– Inaczej śpi i funkcjonuje człowiek, który ma pewne oszczędności, niż ten, który tych oszczędności nie ma – mówi ekonomista, prof. Andrzej Buszko. O słuszności tego twierdzenia z pewnością przekonaliśmy się w ostatnich tygodniach. Dla części osób ta lekcja była, a może i nadal jest, bardzo dotkliwa. Nasz rozmówca radzi więc wyciągnąć z niej wnioski, a tym samym nauczyć się odkładać kilka groszy na gorszy czas. Podpowiada też, jak to zrobić, nawet gdy uważamy, że zarabiamy za mało.
Czyli pierwszym krokiem powinna być zmiana myślenia? Duża część z nas nie ma, nazwijmy to, nawyku oszczędzania.
Do oszczędzania trzeba podejść zdroworozsądkowo. Każdy, kto zetknął się z życiem trochę na poważnie, wie, że poduszka bezpieczeństwa jest potrzebna. Tą poduszką są pewne zasoby finansowe. Los płata nam przecież różne figle, raz jest lepiej, raz gorzej. Nawet w biblii jest napisane, że po latach tłustych przychodzą lata chude.
Trzeba się więc zastanowić, co robić, kiedy są właśnie lata chude. Każda doktryna ekonomiczna mówi o tym, że trzeba być jednak jakoś zabezpieczonym. Trudno jednak określić, ile, kto ma mieć. Wszystko zależy od potrzeb, stylu życia i oczywiście zarobków.
Jednak bez względu na to, przezorność jest zasadna. Inaczej śpi i funkcjonuje człowiek, który ma pewne oszczędności, niż ten, który tych oszczędności nie ma.
Zupełnie inaczej zachowują się ci, którzy znaleźli się w tej sytuacji, ale mają oszczędności. Oczywiście też narzekają, mówią: czekamy na otwarcie, na odmrożenie, ale mamy swój kapitał i będziemy jakoś żyli.
Osoby, które nie oszczędzają są narażone na duży szok. Ich życie może gwałtownie się zmienić. Muszą się np. wyprzedać. Życie nie znosi próżni, trzeba coś zjeść, opłacić rachunki i zapłacić podatki.
Jednak na ten kryzys wiele osób nie było przygotowanych. Jest to więc trudna lekcja.
Dlatego oszczędzanie nabiera dużego znaczenia. Dlatego będziemy musieli się do niego przyzwyczaić. Wiadomo, że ktoś powie: "Ale ja mało zarabiam". Oczywiście można na tym poprzestać. Trzeba jednak zadać sobie takie pytanie: Czy naprawdę zostały zweryfikowane moje wydatki? Np. palę papierosy, czy muszę je palić? Jestem uzależniony od 10 kaw dziennie, czy nie wystarczą mi dwie kawy?
Nie chodzi o to, aby przestawić się teraz na taki pustelniczy tryb życia. Jest takie dobre rosyjskie powiedzenie, po kopiejkę car się schyli, a po rubla klęknie. W związku z tym uważam, że możemy oszczędzać niewielkie kwoty, ale systematycznie. To robi duże wrażenie.
Przykłady?
W dużej firmie w Warszawie, w której kiedyś pracowałem, był menadżer, który zrezygnował z dojazdów samochodem do pracy. Zaczął do niej chodzić. Oczywiście stać go było na użytkowanie auta. Pieniądze, które w ten sposób zaoszczędził, wkładał do puszki i okazało się, że po roku miał w niej 7 tys. zł. Wcześniej wiele czasu spędzał też w korkach, więc ta zmiana nie sprawiła, że droga do firmy trwała dłużej.
Można szukać oszczędności, ale są osoby, które za dużo nie odkładają i mówią, a co to jest 5 zł czy 10 zł dziennie. Co to jest jedna paczka papierosów dziennie. Proszę jednak pomnożyć ten wydatek przez 30 dni i mamy zupełnie inną kwotę. Zobaczmy ile można oszczędzić odkładając niewielkie kwoty. Ważne jest to, żebyśmy się do tego przyzwyczaili.
Jest jednak jeszcze jeden problem. Część ludzi myśli tak, jak myślało się w systemie socjalistycznym. Była propaganda, że państwo wszystko zapewni, ale państwo nie jest od tego, żeby wszystkim, wszystko dać.
Życie na zasadzie, ja nie muszę od siebie dawać niczego, bo państwo mi wszystko zapewni, jest złudne. Skąd państwo ma brać kasę? Jakieś systemowe rozwiązania, owszem, jak najbardziej można oczekiwać takich generalnych wytycznych.
