy uczyć się zdalnie, a następnego, że być może w czerwcu wrócimy do szkoły. Ja oczekuję od ministra, że będzie mówił poważnie. Rozumiem, że pewnych rzeczy nie wie, ale nie powinien wypuszczać sprzecznych informacji, bo to tylko powoduje chaos, dezorganizację pracy i stres uczniów – komentuje w rozmowie z naTemat Dorota Łoboda, przewodnicząca komisji edukacji w stołecznej Radzie Miasta.
Wielu rodziców uważa, że powrót do szkoły w czerwcu zupełnie nie ma sensu i mija się z celem. Wszyscy wiedzą, że w szkołach wtedy nie dzieje się prawie nic. Za to w niejednej placówce liczącej kilkuset uczniów jest tłok i ścisk, który po otwarciu szkół dodatkowo pojawi się też w komunikacji miejskiej.
"Wielu rodziców i tak zostawi dzieci w domu, dbając o ich i swoje zdrowie", "Nie warto ryzykować. Lepiej poczekać do września" – odpowiadają na zapowiedzi ministra.
Ale czy ktoś w ogóle pyta ich o zdanie? Nikt nie pytał również, gdy nagle ogłoszono decyzję o otwarciu żłobków i przedszkoli, a i tak minister edukacji wytykał potem samorządom, że część z nich "nie pytając wcześniej rodziców, już zapowiedziała, że tych placówek nie otworzy".
"Zapraszamy do szkół, przedszkoli i żłobków! Zza biurka w pustym gabinecie łatwo podejmuje się decyzję i naraża mnóstwo osób!", "Widać, że Pan minister nie ma zielonego pojęcia o szkolnych realiach", "A niby po co mają wracać? Czerwiec to już okres ocen itd. Robić sztuczny tłok i sprawdzić odporność społeczeństwa? Czemu nie" – reagują również nauczyciele na FB.
Niektórzy przypominają sytuację na Śląsku, gdzie w tej chwili jest najwięcej przypadków koronawirusa w Polsce. "Pan minister może by do kopalni pojechał? Może porozmawiać o tym czy chcą dzieci do szkół wysłać?", "Zaraz będzie to, co w kopalniach" – reagują na profilu ZNP.
– Myślałam, że po minister Annie Zalewskiej nie może być gorzej, ale mam poczucie, że jednak jest. Komunikacja nadal jest fatalna – przyznaje nasza rozmówczyni.
Czego najbardziej oczekiwałaby dziś od ministra edukacji? – Konkretnych planów do końca roku szkolnego. Wzięcia odpowiedzialności za to, jakie problemy zrodziła zdalna edukacja. Wsparcia samorządów w dalszej organizacji zdalnego nauczania i organizacji egzaminów. A także empatii dla uczniów – wymienia Dorota Łoboda.
Jaki kontakt z uczniami ma minister
Annę Zalewską zdążyli poznać wszyscy. Ale sporo uczniów, nawet tych starszych, wciąż nie zna nazwiska obecnego ministra, choć w systemie edukacji już niemal od roku jest dla nich najważniejszą osobą.
Tyle, że z perspektywy ucznia jakby niewiele go widać. Również – a może przede wszystkim – w czasie pandemii. – To jest mój główny zarzut do ministra. Że znowu gdzieś w tym wszystkim kompletnie zagubił się uczeń. Pan minister nigdy nie mówi do dzieci. Gdyby zrobił live'a na FB, czy konferencję w mediach społecznościowych, na której odpowiadałby na pytania uczniów, wtedy poznałby rzeczywistość z innej strony – zauważa Dorota Łoboda.
Wskazuje na Norwegię, gdzie na początku pandemii pani premier specjalnie zorganizowała konferencję prasową dla dzieci.
– Żeby im wytłumaczyć, co się dzieje, uspokoić, odpowiedzieć na pytania i trochę rozładować stres. A u nas minister wychodzi i właściwie w ogóle nie zwraca się do młodych ludzi i do dzieci, tyko odczytuje suche komunikaty. Wszystkie te konferencje pokazują, że ministerstwo oderwało się od rzeczywistości, którą zarządza – dodaje.
Młodzi reagują na słowa ministra
Większe poruszenie wśród młodych ludzi na Twitterze minister edukacji wywołał ostatnio, gdy wspomniał o powrocie do szkoły – podając argument o tęsknocie za rówieśnikami. – Dostaję takie sygnały, rozmawiam ze znajomymi nauczycielami, rodzicami. Uczniowie tęsknią za rówieśnikami, ale też za tradycyjną formułą nauczania. Siedzenie przed komputerem, brak relacji z żywym człowiekiem, to nie to samo, co bezpośredni kontakt – powiedział.
Trudno się nie zgodzić. Część uczniów oczywiście tęskni. Ale nie wszyscy. Część starszych pisze w sieci, że teraz odpoczywa od niektórych kolegów w szkole.
