Japonia zapowiedziała, że w ciągu najbliższych 30 lat zrezygnuje z produkcji energii jądrowej. Chce ją zastąpić odnawialnymi źródłami energii i gazem. Nie wiadomo jednak, czy to się uda.
Jak pisze "Le Monde", jedynie 2 z 50 elektrowni jądrowych w Japonii są teraz czynne. Pozostałe nie działają, ponieważ rząd wprowadził drakońskie normy bezpieczeństwa.
Przed katastrofą w Fukushimie 30 proc. energii w Japonii było wytwarzanych przez elektrownie jądrowe. Rząd japoński planował pierwotnie, aby do 2030 r. ten odsetek wzrósł do 53 proc. Jednak zeszłoroczne tsunami spowodowało, że opinia publiczna odwróciła się zupełnie od energii jądrowej. Rząd pod presją musiał zrewidować swoje plany.
Zero atomu do 2042 roku
Władze właśnie zapowiedziały, że kraj będzie dążył do rezygnacji z atomu w ciągu najbliższych 30 lat. Plan japońskiego rządu zakłada, że atom będzie stopniowo zastępowany odnawialnymi źródłami energii i importowanym gazem ziemnym.
Jerzy Kozieł z Instytutu Energii Atomowej uważa jednak te propozycje za niepoważne. – Japonia nie może się wycofać z atomu. Niemcy próbują od 30 lat i jakoś im się to nie udaje – przekonuje. – Wszyscy są uzależnieni od atomu. Te alternatywne źródła nie pozwolą wytworzyć tak ogromnej ilości energii. Pierwszy projekt japońskiego rządu zakładający, iż udział atomu wzrośnie, był rozsądny – tłumaczy.
Zdaniem Mariusza Dąbrowskiego z Centrum Studiów Polska-Azja, wszystko będzie zależało od wyniku przyspieszonych wyborów parlamentarnych, które odbędą się na przełomie tego i przyszłego roku. Katastrofa w Fukushimie zbulwersowała tak bardzo opinię publiczną, że kwestia atomu jest głównym tematem poruszanym w debacie publicznej, a różne opcje polityczne nie podzielają zdania obecnego rządu o konieczności całkowitego zrezygnowania z energii jądrowej. Ale Fukushima zmieniła jedną rzecz – nikt nie promuje atomu i na pewno jego udział będzie szybko malał.
Gospodarka będzie się trzymać
Wycofanie się z atomu spowoduje rewolucję na rynku energetycznym i poważne zmiany w gospodarce Japonii, ale nie oznacza to, że kraj nie będzie już potęgą gospodarczą. – Najcięższy okres Japonia ma już za sobą. W sierpniu był prawdziwy sprawdzian dla jej gospodarki, bo to w tym miesiącu zużycie energii jest na najwyższym poziomie w roku. Ale dała sobie radę, a to znak, że nadal ma solidne fundamenty – przekonuje ekspert z Centrum Studiów Polska-Azja.
Gospodarka japońska opiera się na technologiach, a fabryki jej firm najczęściej znajdują się zagranicą, więc wyższa cena energii nie wpłynie znacząco na produkcję kraju, która wymaga dużych nakładów pracy umysłowej, a nie surowców. Być może ceny prądu wzrosną dwukrotnie do 2030 r. (według szacunków), ale nie jest to pewne. W Japonii dostawcy energii są regionalnymi monopolistami, a rząd pracuje teraz nad liberalizacją, która pozwoliłaby ograniczyć podwyżki cen prądu.
Droższy gaz w Europie?
– Japonia już dywersyfikuje źródła energii. Premier Japonii rozmawiał ostatnio z Putinem o utworzeniu gazociągu – tłumaczy Mariusz Dąbrowski. Jeżeli Rosja zwiększy eksport gazu do Japonii, to będzie miała mocniejszą pozycję w negocjowaniu cen również w Europie, ponieważ będzie mogła wybierać swoich klientów. A to może odbić się na naszych rachunkach za gaz.
Ekspert przekonuje też, że w Japonii jest przestrzeń dla rozwoju odnawialnych źródeł energii. – Udział energii słonecznej i energii wiatru razem wziętych stanowi zaledwie 1 proc. całego zużycia energii.
Dlatego też w okolicach Fukushimy chcą wybudować nową elektrownię słoneczną, która byłaby największa w Japonii. Treny, które zostały zniszczone przez tsunami, mają bardzo dobre warunki do wykorzystania turbin wiatrowych.
– Fukushima prawdopodobnie zamyka jeden rozdział w japońskiej energetyce – przekonuje ekspert z Centrum Studiów Polska-Azja. – Nie wiemy, jakie będą technologie za 30 lat, nie wiadomo więc, czy cel całkowitego pozbycia się atomu jest realistyczny. Ale bez wątpienia jest wola polityczna, aby do tego doprowadzić.