Dr Google. Czy Ty też, gdy poczujesz się źle, pytasz Google o medyczną radę?
Dr Google. Czy Ty też, gdy poczujesz się źle, pytasz Google o medyczną radę? Fot. shutterstock.com/ Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Gazeta

Boli Cię głowa, gardło albo masz wysypkę? Pewnie sprawdzasz na Google, co to może być. Niestety, internet w dziedzinie medycyny oferuje tak samo dużo złej wiedzy, co w każdej innej. Tyle, że korzystanie z rad Dr. Google dla pacjenta skończyć się to może o wiele gorzej, niż dla studenta pisanie egzaminów na podstawie Wikipedii.

REKLAMA
Naukowcy swoim studentom często powtarzają, że wiadomości z internetu należy zawsze sprawdzać w bardziej wiarygodnych źródłach. Niestety, rzadko kiedy takie rady bierzemy do serca. I z pomocy wirtualnych lekarzy, serwisów zdrowotnych i aplikacji diagnostycznych korzystamy często. Co najgorsze – wierzymy im, zakładając, że przecież zdrowie to zbyt poważny temat, żeby kogoś wprowadzać w błąd.
– Te serwisy bardzo rzadko pomagają. Dają wiedzę szczątkową, wybrakowaną, często nawet błędną – przestrzega prof. Wojciech Maksymowicz, od wielu lat lekarz, były minister zdrowia i obecnie dziekan Wydziału Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
Jak się sam zdiagnozowałem
Opinię profesora Maksymowicza postanawiam sprawdzić na sobie. Ponieważ największym medycznym hitem internetu jest wirtualna diagnoza, używam jej. Kolejno
Diagnoza na objaw "wysypka nieswędząca"

Ospa, różyczka, gorączka reumatyczna, odra, zapalenie wsierdzia, półpasiec, zapalenie stawów, plamica Schoenleina-Henocha, sepsa, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych.

wybieram: płeć, wiek i objawy. Jako osoba uczulona na czekoladę, po jej ogromnym spożyciu, dostałem wysypki na udzie, nie swędzi. Wybieram więc część ciała: udo, następnie objaw: "wysypka nieswędząca". Aplikacja pyta mnie, czy plamki, czy pęcherzyki. Sam nie wiem, jaka różnica, więc próbuję jednego i drugiego.
W efekcie mam do wyboru całe spektrum schorzeń: ospa, różyczka, gorączka reumatyczna (w tym wieku?!), odra, zapalenie wsierdzia (nie wiem co to, ale brzmi strasznie), półpasiec, zapalenie stawów. Byłbym zapomniał: do tego jeszcze plamica Schoenleina-Henocha. Tego nawet nie chcę sprawdzać.
Idź do lekarza
To i tak lista schorzeń dotyczących wysypki na udzie. Postanawiam więc sprawdzić bardziej ogólnie: skórę. Diagnoza (na czerwono, czyli – najbardziej prawdopodobne) brzmi niemal jak wyrok: sepsa albo zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, choć z tego, co mi wiadomo, przy takich schorzeniach raczej nie byłbym w stanie nic sprawdzić na Google. A przecież chciałem tylko dowiedzieć się, co może oznaczać niegroźna, alergiczna wysypka. O alergiach w internetowych diagnozach nie ma ani słowa, co dziwi o tyle, że to dość powszechna przyczyna różnych problemów zdrowotnych.
Oczywiście, nad aplikacją jest adnotacja: narzędzie ma charakter jedynie poglądowy i ma najwyżej ułatwić rozmowę z lekarzem, nie próbuj sam się diagnozować, to zadanie lekarza. Niestety, wątpię, by ktoś ten napisał, szukając diagnozy, przeczytał – ja sam musiałem go najpierw poszukać. – Internet sprawił, że w wielu dziedzinach, nie tylko medycynie, nastąpiło takie odejście od szacunku do ekspertów. Tyle, że w medycynie może to być bardzo groźne – przestrzega w rozmowie z nami prof. Maksymowicz.
Wiedza mało warta
– Nawet wykładając studentom uprzedzam, że takie sytuacje są coraz częstsze i zmieniają relacje lekarz - pacjent. Mi też zdarza się często, że pacjent przychodzi i już
Prof. Wojciech Maksymowicz
Dziekan Wydziału Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego

Nic nie zastąpi obejrzenia zdjęć, pacjenta. Choroby i leczenie, wbrew temu co wydaje się wielu osobom, to nie jest taka prosta sprawa: zdiagnozować i leczyć. To nie jest system zero-jedynkowy, choroba-rozwiązanie.

