"Jestem zbulwersowany i zażenowany próbą wplątania mnie w tak poważną sprawę, jaką jest afera kryminalna w Zatoce Sztuki. Chciałem zdecydowanie zaprzeczyć jakimkolwiek moim kontaktom z właścicielami tego miejsca oraz z innymi osobami oskarżonymi w tej sprawie" – napisał Radosław Majdan w oświadczeniu. Jest kolejną osobą, która jest wściekła na Sylwestra Latkowskiego za użycie wizerunku w dokumencie "Nic się nie stało".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Na Instagramie napisał, że jest tą sytuacją zbulwersowany i wierzy, że to tylko pomyłka. Domaga się wyjaśnień. "Pan Sylwester Latkowski w sposób kłamliwy i bez żadnych podstaw wplatał mnie w tak bulwersującą sprawę. Zakładam, że wymienienie mojego nazwiska w trakcie łączenia na żywo po emisji filmu wynikało z rozemocjonowania i stanowiło oczywistą pomyłkę. Oczekuję, że pomyłka ta zostanie sprostowana, w innym razie kieruję sprawę na drogę sądową" – napisał na Instagramie.
Na film zareagowała też jego żona Małgorzata Rozenek-Majdan. "Nazwisko Radzia padło raz i jak zakładamy w wyniku pomyłki. Co zamierzamy dowieść" – napisała w odpowiedzi na komentarz jednej z internautek. "Straszne, że udowodnienie tej pomyłki rzuci cień na wiarygodność całej sprawy, a sprawa ta już dawno powinna się skończyć ukaraniem winnych" – dodała prezenterka. W tej sprawie sam Majdan wysłał smsa do Latkowskiego jeszcze w trakcie programu na żywo.
"Na 'Nic się nie stało' Sylwestra Latkowskiego czekałam z niecierpliwością. Był szumnie zapowiadany jako akt oskarżenia wobec celebrytów – pedofilów, spodziewałam się więc nazwisk i dowodów, choćby w postaci zeznań pokrzywdzonych. Nic z tego. Film to drewniana rekonstrukcja opisanej już przed laty przez inne media historii przestępczości seksualnej wobec dziewcząt z Trójmiasta" – napisała w swojej recenzji Anna Dryjańska.