Na prawicy już ruszyło przerzucanie się odpowiedzialnością za chaos z wyborami prezydenckimi. Owszem, oficjalna narracja brzmi, że to wina opozycji i Senatu, który nie spieszył się z pracami nad ustawą o głosowaniu korespondencyjnym. Ale coraz częściej mówi się o winnych w obozie władzy. I wcale nie chodzi wyłącznie o ministra Sasina, ale po kolei...
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
To minister aktywów państwowych, wicepremier Jacek Sasin był twarzą tzw. wyborów kopertowych. W związku po stronie opozycji głośno mówi się o tym, że Sasin powinien za to zapłacić stanowiskiem (czym zresztą wcześniej ministrowi miał grozić sam Jarosław Kaczyński). Koalicja Obywatelska zapowiedziała wniosek o wotum nieufności wobec ministra.
Lista zarzutów PO wobec Jacka Sasina jest długa - od nielegalnego druku kart wyborczych po narażenie państwa na straty budżetowe. Wicepremier oskarżeniami opozycji się jednak nie przejął. "Zarzuty wobec mnie i rządu PiS prezentowane przez pana Budkę w sprawie wyborów prezydenckich są całkowicie niezgodne ze stanem rzeczywistym" – odpowiedział Jacek Sasin.
W obronie ministra Sasina stanął dziś jego zastępca, wiceminister Janusz Kowalski. – Nie wydał w tej sprawie żadnych decyzji. Jego jedyną rolą jest to, że nadzoruje Pocztę Polską. Wszystkie decyzje podejmował Mateusz Morawiecki – powiedział Kowalski na antenie radiowej Trójki, przerzucając odpowiedzialność z wicepremiera na premiera.
Czytaj także: Na prawicy rozpoczęto polowanie na kozła ofiarnego. Już nie Sasin, tylko Morawiecki
Ale jest jeszcze w PiS inny polityk, którego rola w chaosie wyborczym jak dotąd pozostawała niedostrzeżona. Dostrzegł ją reporter RMF FM Tomasz Skory. Dziennikarz prześledził proces legislacyjny nad tzw. Tarczą 2.0, w której ukradkiem posłowie PiS wprowadzili przepis odbierający Państwowej Komisji Wyborczej kontrolę nad organizacją wyborów.
Tą osobą jest były minister środowiska i szef Komitetu Stałego Rady Ministrów poseł Henryk Kowalczyk. To jego poprawki de facto uniemożliwiły organizację wyborów.
Aktualny stan jest zaś taki, że formalnie 10 maja pozostaje terminem wyborów, ale nie da się ich przeprowadzić. Wobec spodziewanego stwierdzenia przez Sąd Najwyższy o nieważności tych wyborów, nowy termin głosowania (korespondencyjnego) ma być wyznaczony na czerwiec lub lipiec.