Od 64 lat warszawska restauracja "Przysmak" serwuje domowe obiady m.in. dla znanych aktorów i artystów. Teraz grozi jej zamknięcie, bo – jak zgodnie mówią siostry właścicielki – to restauracja z czasów, które minęły jakieś 20 lat temu.
– Widzę jak dziś. Tutaj siedział Jerzy Hoffman, tu przy ścianie Emilian Kamiński, tam Agata i Daniel Passentowie. Byli też Michał Bajor, Irena Kwiatkowska. Tam z książką siadał Waldemar Łysiak – mówi Wanda. – Siostra mnie woła, a tu rzuca mi się na szyję klient, którego od 15 lat nie widziałam. Innym razem patrzę: Jacek Gmoch, ten trener, co chyba zagranicą pracuje. Wyściskaliśmy się, kawę wypiliśmy. Jerzy Gruza do tej pory przychodzi. Mieszka naprzeciwko, o, w tej kamienicy – opowiada Barbara.
Prawdopodobnie najstarsza restauracja
Siostry, Barbara Denkiewicz i Wanda Wrzeszcz, to właścicielki warszawskiej restauracji "Przysmak". Choć właściwe same nie wiedzą, czy określenie "restauracja" do tego lokalu pasuje. Zwykłe mieszkanie. Wąski korytarz, w największym pomieszczeniu kuchnia, mała spiżarka vis a vis drzwi wejściowych, w końcu po lewej jadalnia, albo, jak kto woli, "sala restauracyjna". Kilka stolików nakrytych ceratą, przy nich stołki i krzesła, którym daleko do luksusu. Przywiędłe kwiaty, kiczowate nieco obrazki na ścianach, na parapecie szklanki, w których "restauratorki" za dwie godziny, kiedy przyjdą pierwsi klienci, podadzą kompot do obiadu.
– Nie wiem, czy w Warszawie jest jeszcze tak stara restauracja – zastanawia się Wanda. Tuż po wojnie, w 1948 roku, ten właśnie lokal przy ulicy Lwowskiej wynajęła była studentka geologii. Rzuciła studia, by zająć się kuchnią. Niemal trzydzieści lat później trafiła tu 19-letnia Barbara. Dziś współwłaścicielka, wtedy dziewczyna do pomocy, a wkrótce prawa ręka szefowej. – Kiedy pierwsza właścicielka przechodziła na emeryturę zaproponowała, żebym to ja przejęła ten lokal serwisujący obiady domowe. W 1990 roku wzięłam sobie siostrę po technikum gospodarczym. I tak to trwa… – wspomina Barbara.
Czas się zatrzymał
Restauracja trwa już 64 lata. Ale czas jakby się tu zatrzymał. Wanda: – Kiedy była rocznica Powstania Warszawskiego, na parkanie przy Politechnice wisiały zdjęcia z Powstania. Idę i widzę naszą kamienicę. Na zdjęciu wyglądała dosłownie identycznie jak teraz. Wspaniałe zdjęcie, aż mi się łzy w oczach zakręciły. Fajnie byłoby, gdyby udało się te zdjęcia zdobyć i zawiesić tutaj na ścianie.
Tylko piec zmienił się tu z węglowego na bardziej nowoczesny. No i okna. – Choć z tymi oknami to było tak: wyrzuciliśmy drewniane, bo się doczyścić nie dały i wstawiliśmy plastikowe. A klienci potem mówili nam, że jakoś tak dziwnie, bo tamte miały lepszy klimat – dodaje Wanda.
Klimat w pierogach
Klimat, oto słowo klucz. To dzięki niemu przez lata przychodzili tu studenci Politechniki Warszawskiej, znani aktorzy i artyści, sąsiedzi zza rogu i obcy spoza Warszawy. Czym właściwie jest? – Klimat? Wiele osób mówi, że kiedy tu przychodzi odbiera to tak, jakby ich mama do domu na obiad wołała. Przychodzą, opowiadają, co się dzieje w pracy, jak dzieci, gdzie na urlop – mówi Wanda.
Barbara odpowiada wyciągając dwie kartki. Pierwsza, pobazgrana niebieskim długopisem. Tak tu wygląda menu. Buraczki, mielony, ziemniaki, schabowy, kapusta, leniwe, pierogi, ryby. Dziś będą naleśniki. – Jedzenie to też klimat. Tak, droższe mamy obiady niż wszędzie. Niektórzy mówią, że osiem złotych za zupę to dużo. Ale gdzie znajdą pomidorową z prawdziwych, dobrych, naturalnych pomidorów? – pyta.
