Kiedyś wystarczyło, by rodzice zajrzeli do pamiętnika swojej córki, czy pod łóżko syna. Teraz jednak możemy śledzić swoje dzieci na bardziej wysublimowane sposoby, a one z kolei ukrywają część swoich tajemnic w sieci.
Dzieci zaczynamy śledzić jeszcze przed urodzeniem – od pierwszego USG. Córki i synowie to nasze największe skarby, dlatego doglądamy ich i kontrolujemy przez lata. W pewnym momencie jednak opieka nad dzieckiem – powoli, małymi kroczkami wydostającym się z gniazda rodzinnego – może przerodzić się w coś nie do końca zdrowego.
W XXI wieku dzieci mają więcej możliwości, by ukryć przed nami w wirtualnym świecie część swojego życia. Młodzieżowe romanse mogą po części odbywać się w serwisach społecznościowych, fora i komentarze pod filmami i artykułami to idealne miejsce na wyładowanie agresji, a pornograficzne gazetki chowane pod łóżkiem zostały zastąpione przez gorące strony internetowe.
W zależności od wieku i technologicznego zaawansowania dziecka, możemy stosować różne metody śledzenia. Najłatwiej po prostu ustawić komputer w takim miejscu, żeby dziecko nie mogło nic przed nami ukryć. Ale takie podejście sprawdza się coraz gorzej, bo dostęp do internetu jest także w podręcznych tabletach czy smartfonach – a przecież nie chcemy też technologicznie wykluczać naszych dzieci.
Dlatego możemy uważnie obserwować społecznościową aktywność syna czy córki. Według badania firmy AVG Technologies przeprowadzonego w 11 krajach 44 procent rodziców przygląda się temu co robią ich dzieci na Facebooku (w USA jest to aż 60 procent). Inne badanie z Wielkiej Brytanii wykazało, że ponad połowa rodziców to robi. A na co dokładnie zwracają uwagę?
Większość (41%) śledzi statusy dzieci, niewiele mniej (39%) sprawdza co inni wysyłają lub piszą do ich pociech inni, część (29%) ogląda zdjęcia na których syn czy córka zostali oznaczeni, najrzadziej (13%) logują się przy użyciu konta znajomego by poobserwować ich aktywność. Spora część (37%) odpowiedziała w ankiecie, że szpieguje swoje dziecko "w inny sposób". Czyli jak?
Niektórzy rodzice także po prostu włamują się na konta swoich dzieci. Inni razem z nimi zakładają konta, by potem znać login i hasło. Jeszcze inni korzystają z bardziej zaawansowanych narzędzi do inwigilacji. Powstały aplikacje takie jak SafetyWeb, czy SocialShield, które umożliwiają nam śledzenie aktywności w serwisach społecznościowych czy w telefonach komórkowych. Jak działają? Ułatwiają nam życie wyłapując takie frazy jak "śmierć", "porno" czy "zioło" w smsach i statusach, powiadamiają o nowych zdjęciach czy sprawdzają znajomych dzieci – np. ze względu na ich wiek.
Aplikacje te oczywiście nie zalecają szpiegowania po kryjomu, ale wiele dzieci świadomie nie będzie chciało poddać się takiej inwigilacji. Zostają też mniej wysublimowane metody – trojany, keyloggery (wyłapujące co jest wpisywane na klawiaturze), łamacze haseł, czy monitoring historii przeglądarki…
Co słychać w szkole?
Po tym pytaniu rodzice najczęściej słyszą odpowiedź "dobrze", a jeśli dziecko jest bardziej wygadane, to można się spodziewać zdania "Wszystko w porządku mamo/tato". Obecnie jednak w coraz większej ilości szkół pojawiają się nowoczesne aplikacje powalające nam na bieżąco śledzić dokonania, frekwencję czy wiele innych aspektów nauki naszego dziecka.
Programy takie jak NOVO Szkoła, czy e-Dziennik Librus ułatwiają pracę przede wszystkim nauczycielom, ale także dają rodzicom stały wgląd do postępów ich dzieci. Przejrzyste tabelki, automatyczne wyliczanie średniej, stały kontakt, forum, czy nawet powiadamianie smsowe – dają rodzicom poczucie pełnej kontroli.
Ale przecież nie samą szkołą człowiek żyje. Chcemy też wiedzieć czy dziecko jest bezpieczne poza nią. Oprócz typowo szpiegowskich aplikacji do sprawdzania położenia, podsłuchiwania rozmów i sprawdzania smsów, znajdziemy też programy stworzone specjalnie z myślą o rodzicach.
Gdzie Jest Dziecko, oprócz pokazywania na mapie naszych pociech np. powiadamia nas gdy zboczą z kursu. Oprócz tego aplikacja ma też mniej kontrowersyjne opcje jak szybką listę telefonów alarmowych dla dzieci, przycisk "pomocy", który pozwala powiadomić nas i służby o zagrożeniu czy łatwy w użyciu nawet dla najmłodszych komunikator.
Gdzie jednak kończy się troska o dziecko a zaczyna niezdrowa inwigilacja i kontrola? Dla wielu naszych synów i córek poczucie wolności jest ważniejsze niż poczucie bezpieczeństwa. Szczególnie że wiele z tych metod inwigilacji dzieci służy raczej uspokojeniu rodziców niż ich pociech.