Polskie szkoły nie radzą sobie z edukacją młodzieży w kwestii zdrowego żywienia. Kolejni ministrowie zasypywani są gradem krytyki. Od lat polski system edukacji nie może zostać zreformowany, a ostatnimi dużymi zmianami były te przeprowadzone w 1999 roku przez Mirosława Handke. A może reformy wcale nie są potrzebne i brakuje jedynie sprawnego korzystania z istniejących przepisów?
– Otyłych dzieci jest wciąż mniej niż na przykład w Stanach Zjednoczonych, czy u sąsiadów w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii, ale tempo wzrostu otyłości w Polsce jest w tej chwili największe w porównaniu do innych krajów – powiedziała prof. Jadwiga Charzewska z Instytutu Żywności i Żywienia w TVN24. I to pomimo akcji "Owoce w szkole" na którą razem z Unią Europejską wydaliśmy około 50 milionów złotych.
Nasze ministerstwo edukacji jest bezsilne. I nie tylko w tej kwestii. Kolejni ministrowie są krytykowani przez dziennikarzy i ekspertów. Mają zbyt wiele obowiązków i sobie nie radzą czy może wręcz przeciwnie - są bezsilni, bo nie mają środków do działania? Otyłość dzieci to tylko niechlubny wyjątek czy obraz całego systemu?
– Nie wydaje mi się jednak, że ministerstwo ma za mało kompetencji – ocenia Jan Gliszczyński, wiceburmistrz Czerska w województwie pomorskim. – Pokazał to chyba Roman Giertych, który zabrał się za zmianę kilku rzeczy, sporo się działo. Nie chcę oceniać, czy w dobrym czy złym kierunku, ale działo się – przypomina samorządowiec. Jednak od kilkudziesięciu miesięcy ministerstwo robi coraz mniej. Słabnie system kuratoriów oświaty, które mają coraz mniej zadań – przypomina.
"Mamy stan rozchwiania"
W jego ocenie winne są niejasne przepisy. – Mamy stan rozchwiania - albo wszystko powinno być w MEN albo w samorządach. To my ustalamy wysokość dodatków dla nauczycieli za staż, osiągnięcia czy dojazd, a ministerstwo decyduje tylko o podstawowym wynagrodzeniu. Nauczyciel, jako urzędnik publiczny, powinien być wszędzie traktowany tak samo, niezależnie w jakiej gminie pracuje – postuluje samorządowiec. Poza tym przez obecny stan rzeczy samorządy muszą dokładać wiele milionów rocznie do zadań oświatowych.
Jakby tego było mało, ministerstwo nakłada dodatkowe obowiązki na organy prowadzące, dyrekcje szkół jak i samych nauczycieli. – Każdy, kto choć trochę orientuje się w sytuacji szkolnictwa wie, że dobry albo chociaż przyzwoity nauczyciel pracuje więcej niż 18 godzin w tygodniu. Musi się przygotować do lekcji i dodatkowo wypełnić tony papierów. Jednak karta nauczyciela nie jest najlepszym sposobem ochrony praw nauczycieli. Jest anachroniczna i powinna zostać zastąpiona innym aktem – ocenia Jan Gliszczyński, wiceburmistrz Czerska.
Jednak do tego brakuje woli politycznej i wizji zmian. Bo raczej nie narzędzi. – Akurat Ministerstwo Edukacji Narodowej jest jednym z tych, które ma największy wpływ na na materię, którą się zajmuje – ocenia Konrad Piasecki, dziennikarz RMF FM i TVN24. – Przecież to MEN ustala podstawę programową, według której się uczy, wyznacza wymogi, według których organizowane są egzaminy i ustala ich kształt. Poza tym to MEN decyduje jak wygląda system szkolnictwa, na jakiej podstawie uczniowie przechodzą do kolejnych klas – zauważa Piasecki.
"Szkoła nie może być miejscem, które umywa ręce od kłopotów"
Jednak drogą na poprawę kondycji polskiej edukacji nie jest przekazanie zadań innym, tylko taka zmiana działania MEN, by radziło sobie z odpowiedzialnością. – To rzeczywiście olbrzymia władza. Nie wyobrażam sobie jednak jej przekazania na przykład samorządom, bo edukacja w całym kraju powinna być mniej więcej jednolita. Nie wyobrażam sobie, by dzieci w jednym z województw były w gorszej sytuacji niż w sąsiednim. Z wizją naprawdę można w polskiej szkole sporo zmienić – przekonuje dziennikarz.
