"Kochaj swoje ciało!" – apeluje do nas ciałopozytywność. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić – jeśli nie potrafimy pokochać swojego cellulitu czy małych piersi, dopadają nas dodatkowo kompleksy, że zdradzamy ruch body positivity. I tutaj przychodzi na pomoc ciałoneutralność. Body neutrality, którego propagatorką jest m.in. Jameela Jamil, uczy kobiety i mężczyzn, że ciało... wcale nie jest takie ważne.
Ruch body positivity zrobił dużo dobrego. Nauczył kobiety (i mężczyzn), że można siebie akceptować i kochać niezależnie od rozmiaru, sylwetki, stanu cery, cellulitu na biodrach czy wielkości biustu. Jednak z biegiem czasu coraz więcej osób zaczęło się na ciałopozytywność skarżyć.
Ruch, który miał łączyć kobiety i być otwarty dla wszystkich, zaczął wykluczać. Szczupłe osoby, jak aktorka i aktywistka Jameela Jamil, które walczyły pod sztandarem body positivity, coraz częściej spotykały się z komentarzami, że są za chude i za ładne, żeby ten ruch reprezentować. A modelka plus size Ashley Graham usłyszała, że za dużo ćwiczy na siłowni, jak na symbol ciałopozytywności.
Inna sprawa to podejście do ciała. Nie jest łatwo je akceptować i kochać, a co dopiero bezwzględnie i 24 godziny na dobę. Ciałopozytywność – które promuje radykalną miłość do swojego ciała – nie dopuszcza jednak wątpliwości i chwil słabości. Za każdym razem kiedy spojrzysz w lustro, musisz powtarzać sobie, że jesteś piękna i idealna. O to przecież chodzi w ciałopozytywnym manifeście.
To pojęcie po raz pierwszy pojawiło się około 2015 roku, ale zostało spopularyzowane dopiero dwa lata później, gdy trenerka fitness Anne Poirier nazwała tak jedne ze swoich zajęć w ośrodku wellness w stanie Vermont w USA. Ciałoneutralność ruszyło jednak z kopyta, gdy zaczęła o niej publicznie mówić Jamil. Gwiazda serialu "Dobre miejsce" tak mówiła w programie "The Daily Show" we wrześniu 2019 roku:
Ciałopozytywność nie jest dla mnie. Ten ruch był stworzony dla kobiet, które są dyskryminowane – w gabinetach lekarskich i przez społeczeństwo – z powodu swojego rozmiaru. Dla nich ten ruch jest koniecznością. Ja jestem szczupła, więc nie jest dyskryminowana z powodu rozmiaru. Osobiście wierzę w wyzwolenie ciała i ciałoneutralność. Wierzę, że nie trzeba myśleć non stop o swoim ciele i mam ten luksus, że nie muszę tego robić, bo nie jestem ciągle prześladowana z powodu swojej wagi. Jestem osobą, która zmagała się z zaburzeniem odżywienia i wciąż cierpię na dysmorfofobię, więc robię w ciągu dnia więcej rzeczy, gdy nie myślę o swojej figurze. Nie potrafię stanąć przed lustrem i powiedzieć: „Och, kocham moje uda, kocham mój cellulit”. Mogę po prostu o nich nie myśleć i zamiast tego myśleć o stanie mojego konta bankowego albo orgazmach, wiecie?
Słowa Jamil – która prowadzi również poświęcone body neutrality konto na Instagramie "I WEIGH" – to ciałoneutralność w pigułce. Fundamentem tego ruchu – który wcale nie wyklucza ciałopozytywności, ale jest raczej jego uzupełnieniem – jest bowiem przekonanie, że nie trzeba kochać swoje ciała cały czas. Ba, nie trzeba też wcale o nim cały czas myśleć.
– Chcę promować body neutrality, dzięki któremu mogę po prostu siedzieć i nie myśleć o tym, jak wygląda moje ciało – stwierdziła Jameela Jamil w innym wywiadzie, a jej słowa cytowała zachwycona Taylor Swift w wywiadzie radiowym z DJ Zanem Lowem. Dla piosenkarki, która od początku swojej kariery spotykała się z dyskryminacją i slut-shamingiem, ciałoneutralność była wyzwoleniem.
Autorka książki, która prowadzi również ciałoneutralne konto na Instagramie "Beyond Beautiful", dowodzi, że ciałopozytywność nie jest odpowiedzią na kompleksy. Wręcz przeciwnie, może je wzmacniać, gdyż skupia się wyłącznie na wyglądzie. A to pułapka.
– Jako społeczeństwo, mamy taką obsesję na punkcie wyglądu, że nie potrafimy nawet pojąć tego, że ktoś może być perfekcyjnie szczęśliwy, nawet jeśli uważa, że jest piękny. Dlatego mówimy ludziom: "Twoje defekty są piękne" podczas gdy powinniśmy mówić: "Twoje defekty są nieważne" – pisze Reese, która stworzyła podręczną ściągawkę, jak odróżnić ciałopozytywność od ciałoneutralności:
Główna różnica między obydwoma ruchami? W duchu body positivity mówimy do siebie: "Czuję się ze sobą dobrze, bo wiem, że jestem piękna", podczas gdy mantra body neutrality to: "To jak się ze sobą czuję, nie ma nic wspólnego z moim wyglądem". A takie myślenie wyzwala osoby, które nie potrafią i nie chcą kochać siebie non stop, jak chociażby kobiety i mężczyźni z niepełnosprawnościami.
W rozmowie z Huffington Post mówiła o tym psychoterapeutka Aliston Stone. – Zbyt często w kwestii kochania własnego ciała wpadamy w biało-czarną pułapkę: albo siebie kochamy, albo nienawidzimy. Tymczasem ruch ciałoneutralność oferuje nam złoty środek. To przestrzeń dla akceptacji – tłumaczyła ekspertka.
Co zamiast ciałopozytywności?
Jednak jak wygląda ciałoneutralność w praktyce? Jeśli mamy nie skupiać się tylko na ciele – zarówno na swoich kompleksach, jak i jego bezwarunkowym kochaniu, to... o czym mamy myśleć? Wracają tutaj przytoczone na początku słowa Jameeli Jamil, która woli skupiać się na orgazmach czy stanie swojego konta.
Ciałoneutralność zakłada, żeby myśleć nie o tym, jak nasze ciało wygląda, ale o tym, co może nam dać. Satysfakcję seksualną, przyjemność z pysznego jedzenia, dumę, gdy udaje nam się pokonać ograniczenia: na przykład, kiedy wykonamy nową trudną pozycję w jodze czy przejdziemy o 100 metrów dalej podczas kolejnego dnia rehabilitacji po operacji nogi. Lepiej myśleć o tym, jak silne są nasze ręce i nogi, niż o tym, czy są zgrabne i seksowne.
Jednak tak jak mówiła Jamil, nie wszystko toczy się wokół ciała. Ciałoneutralność zakłada, że swoją wartość nie budujemy na swoim wyglądzie. Możemy być szczęśliwi z powodu świetnej pracy, kochającej rodziny, lojalnych przyjaciół, udanego związku czy pokaźnego stanu konta, co pokazuje poniższy post aktywistki i aktorki:
Ale co jest dla nas lepsze? Ciałopozytywność czy ciało neutralność? To zależy już od każdej i każdego z nas – każdemu odpowiada co innego. Prawda jest jednak taka, że wydostanie się spod dyktatu ciała – i tego negatywnego, i pozytywnego – oraz pokonanie przymusu kochania się non stop (nawet w chwilach słabości i kryzysu) to prawdziwa wolność.