
Kontrowersyjny ks. Michał Woźnicki nie daje o sobie zapomnieć. Kiedy policjanci podjęli interwencję podczas odprawianej przez niego mszy w Poznaniu, duchowny postanowił... przesłuchać funkcjonariuszy. Głosił przy tym swoje specyficzne teorie, nawiązujące do epidemii koronawirusa.
REKLAMA
Wszystko zaczęło się w momencie, kiedy dwóch policjantów podeszło do duchownego. Tłumaczyli mu, że dostali zgłoszenie i muszą podjąć interwencję. Chodziło o liczbę osób uczestniczących w obrzędach oraz fakt, że nikt nie miał maseczki ochronnej na twarzy.
Ksiądz od początku zaczął stawiać na swoim. Zażądał, by policjanci pokazali mu się bez masek i przywitał się z nimi. Potem chciał się dowiedzieć, kto był autorem zgłoszenia. Kiedy mundurowi odpowiedzieli, że nie mogą mu udzielić takich informacji, duchowny zaczął ich dociskać. W sieci pojawiło się nagranie pokazujące długą wymianę zdań.
Niestety, z każdą minutą robiło się bardziej kuriozalnie. Policjanci nie byli pewni tego, co mówią i dali się wciągnąć w dyskusję z księdzem, który zwyczajnie próbował ich spławić. Kiedy zaczęli rozmawiać o panującej w Polsce epidemii koronawirusa, padły zdumiewające słowa.
– Nie każdy ma tak dobre zdrowie, żeby sobie gębę kagańcem zasłonić i wdychać wydzieliny, które pan wdycha. Choćby mu minister kazał, niestety nie potrafi – stwierdził duchowny. W końcu funkcjonariusze spisali dane księdza i pożegnali się z nim.