I nie chodzi tylko o poziom nauczania, bo z tym jest całkiem dobrze, ale o funkcje wychowawcze. – Szkoła nie może być miejscem, gdzie tylko się edukuje, które umywa ręce od kłopotów czy kształtowania wzorców: patriotycznych, wychowawczych czy społecznych – ocenia Konrad Piasecki. – Innym tematem jest to, jakie ma narzędzia. Nie powinna to być szkoła w stylu XIX wieku, która twardą ręką chce wychowywać uczniów. Szkoła musi czuwać, a nic tak nie pomaga uczniowi jak dobry kontakt z nauczycielem, dobrym pedagogiem, który jest zaangażowany w swoją pracę – mówi dziennikarz RMF FM i TVN24.
Silny wpływ na polską edukację mieli ministrowie Handke i Giertych
I zadaniem ministrów jest stwarzać nauczycielom warunki do takiej pracy, ale również kontrolować jej wykonywanie. – Silny wpływ mieli na polską edukację ministrowie Mirosław Handke i Roman Giertych. Ten pierwszy stoi za reformą systemu edukacji - czy udaną to dyskusyjne. Z punktu widzenia edukacji może tak, ale z punktu widzenia wychowania - niekoniecznie – ocenia Piasecki.
Niejednoznaczny jest też bilans rządów drugiego z ministrów. – Roman Giertych próbował odmienić ten liberalny kierunek, w jakim zmierzało polskie szkolnictwo. Uważam, że pomysł z mundurkami był dobry, bo dzieci często oceniały się na podstawie ubioru. Poza tym Giertych wrzucał ciekawe tematy do dyskusji publicznej - na przykład lektury. Miał pomysły, ale krótko pracował i części nie zdążył zrealizować, część została cofnięta. Handke i Giertych to dwójka, którzy zdecydowanie odcisnęli się w naszej pamięci. Nie zawsze dobrze – podsumowuje Konrad Piasecki.
"MEN wdraża kolejne pomysły, ale ich finansowanie przerzuca na samorządy"
Reforma będąca autorstwem Mirosława Handke przysporzyła gminom nowych obowiązków. Te z mniejszymi lub większymi problemami się z nich wywiązują. – Samorządom przydzielono zadania finansowania oświaty, a nie wyznaczania podstawy programowej i myślę, że lepiej, aby tak zostało – postuluje Waldemar Siwiński, redaktor naczelny miesięcznika edukacyjnego "Perspektywy".
– Problem leży w nadmiernym rozroście administracji. Przypominam, że jeszcze siedem lat temu było jedno ministerstwo, które zajmowało się oświatą, szkolnictwem wyższym i sportem - Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu. Potem zaczęto je dzielić, z przyczyn politycznych (na przykład, żeby wygospodarować "jakiś resort" dla koalicjanta) – przypomina. – Obecnie - chociaż mamy mniej dzieci, mniej nauczycieli, mniej studentów i mniej medali olimpijskich - mamy aż trzy zajmujące się nimi ministerstwa! Rozrost biurokracji musiał wpłynąć negatywnie na pracę tych urzędów – ocenia Siwiński.
Tam gdzie jednym przybywa pracy i etatów, innym ubywa. – Dawniej zarówno nadzór jak i finansowanie szkół leżały w gestii kuratoriów oświaty. Teraz pieniędzmi zajmują się tak zwane organy prowadzące, czyli samorządy. Następnie utworzono niezależny system egzaminowania, poprzez powołanie Centralnej i ośmiu Okręgowych Komisji Egzaminacyjnych - i to był dobry pomysł, który się też znakomicie sprawdził. Ale kuratoriom pozostało właściwie już tylko wizytowanie szkół. To bardzo niewiele – ocenia Waldemar Siwiński z "Perspektyw".
Ta zmiana spowodowała nowe kłopoty, które odczuwają samorządy. – Ministerstwo wdraża kolejne pomysły i akceptuje nowe zobowiązania, ale ich finansowanie przerzuca na samorządy. Co prawda wszystkie dzieci nasze są, ale zgodnie z konstytucją odpowiedzialność za szkolnictwo leży po stronie państwa – zaznacza rozmówca naTemat.
Reklama.
Jan Gliszczyński
wiceburmistrz Czerska w województwie pomorskim
Nie wydaje mi się jednak, że ministerstwo ma za mało kompetencji. Pokazał to chyba Roman Giertych, który zabrał się za zmianę kilku rzeczy, sporo się działo.
Konrad Piasecki
dziennikarz RMF FM i TVN24
Akurat Ministerstwo Edukacji Narodowej jest jednym z tych, które ma największy wpływ na na materię, którą się zajmuje
Konrad Piasecki
dziennikarz RMF FM i TVN24
Szkoła nie może być miejscem, gdzie tylko się edukuje, które umywa ręce od kłopotów czy kształtowania wzorców: patriotycznych, wychowawczych czy społecznych
Waldemar Siwiński
redaktor naczelny "Perspektyw"
Samorządom przydzielono zadania finansowania oświaty, a nie wyznaczania podstawy programowej i myślę, że lepiej, aby tak zostało