Po tym, jak Katarzyna Figura wyznała, że bił ją mąż, wiele osób posądziło o niewrażliwość innych artystów, którzy przez lata wiedzieli, ale przymykali na to oko. Tak naprawdę winny jest jednak każdy z nas. Za każdym razem, kiedy nie reagujemy, gdy innych biją, obrażają, molestują, niszczą, stajemy się bohaterami historii podobnej do tej, którą opisała Figura. Dlaczego milczymy wtedy, kiedy należałoby zabrać głos?
Jednym z najczęściej zadawanych w debacie pytań było to, dlaczego nikt nie zareagował, kiedy aktorka przychodziła na plan pobita i psychicznie stłamszona. Choć pojawiła się pokusa, by o niewrażliwość posądzać środowisko artystyczne, tak naprawdę winny jest każdy z nas. Za każdym razem, kiedy nie reagujemy, gdy innych biją, obrażają, mobbingują, molestują, zaczepiają, niszczą, znęcają się, stajemy się elementem historii podobnej do tej, którą opisała Figura.
Nie opłaca się
Polskiej zmowy milczenia doświadcza niemal każdy. Aktorka Ilona Felicjańska przez lata w ciszy zmagała się z chorobą alkoholową. Ewa Wanat ukrywała, że w dzieciństwie była molestowana seksualnie przez dziadka. Katarzyna Figura kryła to, że znęca się nad nią mąż. To tylko niektóre przypadki ze świata ludzi z okładek.
Zaskakujące wyznania, które poruszały Polskę, odkryły jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Bo prawda jest taka, że większość z nas milczy, kiedy kogoś okradają w tramwaju, kiedy w codziennych sytuacjach padają antysemickie i homofobiczne hasła, kiedy wandale niszczą przystanki, kiedy dzieci dręczą bezdomne koty, kiedy rodzice stosują przemoc wobec dzieci, kiedy właściciele przez lata doprowadzają swoje psy do powolnej agonii.
Dlaczego odwracamy wzrok, przyspieszamy kroku, idziemy dłuższą drogą, żeby nie przejść koło domu sąsiada? Psychologiczne wyjaśnienie jest krótkie i prostsze niż mogłoby się wydawać.
– Nie opłaca się. Ryzyko jest za duże – mówi Bartłomiej Szmajdziński, psycholog i terapeuta.
Przyjdą się zemścić
W spuszczeniu głowy pomaga między innymi to, co psychologowie nazwali rozproszeniem odpowiedzialności. Kiedy istnieje szansa, że potencjalnych świadków wydarzenia było więcej, po prostu nie reagujemy. Myślimy, że kto inny wezwie pogotowie, rzuci się do pomocy, pomoże molestowanej koleżance. Z takiego usprawiedliwienia korzystamy tym chętniej, im więcej możemy stracić pomagając.
– Wbrew pozorom, w sytuacjach kryzysowych kalkulujemy bardzo szybko. Jakie będą koszty potencjalnego leczenia, jeśli oberwiemy, próbując rozdzielić bójkę? Czy zniszczymy sobie ubranie? Czy zarazimy się czymś, pomagając choremu? – wymienia Bartłomiej Szmajdziński. – Po co nam kłopoty, po co stracony czas?
Ale, zdaniem psychologa, zmowa milczenia to choroba całego państwa, systemu. Jej przyczyn trzeba szukać w wychowaniu, mediach i organach ścigania.
– Jeśli wypuszczamy bandytów z Pruszkowa, to jesteśmy przekonani, że sędziowie wypuszczą i takiego co pobił, ukradł. Jeśli to my doprowadziliśmy do jego zatrzymania, boimy się, że wróci, by się zemścić. A to prawdopodobne, bo jak się było świadkiem na rozprawie, to bandyta ma gotowe dane osobowe – zauważa psycholog.
Wezwiesz karetkę? Jeszcze zapłacisz
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fakt, że w Polsce osoba, która mówi o przemocy i dyskryminacji, często jest karana za swoją odwagę.
– W Stanach był ostatnio przypadek, kiedy człowiek wyjeżdżając z podporządkowanej drogi, zatarasował swoim samochodem ulicę i celowo spowodował wypadek, bo zauważył, że rozpędzone auto jechało prosto na przechodzące kilka metrów dalej dzieci. Choć on był sprawcą, towarzystwo wypłaciło mu odszkodowanie. To niemożliwe w Polsce – mówi Szmajdziński i podaje kolejne przykłady: konieczność zapłaty za nieuzasadnione wezwanie pogotowia, przypadek policjanta, który został zasztyletowany po tym, jak zwrócił uwagę dwóm nastolatkom na przystanku.
A tymczasem, jak przekonuje Beata Rostocka, która przez ponad 40 lat kierowała wrocławskim Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, zwracanie uwagi na patologie, daje wymierne efekty.
– Na przykład rodzicowi puszczają nerwy, szarpie dziecko. Ale raz zwrócona uwaga, drugi raz, trzeci, uprzedzanie o tym, że za stosowanie przemocy grożą konsekwencje, powoduje, że oni się zastanawiają. I zanim kolejny raz wyładują na dziecku agresję, przemyślą to – mówi.
Niech rozstrzygnie policja
Doświadczenia Beaty Rostockiej pokazują statystyki Niebieskiej Linii – Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie. Wynika z nich, że 40 proc. wszystkich zgłoszeń o przemocy, zarówno tych e-mailowych, jak i telefonicznych pochodzi od osób, które są świadkami, a nie ofiarami przemocy.
Jak informują nas pracownicy Niebieskiej Linii, wiele z tych osób już wcześniej zwracało się z prośbą o pomoc do innych organów. – To jest stereotyp, że ludzie patrzą obojętnie na krzywdę drugiego człowieka – mówi nam jeden z pracowników. I dodaje, że wiele osób, które chciałyby pomóc, czują się wtłoczone w rolę sędziów, którzy muszą rozstrzygać, czy osoba, co do której mają takie podejrzenia, faktycznie padła ofiarą przemocy. – To zatrzymuje wiele osób przed działaniem. Tymczasem jeśli słyszymy, że za ścianą coś się dzieje, powinniśmy zainterweniować. A o tym, czy to faktycznie jest przemoc, powinny zdecydować policja i prokuratura.