
Poniższy artykuł jest częścią cyklu "Świat po pandemii". To akcja zainicjowana przez Sebastiana Kulczyka i jego platformę mentoringową Incredible Inspirations, w której wspólnie publikujemy 21 tekstów wyjaśniających, jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość i "nowa normalność" po kwarantannie i koronawirusie. Czytaj więcej
"Nie przegap okazji na wykorzystanie kryzysu"
– Winston Churchill mawiał, że nigdy nie można przegapić okazji na wykorzystanie dobrego kryzysu... Na pewno pojawi się szereg takich sytuacji, kiedy będzie można zająć jakąś niszę, która się pojawi jako nowa lub opustoszała – stwierdza Łukasz Bernatowicz. Natychmiast dodaje jednak, że choć takie założenia mają pewne racjonalne podstawy, to proste porównania do lat 90-tych uważa za nieuzasadnione.Wówczas wszystko rodziło się od podstaw. Przykładowo, w latach 90-tych nie było systemu bankowego, nie było systemu udzielania kredytów. W zasadzie wszystkie banki dopiero się tworzyły, w różnych okolicznościach. To naprawdę były zupełnie inne czasy. Nic takiego nie czeka nas po pandemii
Państwa w ruinie nie będzie
Z nadziejami na to, że kryzys wywołany przez pandemię koronawirusa SARS-CoV-2 sprawi, iż za kilka-kilkanaście miesięcy zastaniemy gospodarczy świat w realiach pozwalających na łatwy i szybki dorobek w stanowczych słowach rozprawia się także inny z ekspertów, z którymi rozmawiamy.Porównywanie czasów po pandemii z latami 90-tymi nie ma większego uzasadnienia, choć rzeczywiście jest takie poczucie w społeczeństwie. Co być może wiąże się z tym, iż ekonomiczne skutki pandemii koronawirusa uderzyły nas w zasadzie z dnia na dzień. To jest największa różnica między aktualną sytuacją, a poprzednimi kryzysami wynikającymi z cyklu koniunkturalnego.
"Normalny kryzys" rozwija się miesiącami. Na przykład, Lehman Brothers upadł 15 września 2008 roku, ale amerykańska gospodarka weszła w recesję dopiero w pierwszym kwartale 2009 roku. Teraz wszystko dzieje się de facto z godziny na godzinę, gdy poszczególne rządy wciskają guziki zamrażając lub odmrażając jakieś obszary
Duże kariery zrobione na kryzysie
Jak przekonuje jednak Łukasz Berantowicz, z pewnością "będą jakieś duże kariery, czy też duże biznesy", które zbudowane zostaną głównie na tym, że niektóre branże kryzys dotknął w większym stopniu niż inne. O wejściu w biznes jedynie z kapitałem szczęścia czy życiowej zaradności raczej nie ma mowy. Jednak ci, którzy w świecie po pandemii koronawirusa będą mieli jakiś kapitał, pewne szanse dostaną.W latach 90-tych był ogromny popyt na wszystko, a tego "wszystkiego" nie było. W związku z tym każdy, kto na przykład coś sprowadzał – nie ważne, czy były to trampki, skarpetki czy ciężarówki – ten w zasadzie miał rynek zbytu. Komputery, samochody, ubrania - wszystko szło na pniu.
W tej chwili nie mamy takiej klęski braku podaży. Podaż jest na całkiem przyzwoitym poziomie, tylko został zaciągnięty ręczny hamulec przez rządzących ze względu na pandemię. Gdy ten hamulec zostanie zwolniony, ludzie ruszą nadrabiać stracony czas. Na pewno znajdą się tacy, którzy - w pozytywnym tego słowa znaczeniu – wykorzystają kryzys
Zasadnicza różnica względem lat 90-tych
I tym razem ekonomista studzi jednak emocje tych, którzy wierzą, że tzw. nowa normalność pozwoli im na łatwe wejście w biznes, czy szybki dorobek. I nie chodzi tylko o to, że nie ma co marzyć, iż nawet te branże docenione dopiero w obliczu zagrożenia koronawirusem stworzą nisze do łatwego zajęcia.To naprawdę nie jest atmosfera dla wybuchu aktywności biznesowej. Aktualna władza nie wspiera prywatnego modelu gospodarki. A to nie daje takiej źródłowej podstawy do tego, by ktoś mógł marzyć o powtórzeniu sukcesów, które możliwe były w latach 90-tych
A oto największe podobieństwo
Są jednak i tacy, którzy z nadzieją patrzą na to, że koronawirus w pewnych kwestiach cofnie gospodarkę o kilka dekad nie po to, by samemu inwestować, a po prostu znaleźć posadę w branży, w której zarobki będą diametralnie różniły się od średniej krajowej. Na przełomie wieków także takie realia pozwalały na dorobienie się. Wtedy pensje wielokrotnie wyższe od tych, które dostawali przeciętni Kowalscy wypłacano m.in. w raczkujących dopiero branżach reklamowej czy medialnej, narzekać nie mogli też wszelkiej maści finansiści.Ci, którzy lepiej na tym kryzysie wyszli - nawet nie pracując na własny rachunek – zdobędą środki, które będą mogli zainwestować. A w co?
Giełda w Polsce nie jest zachęcającym miejscem do inwestowania, bo zwykle świeci się na czerwono, niemniej można tu szukać okazji wśród spółek, które dobrze sobie poradzą w kryzysie. Może wspomniane już nieruchomości? Zapewne też tradycyjnie, złoto, które ma się dobrze w ciężkich czasach. Srebro, pod warunkiem, że jego wykorzystanie w przemyśle dramatycznie nie spadnie