Do Mitsubishi Eclipse Cross byłem nastawiony sceptycznie od pierwszych informacji o tym aucie. Jestem bowiem z tych, którzy uważają, że ta nazwa to gwałt na legendarnym japońskim coupé. Finalnie po około tysiącu kilometrów w drodze na Hel i z powrotem mogę powiedzieć, że jest to dobre auto. Jest jednak kilka haczyków i… nie kupujcie wersji z bezstopniową skrzynią CVT, jeśli nie chcecie wydawać całej pensji na paliwo.
Pamiętacie, czym było w ogóle Mitsubishi Eclipse? Pierwotnie było to dwudrzwiowe coupé ze zdecydowanie sportowymi aspiracjami. Model był produkowany w latach 1989-2011 i doczekał się aż czterech generacji. Zawsze było to auto bardziej pod rynek amerykański, zresztą – to samochód, który możecie kojarzyć z filmów i gier komputerowych. "Szybcy i wściekli" czy seria "Need For Speed" – to był klimat tego auta.
No i nagle Japończycy pokazali kolejnego Eclipse’a. Do nazwy dorzucili "Cross" i zrobili z niego crossovera. Z jednej strony – znak czasów, teraz sprzedają się takie auta. Z drugiej strony – naprawdę musieli wziąć tę nazwę?
Jako przedstawiciel pokolenia, któremu Eclipse z rynku wtórnego oczywiście się marzył (finalnie nigdy nie kupiłem) w czasach "okołostudenckich", no po prostu nie mogłem być zadowolony z tej nazwy. No ale skoro to fakty dokonane – jaki jest więc Eclipse Cross?
Ładny, ale z zewnątrz
Jak na crossovera to prawdę mówiąc nie wygląda źle. Japończycy postawili na wyraziste, kanciaste nadwozie, z bardzo agresywnym frontem ze światłami LED. Jakby był co najmniej ze dwa razy szybszy niż jest, ale o tym potem.
W każdym razie jest ładny. Inspirację pierwotnym Eclipse’em widać także w linii nadwozia. Ta już od środkowe słupka zaczyna szybko opadać, więc właściwie Eclipse Cross wpisuje się w bardzo modną teraz regułę tworzenia SUV-ów w stylu coupé. Wszystko wieńczy dzielący tylną szybę na pół spojler. Wygląda to dobrze, choć w praktyce widoczność do tyłu jest fatalna. Kamera cofania to konieczność.
Eclipse zaskakuje także ilością miejsca w środku. Koniec końców powstał na tej samej płycie podłogowej co znacznie większy Outlander, więc w kabinie jest naprawdę przestronnie. Nawet na kanapie zmieszczą się dwie dorosłe osoby i to pomimo opadającego dachu.
Zalety kończą się za kanapą, bo bagażnik jest raczej rozczarowujący. Eclipse'em Cross wybrałem się na Hel. Jechaliśmy we cztery osoby tylko na weekend i spakowaliśmy się z naprawdę wielkim trudem. 341 litrów przy maksymalnie przesuniętej kanapie do tyłu (bo tak, jest przesuwana) to wynik raczej mizerny w tej klasie.
Nie powala także design deski rozdzielczej, który jest – że tak powiem – typowo japoński. Czyli nie jest to więc dzieło sztuki, ale z drugiej strony: całość jest bardzo ergonomiczna (poza guzikami do obsługi komputera pokładowego schowanymi na desce za kierownicą, kto na to pozwala w 2020 roku), a plastiki sprawiają wrażenie łatwych w utrzymaniu.
Aha – "typowo japoński" jest też system multimedialny. Grafiki są ubogie, całość jest nieciekawa. Ale jest za to obsługa Apple CarPlay i Japończycy wprost przyznają, że to jest rozwiązanie dla tego auta. Zresztą: w Eclipse Cross nie ma nawet nawigacji, bo Google Mapa są lepsze. Szanuję takie szczere podejście do tematu.
Wystarczająco sprawny, ale paliwożerny
Pod maską znajdziecie tutaj jeden silnik. Eclipse Cross można kupić z manualem lub z bezstopniową skrzynią, z napędem na obie osie lub jedną, ale zawsze będzie to doładowany silnik 1.5 o mocy 163 KM. Tak, downsizing dopadł też Mitsubishi.
Testowany egzemplarz to bogato wyposażona wersja Intense Plus z napędem 4WD i skrzynią CVT. Jak taki zestaw jeździ? Cóż, żaden to sportowiec, bo Eclipse Cross, żeby przyspieszyć do 100 km/h, potrzebuje około dziesięciu sekund. Przede wszystkim zaskakuje jednak to, czego bałem się najbardziej: hałas, a właściwie jego brak.
