"Zimni ogrodnicy" namieszali w pogodzie. W tym roku sprawdziło się co do dnia
redakcja naTemat
12 maja 2020, 15:56·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 12 maja 2020, 15:56
Pogoda w Polsce gwałtownie się zmieniła. Po kilkunastu wiosennych dniach przyszły deszcz, burze z gradem, wiatr... i śnieg. Chociaż mamy maj i powinno być ciepło, to znawcy zjawisk atmosferycznych wiedzą, co jest na rzeczy. W tym roku "zimna Zośka" sprawdziła się co do dnia.
Reklama.
Śnieg w połowie maja – i to nie w górach, ale także na nizinach – to jednak w Polsce dziwne doświadczenie. Zwłaszcza jeśli w poniedziałek w wielu miejscach temperatura w kraju sięgała 27, 28 stopni Celsjusza. Okazuje się jednak, że to wszystko może być całkiem normalne.
Co to jest "zimna Zośka"?
Na początku wyjaśnijmy, o co w ogóle chodzi. "Zimni ogrodnicy", albo jak kto woli "zimna Zośka", to charakterystyczne zjawisko klimatyczne dla naszej części Europy. Polega na zmianie cyrkulacji atmosferycznej. Przy słabnącym wyżu zaczyna napływać zimne powietrze z obszarów polarnych. Na przestrzeni lat zaobserwowano, że dochodzi do tego między 1 a 25 maja.
Najwyższe prawdopodobieństwo ochłodzenia występuje między 10 a 17 maja i wynosi aż 34 proc. No i proszę. W 2020 roku wszystko sprawdziło się co do dnia.
Już 11 maja w części kraju ochłodziło się, ale prawdziwe zimno przyszło do nas 12 maja, czyli w dniu św. Pankracego. Z kolei 13 maja swój dzień ma św. Serwacy, 14 maja św. Bonifacy, a 15 maja św. Zofia. Wszyscy to wspominani już "zimni ogrodnicy".
Jak wynika z ludowych tradycji, po 15 maja ma się ocieplić, a już na pewno nie wrócą wiosenne przymrozki. Patrząc na aktualne prognozy dla Polski, to by się zgadzało, bo właśnie przed weekendem ma zawitać do nas ponownie ładna pogoda.