Druga kartka to lista znanych, którzy tu przychodzili i wciąż przychodzą. – Wojtek Młynarski od swojej matury jada tu właściwie codziennie. Dziś też przyjdzie. Siada tutaj Ania Mucha, niedawno zaczęła przychodzić ze swoim dzieckiem – mówi. Bo jedzenie i wystrój swoją drogą, ale klimat w "Przysmaku" tak naprawdę tworzą klienci. Ci sami od wielu lat. Jak mówią właścicielki, rekordzistka jadała tutaj niemal codziennie przez pół wieku. Zmarła trzy lata temu. Miała 94 lata.
– Dla tych ludzi warto tu przychodzić, cieszą się, mówią, że pyszna zupa. Gdybym nie lubiła tej pracy dawno bym stąd odeszła, bo jestem już na emeryturze – przekonuje Wanda.
Sęk w tym, że tych ludzi jest coraz mniej. Problemy "Przysmaku" zaczęły się, kiedy skończyła się komuna. – To była restauracja z innych czasów. Kiedyś to był ruch i jakieś pieniądze człowiek miał. Teraz po otwarciu wielu punktów gastronomicznych, lepszych i gorszych, wszyscy uciekają do tańszych miejsc. Kiedy zmienił się ustrój już myślałyśmy, że zamkniemy "Przysmak" – mówi Barbara.
Nie te czasy
Lwowska to centrum Warszawy. Jednak tu, za bramą przy numerze 11, wciąż trwa jeszcze PRL. Nie ma reklam, dużych bannerów, które zapraszałyby warszawiaków do środka. W pobliżu ciężko też znaleźć miejsce parkingowe. – Niby w centrum Warszawy, ale jednak schowani w tej uliczce. Proszę popatrzeć na te stare kamienice. Kto tutaj nas znajdzie? Kiedyś ludzie nie patrzyli, że brama brzydka. Dzisiaj patrzą. Wejdą na klatkę, a ja się czasem wstydzę za ten lokal – przyznaje Wanda.
Czytaj także: Włoskie jedzenie w najlepszym wydaniu. Poznajcie "Kuchnię Dantego". Leonardo: "Po prostu lubimy gotować"
Poza tym, jak mówi, powstają duże biurowce, z których ludziom po prostu nie chce się wychodzić na obiad. – A żeby tylko przyszedł i zaczął jeść. Jak posmakuje to będzie przychodził nadal – dodaje.
Co dalej z "Przysmakiem" Wszystko wskazuje na to, że nie dobije do siedemdziesiątki. – W sierpniu nie starczyło nam na komorne. Dopóki my tu jesteśmy, nie chcemy tego zamykać. A co po nas? Nie ma kto tego przejąć. To nie jest biznes dla młodych, bo po prostu na tym się nie da zarobić. Nie te czasy – mówią zgodnie siostry.
Kocham te klimaty. W Krakowie "U Stasi" na Mikołajskiej, na podwórku w kolejce do małego pokoiku z ciasno stojącymi stolikami spotykało się najlepsze towarzystwo. Po wejściu trzeba było zająć wolne krzesło a dziewczyny natychmiast przynosiły przepyszne domowe potrawy.
Jeśli te miejsca zdołały przetrwać do naszych czasów to zróbmy wszystko aby je zachować..........
Barbara Denkiewicz
współwłaścicielka restauracji "Przysmak"
Przychodzą ludzie po 30-40 latach. Boże, wy jeszcze istniejecie, nic się tu nie zmieniło, wszystko takie same: stołki, cerata na stole. Ta cerata to taki relikt przeszłości.
Wanda Wrzeszcz
współwłaścicielka restauracji "Przysmak"
Klimat? Wiele osób mówi, że kiedy tu przychodzi odbiera to tak, jakby ich mama do domu na obiad wołała. Przychodzą, opowiadają, co się dzieje w pracy, jak dzieci, gdzie na urlop,
Marcin
Z komentarzy:
U Pani Wandy stołuję się prawie codziennie. Szkoda byłoby, żeby takie miejsce nie przetrwało.