Musimy czuć się odpowiedzialni za własny los. Nie może być tak, że mimo, że mam pracę, mimo tego, że względnie poprawnie zarabiam, będę wydawał wszystko, a potem będę oczekiwał jakiegoś wsparcia, bo nie zadbałem o siebie do końca.
Jakie są więc sposoby na odkładanie pieniędzy? Gdzie jeszcze można szukać oszczędności?
Nasze potrzeby dzielą się na kilka grup, są rzeczy na które środki musimy wydatkować. Jednak zgodnie z zasadą Pareto, jest tak, że 80 proc. naszych potrzeb jest zaspakajanych przez 20 proc. naszych dochodów. Innymi słowy, większość środków, które wydajemy są zbędne.
Trzeba się więc zastanowić z czego możemy zrezygnować, a na co środki musimy ograniczyć. Oszczędzanie to nie jest tylko fizyczne posiadanie dochodów i wkładanie ich do skarbonki. Mianowicie, ile razy i u kogo, telewizor włączony jest przez 24 godziny na dobę? Jesteśmy w innym pokoju, a telewizor cały czas chodzi. Podobnie jest ze światłem.
Popatrzmy też, ile wody marnujemy przez choćby nieszczelną uszczelkę. Nie chodzi więc tylko o dochody i odkładanie pieniędzy do banku. Chodzi też o oszczędzam na rzeczach, które nazwijmy to, są trochę niewymierne, ale odbiją się np. w rachunku za energię.
Kolejna kwestia, w bogatych krajach np. w Holandii, bardziej popularne są second handy. Ludzie szukają dobrych marek i rzeczy dobrej jakości, ale wolą zapłacić za to 1/10 mniej niż w sklepie firmowym numer jeden.
Następnym elementem, którego też bym nie ominął, jest oszczędzanie w kontekście dbania o zdrowie. Proszę zwrócić uwagę na to, że część osób woli inwestować w siebie, w swoje zdrowie, nawet niewielkim wysiłkiem typu poranny bieg, poranny trucht, jakieś ćwiczenia, różne formy aktywności. I na co się to przerzuca? Na to, że później mniej wydajemy na lekarstwa, na lekarza, bo cieszymy się lepszym zdrowiem. Sport zmienia nawyki, inaczej się je, nie pije się tyle alkoholu.
Część kupuje samochody z górnej półki po to, żeby eksponować się w środowisku. Inni zadają sobie pytanie, po co mi ten samochód? Wystarczy dobry, bezpieczny samochód, którym można się przemieszać.
Trzeba też chyba uważać, żeby nie dać złapać się w pułapkę wyprzedaży. Wydaje nam się, że kupujemy taniej, a tak naprawdę wydajemy więcej lub w ogóle wydajemy pieniądze, których nie ruszylibyśmy z konta, gdyby nie reklama okazji...
Kupowanie ponad miarę jest pewnym uzależnieniem. Ci którzy przygotowują wyprzedaże, wiedzą jakie są mechanizmy i jaka jest psychika ludzi. Informują np. że te buty kosztowały 2000 zł, a teraz można je mieć za jedyne 300 zł. Trudno nie ulec takiej pokusie. Wyprzedaże nakręcają sprzedaż. Człowiek, który kupuje wmawia sobie: ale była okazja.
Czy nie jest jednak wręcz tak, że czas izolacji, to całkiem dobry moment na zaczęcie oszczędzania? Weryfikujemy swoje wydatki siedząc w domu. Nagle zdajemy sobie sprawę, ile pieniędzy szło, a to na kawę jedną, a to na jakąś sałatkę, a to na coś innego.
Tak, bo to są wydatki, których my nawet nie zauważamy. Z tą kawą też jest ciekawie, ponieważ ja kawę lubię bardzo. Stać mnie na nią, ale zawsze było tak, że za każdym razem, kiedy zajeżdżałem na stację benzynową, to ją kupowałem. Teraz też mi się to zdarza, ale w zasadzie odszedłem od tego, bo kupiłem ekspres.
Wyliczyłem, że to espresso przygotowane w domu kosztuje mnie 3 razy mniej niż na stacji, a nie wspominam już o cenach w knajpach. To naprawdę się kalkuluje, a nie wspomnę już o osobach, które kupują trzy kawy dziennie.
Podobnie jest z butelkami na wodę.
Oczywiście, wcześniej kupowałem dużo wody w butelkach, ale teraz mam filtr do wody i robię rzecz następującą, zrywam trochę mięty z ogródka i dodaję trochę cytryny. To też ma sens i też się liczy.