"Prawda, tęsknię, ale wolę przesiedzieć w domu ten cyrk", "Ok, tęsknię, ale bezpieczeństwo ważniejsze", "Niech minister się ze mną zamieni i zobaczy jak rzeczywiście wygląda polska szkoła", "Mój pociąg to istna bomba biologiczna nawet bez epidemii a z epidemią to już tragedia" – odpisują inni.
Jakie wsparcie daje MEN
Jak w ogóle Dariusz Piontkowski radzi sobie z pandemią? Całe nauczanie online jest przecież jednym, wielkim testem na żywym organizmie.
Na stronie MEN znajduje się "Informator dla dyrektorów szkół i nauczycieli – działania MEN na rzecz cyfryzacji edukacji", gdzie podsumowano inicjatywy ministerstwa.
"Umiejętności, jakie nauczyciele zdobywają teraz, ucząc zdalnie, przydadzą im się także w przyszłości. Uczymy i dokształcamy nauczycieli w tym zakresie, będziemy tego nadal uczyć obecnych i przyszłych nauczycieli" – mówił Dariusz Piontkowski w połowie kwietnia.
– To, że system się nie zawalił i minister jest nadal ministrem, to zasługa samodzielnych działań dyrektorów i nauczycieli – odpowiedział wtedy szef ZNP Sławomir Broniarz.
"Nie zauważyłam żadnej formy wsparcia" – reagują teraz nauczyciele na facebookowym profilu ruchu "Nie dla chaosu w szkole".
I rodzice, i nauczyciele, wytykają problemy ze zdalnym nauczaniem. Niektórzy rodzice pokazują w sieci zadania, jakie nauczyciele przesyłają dzieciom, ale nie zwalają wszystkiego na szkoły.
Wskazują, że ministerstwo mogło na przykład zorganizować szkolenia online dla nauczycieli. Zorganizować komputery dla wszystkich dzieci, które ich nie mają. Zadbać o wszystkich wykluczonych uczniów.
"Ciągłe przerzucanie odpowiedzialności"
Wytykają też Piontkowskiemu brak podawania konkretów. "O stanie przygotowań MEN na wrzesień minister Piontkowski mówił jeszcze bardziej enigmatycznie" – komentował niedawno Protest z Wykrzyknikiem na FB.
A internauci reagują, gdy minister mówi, że coś się wydaje. Tak jak ostatnio: "Wydaje nam się, że w zdecydowanej większości samorządów możliwe jest uruchomienie przedszkoli i żłobków od 6 maja".
Albo: "Wydaje mi się, że część samorządów, zwłaszcza tych dużych miast, powiązanych politycznie głównie z Platformą Obywatelską, z góry założyła, że nie będzie tego robiła".
"Minister, któremu się wydaje?" – komentują również na profilu FB Ministerstwa Edukacji Narodowej. .
Zauważają też zasłanianie się wytycznymi ministra zdrowia. A także zrzucanie odpowiedzialności na samorządy.
Kto jest za co odpowiedzialny w edukacji
– Wygląda na to, że pan minister wykonuje wyłącznie polecenia premiera. I resort edukacji nie jest ośrodkiem, który sam w sobie podejmuje decyzje dotyczące edukacji. Stąd wynika chaos w jego wypowiedziach, unikanie konkretnych odpowiedzi i trochę unikanie odpowiedzialności. To jest ciągłe przerzucanie odpowiedzialności na ministra zdrowia, na GIS albo na samorządy. Albo na dyrektorów szkół. Mam wrażenie, że rola ministerstwa sprowadziła się do kontrolowania i straszenia – uważa Dorota Łoboda.
Dodaje: – Mam takie poczucie, że od początku epidemii resort edukacji za nic nie jest odpowiedzialny. Za edukację zdalną są odpowiedzialni dyrektorzy i samorządy. Za otwarcie przedszkoli i żłobków – samorządy. Za decyzje dotyczące warunków, w jakich szkoły mają funkcjonować – inspekcja sanitarna. Nie ma żadnego wsparcia, ani realistycznego spojrzenia, na ile wytyczne GIS są możliwe do zrealizowania w szkole czy przedszkolu.
A za naukę zdalną dzieci w domu odpowiadają rodzice.
"Warto jednak, żeby samorządy spytały rodziców, czy jest zainteresowanie taka formą opieki. Wydaje mi się, że część samorządów, zwłaszcza tych dużych miast, powiązanych politycznie głównie z Platformą Obywatelską, z góry założyła, że nie będzie tego robiła". Czytaj więcej
Dorota Łoboda
Właściwie jedyny komunikat, jaki przekazuje MEN brzmi: to nie są ferie, macie się uczyć. To oschły komunikat pozbawiony empatii i zainteresowania tym, jak młodzi ludzie czują się w tej trudnej sytuacji. A wystarczyłoby nawet kilka ciepłych słów. Nie można ciągle straszyć. Ten brak empatii dotyka też nauczycieli. Przecież na początku pandemii minister powiedział, że nareszcie nauczyciele będą mogli pokazać, że potrafią robić coś innego niż strajkować.