Po dwóch latach żmudnego procesu sprawa wypadku kolumny Beaty Szydło w Oświęcimiu zmierza ku końcowi. W tym tygodniu uczestnicy procesu mieli okazję wysłuchać mów obrony i oskarżenia. Szczególnie słowa prokuratora wywołały spore zdumienie i oburzenie, zwłaszcza oskarżonego Sebastiana Kościelniaka.
– Czy przez te 3 lata od zdarzenia, a 2 lata od momentu, kiedy sprawa została przekazana do sądu, Piotr (…), usłyszał od oskarżonego chociaż raz słowo "dziękuję za to, że jestem cały i zdrowy i żyję"? Czy pokrzywdzeni Piotr (…) i Beata Szydło usłyszeli przez te 3 lata od oskarżonego chociaż raz słowo "przepraszam, zawaliłem, chciałbym cofnąć czas, żeby to się nie wydarzyło"? – pytał w mowie końcowej Rafał Babiński z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
– Było to po prostu bezczelne z jego strony – skwitował je Sebastian Kościelniak w rozmowie z TVN24, który w procesie nie przyznał się do winy. Zdaniem jego obrony to kierowca BOR był sprawcą tego zdarzenia.
– Kościelniak mógłby ponosić odpowiedzialność za to zdarzenie, gdyby mógł widzieć i słyszeć pojazdy uprzywilejowane – mówił podczas procesu obrońca Kościelniaka mec. Władysław Pociej. Wyrok w tej sprawie ma zapaść na początku lipca.
Wypadek kolumny Szydło
Przypomnijmy, że 10 lutego 2017 roku rządowa limuzyna, w której podróżowała
Beata Szydło, uległa wypadkowi w Oświęcimiu. Rządowa kolumna trzech samochodów wyprzedzała fiata seicento. Jego kierowca przepuścił pierwszy samochodów i następnie zaczął skręcać w lewo. I tak doszło do kolizji z autem szefowej rządu, które następnie trafiło w drzewo. Błyskawicznie zatrzymano młodego kierowcę, szybko pojawiły się też spekulacje, iż mógł to być zamach. Po kilku miesiącach od zdarzenia
sąd uznał, iż zatrzymanie Sebastiana Kościelniaka było bezzasadne.