Skrzynia CVT nie "wyje" nadmiernie, choć można było się tego spodziewać. Auto jest zresztą nieźle wyciszone i nawet przy prędkości autostradowej w środku jest całkiem przyjemnie.
Jednostka jest też dość elastyczna i wyprzedzanie w trasie nie stanowi mission impossible. 250 niutonometrów momentu obrotowego jest bowiem dostępne w dość szerokim zakresie obrotów – od 1500 do 4500 na minutę. Mówiąc wprost: silnik pracuje dokładnie tak, jak spodziewalibyście się po doładowanej jednostce. Jeśli coś ją "zamula", to właśnie bezstopniowa skrzynia.
Tutaj nie ma oczywiście zdecydowanej redukcji i nagłego przyspieszenia. Prędkość rośnie miarowo, ale widocznie. Nie pomagają też łopatki do obsługi skrzyni biegów. W tym trybie w Eclipse Cross jest osiem "wirtualnych" przełożeń, ale osiągów to nie poprawia.
Co poza tym? Samochód prowadzi się w miarę pewnie. Nadwozie nie ma przesadnych tendencji do wychylania się w zakrętach, a zawieszenie sprawnie wybiera dziury. Układ kierowniczy zadowoli każdego klienta na takie auto.
Przyczepić się natomiast muszę do spalania, które wypada wprost dramatycznie. Już koledzy z branży w swoich testach zwracali uwagę, że zużycie paliwa w wersjach z manualnymi skrzyniami biegów jest ZNACZNIE niższe, ale takich wyników się nie spodziewałem. Na autostradzie i tempomacie ustawionym na 140-150 km/h Eclipse Cross pożera na każde sto kilometrów niemal… czternaście litrów paliwa. Czternaście!
Lepsze wyniki wykręcałem w wielu sportowych autach, które są znacznie, ale to znacznie potężniejsze od Eclipse’a Cross. Zresztą: ostatnio testowałem Mercedesa-AMG A45 S, gdzie pod ręką miałem 421 koni mechanicznych. Na autostradzie spalanie było poniżej dziesięciu litrów… Tak więc jeśli Eclipse Cross, to tylko z manualem.
Pozostaje jeszcze kwestia napędu 4WD. Eclipse Cross to oczywiście żadna terenówka – ale bez problemu dojedziecie nim na działkę czy na ryby. W tej kwestii samochód daje z siebie dokładnie tyle, ile byście mogli od niego oczekiwać.
Dla kogo?
Pozostaje kwestia najważniejsza: do kogo skierowany jest Eclipse Cross. Na pewno nie dla rodzin z małymi dziećmi, ponieważ bagażnik jako taki jest po prostu niewystarczający. Nie jest to także auto dla fanów pierwowzoru, to oczywiste.
Eclipse Cross finalnie sprawia wrażenie samochodu dla rodzin z już "odchowanymi" dziećmi. Takimi, które już nie potrzebują na wyjazd z rodziną wózków i rowerków lub wręcz zdążyły się już wyprowadzić. To dobre auto do codziennej walki z krawężnikami w mieście, na zakupy czy gdzieś na weekend (mimo tego spalania, bierzcie manual).
To auto, do którego wygodnie się wsiada, a fotele zaskakują komfortem. Inaczej mówiąc: Eclipse to teraz auto dla ludzi praktycznych. To też samochód bezpieczny: mamy tu cały szereg systemów czy pięć gwiazdek w testach zderzeniowych. Takie czasy, zniknęły emocje za kółkiem, ale wyszło całkiem okej.
Konfigurator Eclipse’a Cross w takiej wersji jak w teście (Intense Plus) zaczyna się od 120 990 zł. Ja osobiście jednak celowałbym w wersje z manualnymi skrzyniami biegów. Niestety napęd 4WD jest dostępny tylko ze skrzynią CVT, ale prawdę mówiąc uważam, że na polne drogi wystarczy i napęd na przód, a całą "robotę" robi prześwit.
I taki najtańszy Eclipse Cross w wersji Invite startuje od 84 990 zł. Bogato wyposażona wersja (ale wciąż z manualem i napędem FWD) Intense m.in. z kamerą cofania, podgrzewanymi fotelami i kierownicą, 18-calowymi kołami czy z całym szeregiem systemów bezpieczeństwa to 99 990 zł. I to chyba najciekawsza wersja Eclipse’a Cross.
Mitsubishi Eclipse Cross 1.5T 4WD CVT na plus i minus:
+ Komfort podróży + Przestronne wnętrze + Wystarczające osiagi - Spalanie! - Mały bagażnik - Archaiczne multimedia