Zjednoczona Prawica postawiła sprawę jasno: wybory muszą się odbyć do 28 czerwca. W innym przypadku podjęte zostaną "wszelkie środki", jakkolwiek to rozumieć. Być może lepsze wyobrażenie o tym, co może zrobić PiS daje tweet wiceprezesa partii Joachima Brudzińskiego, który nie przebierał w słowach komentując stanowisko swojej formacji.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
"Niech PO-paprańcy i ich medialni PO-mocnicy wezmą sobie do głowy,że wybory prezydenckie będą w konstytucyjnym terminie czyli w czerwcu. A ci którzy roją sobie, że pan Grodzki będzie królem Polski niech poczytają sobie Koziołka Matołka" – napisał wiceprezes PiS i były minister spraw wewnętrznych.
Tak mocne słowa i wcześniejsza wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego sugerująca możliwość wprowadzenia rozwiązań siłowych, zdają się potwierdzać obawy PiS przed przegraną w wyborach. Taką możliwość pokazują też coraz gorsze wyniki w sondażach Andrzeja Dudy przy nabierającym wiatru w żagle Rafale Trzaskowskim.
Wiele też wskazuje na to, że kolejne tygodnie kryzysu związanego ze skutkami gospodarczymi pandemii mogą dodatkowo szkodzić kandydaturze obecnej głowy państwa. Politycy PiS zamówili nawet wewnętrzne badania, które także pokazują, że klęska Andrzeja Dudy, jeszcze niedawno odbieranego jako zdecydowany faworyt jest możliwa.
Zgodnie z zapowiedziami, liderzy Zjednoczonej Prawicy: Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin wystąpili w środę na wspólnej konferencji prasowej. Choć trafniejsze byłoby określenie: oświadczenie. Bo dziennikarze nie mogli zadawać pytań. I przedstawili stanowisko obozu rządzącego na temat wyborów prezydenckich. Rządzący twierdzą, że głosowanie musi odbyć się w nieprzekraczalnym terminie do 28 czerwca.
– Nasze stanowisko jest jednoznaczne, wspólne. Wybory muszą się odbyć. W innym przypadku podejmiemy wszelkie środki przynależne państwu, by wybory stały się faktem – dodał lider PiS. Mogło to nawet zabrzmieć jak możliwość wprowadzenia rozwiązań siłowych