sam się zdiagnozował – opowiada prof. Maksymowicz.
Profesor ostrzega: nie warto poświęcać swojego zdrowia wiedzy z internetu. – Wiedza polega też na tym, żeby mieć wątpliwości. Wiedzieć, ile się nie wie. A lekarze poświęcają kilkanaście lat nauki, by potem umieć odpowiednio diagnozować i proponować rozwiązania – podkreśla nasz rozmówca. – Nic nie zastąpi obejrzenia zdjęć, pacjenta. Choroby i leczenie, wbrew temu co wydaje się wielu osobom, to nie jest taka prosta sprawa: zdiagnozować i leczyć. To nie jest system zero-jedynkowy, choroba-rozwiązanie – przekonuje prof. Maksymowicz.
I faktycznie: internetowe diagnozy czy strony oferujące "wiedzę w pigułce" nie rozróżniają rodzaju bólu. Lekarz – owszem.
Nie ufaj internetowi…
Profesor Maksymowicz przypomina o tym, co internauci często zapominają w ferworze choroby: – Internet daje anonimowość i każdy może tam napisać dużo różnych rzeczy
bez jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Dlatego też aplikacje z wirtualną diagnozą, serwisy o chorobach, odpowiedzi w Google na hasła "boli mnie gardło i głowa" czy nawet fora, na których pytamy o swoje zdrowie, należy traktować z dużym dystansem. Profesor Maksymowicz podkreśla jednak, że zdarzają się w internecie miejsca, gdzie faktycznie można uzyskać wiarygodne informacje medyczne.
– Bywają serwisy eksperckie, szczególnie w USA, gdzie tworzy je rządowa agenda zajmująca się zdrowiem, i tam informacje, porady są wiarygodne. A do tego napisane przystępnym językiem. Takim serwisom można uwierzyć, ale pamiętajmy, że nic nie zastąpi wizyty u lekarza – mówi profesor.
… Chyba, że oferuje ekspertów
Czasem też zdarza się, że lekarze – tak jak prof. Anna Boroń-Kaczmarska, wybitna specjalistka od chorób zakaźnych, laureatka wielu nagród m.in. za aktywność w walce z AIDS – oferują dostęp do swojego maila. – Często dostaję pytania o porady i w miarę możliwości na nie odpowiadam. Ale zawsze przy tym podkreślam, by udali się do odpowiedniego lekarza, specjalisty – mówi nam prof. Boroń-Kaczmarska.
Oboje nasi rozmówcy podkreślają co najmniej kilkukrotnie: wizyty u lekarza lub w szpitalu nic nie zastąpi. Przy czym profesor Boroń-Kaczmarska ostrzega przed jeszcze jednym typem źródeł medycznej wiedzy w internecie: stowarzyszeniom pacjentów. Mogą one bowiem wyglądać wiarygodnie, ale niekoniecznie takie są. – Tam można znaleźć dużo różnych informacji, które jednak często bardzo różnią się od wiedzy specjalistów – alarmuje lekarka. Jak jednak zaznacza, ogólnie nie jest przeciwna "szybkiemu zdobywaniu wiedzy" przez internet: – Ale zawsze przy tym trzeba przypominać, żeby pacjenci te informacje weryfikowali u specjalisty.
Szanuj lekarza
Niestety, ten ostatni postulat często jest po prostu ignorowany. To zaś powoduje, że zmieniają się relacje lekarzy z pacjentami – na gorsze. – Czasem przez to szwankuje zaufanie pacjenta do lekarza – wskazuje prof. Maksymowicz. I zaraz dodaje: – Pojawiają się też sytuacje, kiedy lekarza się lekceważy i traktuje jako końcówkę od komputera, która tylko wypisuje recepty.
Również nasza druga rozmówczyni wskazuje, że brak zaufania i lekceważenia może dotyczyć szczególnie młodych lekarzy. – Bo pacjent przecież i tak wie lepiej, w końcu przeczytał w internecie. Ale to też, w jakimś stopniu, wina medycznej edukacji, studentów nie uczy się komunikacji z pacjentem – przyznaje prof. Boroń-Kaczmarska.
Diagnoza psychoza
Jedyna dziedzina medycyny, raczej wolna od domorosłych diagnoz, to zaburzenia psychiczne. – U nas rzadko zdarzają się takie przypadki. Ludzie mówią, że czytają o takiej czy innej chorobie, ale generalnie wolą przyjść i skonsultować się ze specjalistą – mówi nam dr Ewa Kramarz, psychiatra ze Szczecina.
Podobną opinię prezentują psychologowie i inni psychiatrzy. Wygląda więc na to, że o swoje głowy dbamy bardziej, niż o ciało.
Dr Google to norma
Powód takiego zachowania pacjentów jest prozaiczny: – Jak ktoś ma problem, to chce zdobyć informacje jak najszybciej – wyjaśnia postawę internautów prof. Maksymowicz. Zaś dr Ewa Kramarz dodaje: – Chcą szybko informacji, ale to też rodzaj magicznego myślenia. Tak samo można spytać czemu ludzie wierzą w horoskopy albo różdżkarzy.
Jak zaznacza prof. Maksymowicz, wcale się temu nie dziwi, tylko że zbyt często zapominamy o wiarygodności takich źródeł. – To jest głęboko zakorzenione zjawisko i dużo szersze, niż medycyna – wskazuje profesor. I na koniec dodaje: – Ale czasem trzeba zostawić internet i zrobić coś "normalnie".