Skoda Kamiq zrobiła na mnie dokładnie takie samo wrażenie, jak za pierwszym razem, kiedy jeździłem nią po… szwajcarskich przełęczach. To bardzo dopracowane i wyjątkowo praktyczne auto. Naprawdę, to jedna z najbardziej uniwersalnych pozycji na rynku. Choć akurat w takiej wersji, jaką testowałem, hitem raczej nie będzie.
W pewnym sensie czułem się wręcz nieswojo. Kamiq, którego pierwszy raz sprawdziłem we wspomnianej wyżej Szwajcarii, teraz towarzyszył mi przez tydzień w płaskiej jak stół Polsce. W tym momencie można od razu postawić pytanie – na jakie właściwie pytania miałby odpowiadać ten test, bo przecież drogi, na których go teraz sprawdziłem, nie były nawet w jednej dziesiątej tak wymagające jak wcześniej. No bo wyglądało to tak:
Kiedy jednak Kamiqiem po Szwajcarii pojeździłem w zasadzie kilka godzin, tak teraz ten samochód był ze mną przez tydzień. I zrobiłem nim grubo ponad tysiąc kilometrów. I mam sporo spostrzeżeń.
1. Nie bójcie się silnika 1.0 TSI
Okej, to byłby kontrowersyjny wybór w Alpach, gdzie bardziej sprawdzi się 1.5 TSI, ale w Polsce to naprawdę wystarczający silnik jak na to przecież nieduże autko. Przecież Skoda ma w ofercie jeszcze dwa większe SUV-y: Karoqa i Kodiaqa.
1.0 TSI, przynajmniej w mocniejszej, 115-konnej wersji (jest jeszcze 90-konna, ale o niej sam producent mówi, że to silnik dla aut, które nie wyjeżdżają z miasta), jest zaskakująco żwawym autem. Oczywiście od momentu, kiedy zaskoczy turbosprężarka, bo wcześniej nie dzieje się właściwie nic.
Maksymalny moment obrotowy (200 Nm) jest jedna dostępny już od dwóch tysięcy obrotów. W efekcie Kamiq przyspiesza chętnie i jest w tym bardzo zdecydowany. Wyprzedzanie w trasie nie stanowi większego kłopotu, chyba że akurat naszło was na "połknięcie" całej kolumny tirów. Tego lepiej nie próbować.
2. Manualna, sześciobiegowa skrzynia jest w sam raz
Testowany egzemplarzy był wyposażony w sześciobiegową, manualną skrzynię biegów. I to według mnie optymalne rozwiązanie w tym aucie.
Po pierwsze: jest kilka tysięcy taniej. Po drugie: DSG, choć świetne, we współpracy z 1.0 TSI lubi za szybko zbijać biegi. A kultura pracy trzycylindrowego silnika w okolicy 1500 obrotów na minutę jest, powiedzmy… nijaka. Manual eliminuje ten problem. Tutaj biegi warto odrobinę "przeciągnąć".
Po trzecie: w ofercie Kamiqa nie ma żadnej benzynowej jednostki, w której znajdziecie tzw. mokre DSG. Tutaj znajdują się wyłącznie "suche" przekładnie, które nie mają najlepszej opinii w kwestii trwałości. Chociaż problem pojawi się oczywiście dopiero grubo po stu tysiącach kilometrów, może bliżej dwustu.
W praktyce testowany zestaw współpracuje ze sobą bardzo dobrze, a skrzynia biegów działa bardzo precyzyjnie. Obsługa lewarka to sama przyjemność. No i spalanie, jak to w 1.0 TSI, jest naprawdę bardzo niskie. Osiem litrów na autostradzie? Żaden problem. Podobne wyniki da się osiągnąć w mieście. Na zwykłej drodze krajowej można się zakręcić nawet około pięciu litrów.
3. Miejsce, miejsce, miejsce
Kamiq jest zaskakująco przestronny jak na auto zbudowane na płycie podłogowej… Volkswagena Polo. Podwozie zostało jednak zdecydowanie wydłużone i prawdę mówiąc Kamiq jest bardziej przestronny od rynkowej konkurencji. Naprawdę można o nim powiedzieć, że jest kompaktowym SUV-em.
W praktyce w środku będzie naprawdę wygodnie dla czterech dorosłych osób. Chociaż jeśli macie więcej niż jedno dziecko, to raczej jednak nie dla was auto. 400-litrowy bagażnik jest okej jak na tę klasę, ale jeśli macie dużą rodzinę, to nie obędzie się bez Karoqa. Albo i Kodiaqa.
4. Jeździ po prostu dobrze
Kamiq, choć jest kompaktowym SUV-em, w każdej wersji oferowany jest jedynie z napędem na przód. I nic tu się nie zmieni, taką konstrukcję wymaga zastosowana płyta podłogowa.
Nie zmienia to faktu, że jest to auto jeżdżące po prostu dobrze, o czym przekonałem się już w Szwajcarii, a teraz w tym przekonaniu tylko się utwierdziłem. Pomimo dość twardego ustawienia zawieszenia jest tu dość wygodnie. Co ważne: sztywne ustawienie sprawia także, że Kamiq nie jest "rozlany". Jeździ wystarczająco sprawnie dla większości kierowców, także w zakrętach, gdzie nie przechyla się nadmiernie. Choć fotele trzymania bocznego nie zapewniają właściwie żadnego.
Kamiq prowadzi się stabilnie także przy prędkości autostradowej, choć przy większych prędkościach trzeba uważać na podmuchy wiatru – Kamiq jest na nie wyjątkowo wrażliwy, lubi się dać "przestawić".
Pocieszeniem jest za to wyciszenie wnętrza, także na autostradzie. Jak na tę klasę jest naprawdę dobrze. Aha – po jakichś drobnych wertepach też przejedziecie, podwyższony prześwit pomaga nie tylko na krawężnikach w mieście. Sprawdziłem.
5. Po doposażeniu robi się drogo
Wszystko pięknie, prawda? W Kamiqa naprawdę łatwo się zapatrzyć: jest bardzo mobilny w mieście, wystarczająco wygodny poza miastem, przejedzie przez leśną ścieżkę, a do tego ma charakterny, zadziorny design i dużo miejsca w środku.
A teraz kropla dziegciu: ten Kamiq, którego widzicie na zdjęciach, kosztuje 100 200 zł. Sto tysięcy za de facto auto niespecjalnie duże, choć na tle konkurencji przestronne. A przecież nie ma tu ani DSG, ani większego silnika 1.5 TSI…
Oczywiście ten egzemplarz poza mniejszym silnikiem i automatem i tak był wyposażony właściwie "pod korek": wirtualny kokpit, duży ekran nawigacji (9,2 cala), czujniki parkowania, kamera cofania, światła LED z przodu i z tyłu, bezkluczykowy dostęp czy 17-calowe felgi. Mimo to cena wydaje się zaporowa.
Z drugiej strony najtańszy Kamiq (1.0 TSI, ale 90 KM, a do tego pięciobiegowa skrzynia) to koszt 67 150 zł. Sensownie skonfigurowane egzemplarze są gdzieś w połowie drogi. I takie Kamiqi pewnie najczęściej będziemy widzieć na drogach.
Skoda Kamiq 1.0 TSI 6MT na plus i minus:
+ Wystarczające osiągi + Niskie spalanie + Niezłe wyciszenie wnętrza + Przestronna na tle konkurencji - Cena po doposażeniu może być odstraszająca