
Dawno nie widziałem tak ciekawych ciuchów. Rzut oka na stronę sklepu Aloha from Deer czy Mr. Gugu i od razu widać, że są kolorowe i oryginalne. Po prostu cieszą oko, aż chce się je mieć – tego nie można im odmówić. Podobnie pomyślały tysiące klientów, którzy rzucili się tłumnie do zamówień. I tu pojawił się zgrzyt, bo nagle okazuje się, że to, co miało być idealnym zakupem zamienia się w drogę przez mękę. Prześwietlamy popularną polską firmę, która pokazuje, że oczekiwania i rzeczywistość często nie idą w parze.
Klienci czują się oszukani
Firma prowadzi dość agresywny marketing internetowy i atakuje klientów m.in. na Facebooku. Reklamy zachęcają do kliknięcia, sama strona jest zrobiona naprawdę przejrzyście i profesjonalnie, czym też nakłania do zakupu.Opinie o Aloha from Deer
Widząc taką skalę poszkodowanych klientów, postanowiliśmy sprawdzić na własnej skórze, jak w praktyce wygląda zamówienie i client service. Rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania. Poniżej chronologiczny czas realizacji zamówienia. Na obsłudze (gdy już udaje się do niej dobić) nie robią wrażenia przekroczone terminy, oskarżenia o oszustwo czy groźby zgłoszenia do Rzecznika Praw Konsumentów czy na policję (a i takie się trafiają).Tak wygląda proces zamówienia
- 13 kwietnia - zamówienie
- 14 kwietnia - zmiana statusu realizacji na "w trakcie"
- 4 maja (22 dni od zamówienia) - automatyczny mail, że
wysyłka się opóźni, ale będzie "najszybciej jak to możliwe"
- 5 maja - odpowiedź od działu obsługi klienta, że wysyłka będzie "najpóźniej w połowie maja"
- 5 maja - mail od automatu, że właśnie skończono zadrukowywać zamówienie, teraz trafi na szwalnie
- 11 maja - mail od automatu "już prawie jesteśmy gotowy wysłać zamówienie"
- 19 maja - odpowiedź od działu obsługi klienta, że wysyłka będzie "najpóźniej z końcem maja"
- 21 maja - odpowiedź od działu obsługi klienta, że zamówienie jest na szwalni, czyli "ostatnim etapie produkcji" (rzekomo miało tam być już 5 maja), teraz jeszcze kontrola jakości i wysłanie
- 29 maja - informacja, że produkt zostanie wysłany "na pewno do 12 czerwca"
Ubrania od Grupy Lethe
Cała sprawa dopiero w tym momencie nabiera rumieńców, bo tak naprawdę Aloha from Deer to jedna z wielu marek, które należą do dużej grupy "Lethe" i sprzedają nie tylko fullprintowe ubrania. Wśród nich są jeszcze popularne Mr. Gugu & Miss Go, Carpatree, Plants and pots (rośliny), Live Heroes, Bittersweet Paris, Silky Mood, Achae (kosmetyki), Urban Patrol, Animi2 (książki), Rum and Coco (bielizna), Sock Shock (skarpetki).Ubrania z Chin czy z Polski?
Ale marka Aloha from Deer nie należała od początku do Chmielniaka. Pierwotnie w 2013 założył ją Mariusz Mac, który po około czterech latach sprzedał ją konkurencji, czyli właśnie Grupie Lethe. Obaj panowie nie zdradzają szczegółów transakcji i kwoty przejęcia.Do tego trzeba to wszystko pomnożyć przez ilość prowadzonych przez nich marek i wychodzą ogromne ilości sztuk miesięcznie. Maszyny trzeba przestawiać do różnego typu ubrań - sportowych / bluz / t-shirtów / leginsów itd. i stąd zapewne powstały jakieś przeogromne zatory w zamówieniach i generalny bałagan.
Szyte na zamówienie vs magazyn
Nasz rozmówca przyznaje, że ze względu na ogrom kombinacji nadruk-fason ubrania nie ma fizycznej możliwości trzymania na magazynie setek tysięcy sztuk towaru. Chmielniak podkreśla jednak, że klienci, którzy nie chcą czekać mogą zażądać natychmiastowego zwrotu pieniędzy, ale zaznacza, że tak naprawdę nie decyduje się na to aż tak dużo osób w skali całego biznesu, bo wolą poczekać na ubranie.Statystyki produkcji całej firmy w maju:
- wydrukowano 39784 sztuk ubrań
- uszyto 43907 sztuk ubrań
- wysłano 23201 zamówień
Jakub Chmielanik ofiarą swego sukcesu
Chmielniak odbija piłeczkę, mówiąc że obecna sytuacja przerosła nie tylko jego, ale także polityków czy większe marki. Zwraca jednak uwagę na specyfikę swojej branży, gdzie nie da się podwoić produkcji w tydzień. – Wystarczyły trzy tygodnie marca i kwietnia, kiedy wszystko stanęło i cały kraj sparaliżowała pandemiczna panika, żeby urosła nam górka produkcyjna, przez którą dzisiaj wszyscy cierpią. To zabawne, że tak mało osób już dzisiaj nie pamięta co się wtedy działo – mówi.Patrząc jednak na całą skalę biznesu to jest niewielki margines, obecnie dodatkowo niezadowolonych klientów obsługujemy w pierwszej kolejności. Nie zapominajmy przy tym, że codziennie produkujemy już pod 3000 sztuk ubrań, a liczba ludzi, którzy dostają ubrania na czas jest większa niż ten ogon produkcyjny, o którym teraz rozmawiamy.
