Skoda już od dłuższego czasu nie jest dla mnie marką, o której opowiada się złośliwe dowcipy. Wiecie, te o nudnych samochodach dla dziadków. Niedawno mile zaskoczyła mnie nowa Octavia, a teraz wskoczyłem za kierownicę Kamiqa, tyle że w usportowionej wersji. Kluczowe w tym tekście będą dwa słowa: Monte Carlo.
To nie zapowiedź wycieczki na południe Europy, ale przedsmak ciekawej motoryzacyjnej przygody, którą przez tydzień miałem ze Skodą Kamiq. Nie była to jednak zwykła odsłona tego modelu, ale właśnie z dopiskiem Monte Carlo. Co to oznacza? Jest wygodniej i – jak zapewnia producent – można poczuć trochę smaku wyścigowego dziedzictwa.
W praktyce dostajemy Skodę, która jest naszpikowana dodatkowym wyposażeniem. W tym przypadku nie chodziło o podkręcanie osiągów, ale o dopracowanie auta w ten sposób, by jak najlepiej sprawdzało się w codziennym użytkowaniu, a przy okazji wyróżniało się stylówką.
W ogóle byłem trochę w szoku, kiedy zobaczyłem moją testową Skodę Kamiq Monte Carlo. Okazuje się, że czeska marka potrafi zerwać ze stereotypem aut dla przedstawicieli handlowych. Zaryzykowałbym nawet ze stwierdzeniem, że stworzyła samochód… młodzieżowy. Kamiq jak na małego miejskiego SUV-a wygląda dynamicznie i widać tu trochę sportowych rys.
Czarne wstawki, bardzo ładnie wyprofilowana maska i LED-owe reflektory naprawdę wyróżniają to auto z tłumu. Kiedy spojrzałem z boku, Kamiq skojarzył mi się z BMW X1. Dopełnieniem całości były dla mnie 17-calowe obręcze kół, panoramiczny dach oraz moim zdaniem idealny kolor. Taki odcień szarości miałem ostatnio w Audi A5 Sportback i byłem nim zachwycony. To już jednak kwestia gustu.
W środku nie doszło do żadnej rewolucji, ale też znalazłem dużo sportowych akcentów. Czerwone obszycia i wstawki na fotelach dodają trochę klimatu w czasie jazdy. Co do jakości, tu można trochę pomarudzić. W wielu miejscach znalazłem tandetny twardy plastik, a można było go zastąpić czymś chociaż bardziej miłym w dotyku. No i odporniejszym na zarysowania.
W centralnej części znalazł się 8-calowy ekran multimedialny, a trochę niżej dwa gniazda USB-C. Duży plus należy się za możliwość indukcyjnego ładowania smartfona.
Kolejne miłe zaskoczenie miałem w momencie, gdy rozsiadłem się na tylnej kanapie. Do niskich osób nie należę, a miałem tyle miejsca, że mógłbym wygodnie zajechać z Warszawy na drugi koniec Polski. Nie wypychałem też głową szklanego dachu, co w tym aucie nie było wcale oczywiste. Nawet cztery osoby mogą mieć bardzo komfortowe warunki.
Co ciekawe, przestrzeń dla pasażerów z tyłu nie została zaprojektowana kosztem pojemności bagażnika. 400 litrów powinno wystarczyć na zapakowanie walizek. W codziennym użytkowaniu sprawdzą się inne funkcjonalne rozwiązania, tj. regulowana podwójna podłoga, system siatek zabezpieczających, a także zestaw uchwytów i haczyków.
Pod maską mojego Kamiqa Monte Carlo miałem silnik 1.5 TSI o mocy 150 KM. I tu pryska czar o wyścigowym zacięciu tego auta. Ponad osiem sekund do setki to nie tragiczny wynik, ale szanujmy się. Wyścigowy charakter jest zarezerwowany dla innych aut. Nie ma tu nawet o czym dyskutować.
Nie oznacza to jednak, że na zielonym świetle Kamiq rusza ostatni. Można nim dynamicznie przyspieszyć, ale żeby naprawdę poczuć więcej radochy z jazdy, trzeba cały czas przemieszczać się w trybie "Sport". Z tym "Eco" i "Normal" od razu dałem sobie spokój, bo ile można czekać na reakcję auta po wciśnięciu pedału gazu? Miałem wrażenie, że osiągi mojej Skody mocno blokuje też 7-stopniowa automatyczna skrzynia DSG, która dosłownie przysypiała.
Z osiągami to rzecz jasna coś za coś. Jeśli będziecie piłować Kamiqa bez opamiętania w opcji "Sport", spalanie podskoczy do 9 litrów. Przy trochę spokojniejszym stylu jazdy bez problemu można zejść do 7 litrów. To niezły wynik, który udało mi się osiągnąć.
W czasie jazdy Kamiq dał się polubić ze względu na precyzję prowadzenia, ale także komfortową pozycję za kierownicą. Jeśli chodzi o multimedialne centrum dowodzenia, obsługę kluczowych funkcji maksymalnie ułatwiono. Choćby Apple CarPlay, który działa bez konieczności podpinania kabla USB. Na dużym ekranie po środku bez problemu odczytywałem pomiary z trasy czy inne ciekawostki o moim stylu jazdy.
Jedna rzecz zasługuje jednak na minus wielkimi literami. Obsługa klimatyzacji to PORAŻKA. Brakowało klasycznego pokrętła do zmiany intensywności nawiewu i mogłem to zrobić jedynie na dotykowym ekranie. Z perspektywy kierowcy to utrudnienie i bezsensowne rozwiązanie. Skoro znalazło się miejsce na inne klasyczne przyciski, można było sięgnąć do tradycji także w tym przypadku.
Do plusów zaliczyłbym z kolei przyzwoite zawieszenie i działanie systemów bezpieczeństwa. Podobnie jak w nowym Volkswagenie Passacie czy Skodzie Octavii – nie przeszkadzają, a czasami nawet pomagają. Myślę, że warto dopłacić np. za funkcję monitorowania martwego pola. W mieście docenicie, że samochód myśli razem z wami przy zmianie pasa.
A jeśli już o pieniądzach mowa: ceny Skody Kamiq Monte Carlo zaczynają się od 90 800 zł, ale ta kwota tylko wygląda dobrze w katalogu. Kiedy zacząłem konfigurować auto pod siebie, wyszło mi ponad 120 tys. zł. Wtedy macie tzw. full wypas. W tych granicach, przy wyborze Kamiqa warto sprawdzić jeszcze choćby VW T-Crossa. Oba auta łączą miejski, nowoczesny styl i nie polegną, kiedy pojedziemy nimi w dłuższą trasę. A odczucia z jazdy będą bardzo zbliżone.
+ Praktyczna obsługa z małymi wyjątkami
+ Oszczędne spalanie
+ Król miasta, ale w trasie też dobrze sobie radzi
+ Nowoczesny design
- Irytujące sterowanie klimatyzacją
- Plastikowo w wielu miejscach w środku
- Momentami auto przysypia nawet w trybie "Sport"