Ministerstwo Edukacji Narodowej zapłaciło ponad 16 mln zł za platformę do zdalnego nauczania. Resort zorganizował przetarg jeszcze w 2018 r i wydał na to ponad 16 mln zł. Tymczasem w czasie epidemii koronawirusa nauczyciele i tak musieli korzystać z innych narzędzi.
O sprawie informuje "Gazeta Wyborcza". Zdalne nauczanie, które stało się koniecznością w czasie epidemii koronawirusa, dla wielu nauczycieli było problemem. Nie było jednej platformy, która pozwoliłaby realizować wszystkie lekcje. Uczniowie muszą instalować po kilka aplikacji, więc trudno się dziwić, że nad zajęciami w formie internetowej zapanował chaos.
A mogło być inaczej. Okazuje się, że platforma do zdalnego nauczania miała powstać już w zeszłym roku. Przetarg na dostawę Zintegrowanej Platformy Edukacyjnej, której "architektura systemu powinna być skalowalna dla minimum 6 mln użytkowników", ogłoszono na jesieni 2018 roku.
Cena oferty brutto w zamówieniu podstawowym (za dostarczenie platformy) to 16,4 mln zł. Cena całkowita oferty brutto wynosi 25,7 mln zł, do wykorzystania na rozwój do 2024 roku. Wspomniana platforma miałaby oferować korzystanie z e-podręczników, komunikator i - w przyszłości - wideokonferencje. Niestety, narzędzia do zdalnej nauki nadal nie powstały.
Dodajmy, że zdalne nauczanie w czasie epidemii było problem dla wielu uczniów, ale najbardziej dotkliwe mogło okazać się dla maturzystów. Wielu z nich w rozmowie z naTemat przyznawało, że nauka w takiej formie to nie to samo, co realizacja programu w szkole. Podkreślali, że nauczyciele często nie dawali sobie rady z prowadzeniem zajęć online.