
Od 64 lat warszawska restauracja "Przysmak" serwuje domowe obiady m.in. dla znanych aktorów i artystów. Teraz grozi jej zamknięcie, bo – jak zgodnie mówią siostry właścicielki – to restauracja z czasów, które minęły jakieś 20 lat temu.
Siostry, Barbara Denkiewicz i Wanda Wrzeszcz, to właścicielki warszawskiej restauracji "Przysmak". Choć właściwe same nie wiedzą, czy określenie "restauracja" do tego lokalu pasuje. Zwykłe mieszkanie. Wąski korytarz, w największym pomieszczeniu kuchnia, mała spiżarka vis a vis drzwi wejściowych, w końcu po lewej jadalnia, albo, jak kto woli, "sala restauracyjna". Kilka stolików nakrytych ceratą, przy nich stołki i krzesła, którym daleko do luksusu. Przywiędłe kwiaty, kiczowate nieco obrazki na ścianach, na parapecie szklanki, w których "restauratorki" za dwie godziny, kiedy przyjdą pierwsi klienci, podadzą kompot do obiadu.
Kocham te klimaty. W Krakowie "U Stasi" na Mikołajskiej, na podwórku w kolejce do małego pokoiku z ciasno stojącymi stolikami spotykało się najlepsze towarzystwo. Po wejściu trzeba było zająć wolne krzesło a dziewczyny natychmiast przynosiły przepyszne domowe potrawy. Jeśli te miejsca zdołały przetrwać do naszych czasów to zróbmy wszystko aby je zachować..........
Restauracja trwa już 64 lata. Ale czas jakby się tu zatrzymał. Wanda: – Kiedy była rocznica Powstania Warszawskiego, na parkanie przy Politechnice wisiały zdjęcia z Powstania. Idę i widzę naszą kamienicę. Na zdjęciu wyglądała dosłownie identycznie jak teraz. Wspaniałe zdjęcie, aż mi się łzy w oczach zakręciły. Fajnie byłoby, gdyby udało się te zdjęcia zdobyć i zawiesić tutaj na ścianie.
Przychodzą ludzie po 30-40 latach. Boże, wy jeszcze istniejecie, nic się tu nie zmieniło, wszystko takie same: stołki, cerata na stole. Ta cerata to taki relikt przeszłości.
Tylko piec zmienił się tu z węglowego na bardziej nowoczesny. No i okna. – Choć z tymi oknami to było tak: wyrzuciliśmy drewniane, bo się doczyścić nie dały i wstawiliśmy plastikowe. A klienci potem mówili nam, że jakoś tak dziwnie, bo tamte miały lepszy klimat – dodaje Wanda.
Klimat, oto słowo klucz. To dzięki niemu przez lata przychodzili tu studenci Politechniki Warszawskiej, znani aktorzy i artyści, sąsiedzi zza rogu i obcy spoza Warszawy. Czym właściwie jest? – Klimat? Wiele osób mówi, że kiedy tu przychodzi odbiera to tak, jakby ich mama do domu na obiad wołała. Przychodzą, opowiadają, co się dzieje w pracy, jak dzieci, gdzie na urlop – mówi Wanda.
Klimat? Wiele osób mówi, że kiedy tu przychodzi odbiera to tak, jakby ich mama do domu na obiad wołała. Przychodzą, opowiadają, co się dzieje w pracy, jak dzieci, gdzie na urlop,
– Dla tych ludzi warto tu przychodzić, cieszą się, mówią, że pyszna zupa. Gdybym nie lubiła tej pracy dawno bym stąd odeszła, bo jestem już na emeryturze – przekonuje Wanda.
U Pani Wandy stołuję się prawie codziennie. Szkoda byłoby, żeby takie miejsce nie przetrwało.
Czytaj także: Włoskie jedzenie w najlepszym wydaniu. Poznajcie "Kuchnię Dantego". Leonardo: "Po prostu lubimy gotować"

