Soja, kukurydza, bawełna i ziemniaki. Odporne na szkodniki, niepsujące się i w dowolnych kolorach - żywność modyfikowana genetycznie ma mnóstwo zwolenników i tyle samo przeciwników.
Odkręcane jajka na miękko, plastikowe rogaliki, jedzenie zdrowe i absolutnie bez smaku - to nie efekt modyfikacji genetycznej, a menu Maksa i Alberta - bohaterów kultowego filmu „Seksmisja”. Póki co GMO nie idzie tą drogą, ale nie wiadomo, co czeka nas w przyszłości. Myśląc o jedzeniu, które można dowolnie "zaprojektować" w laboratorium, na myśl przychodzi mi ta właśnie scena z filmu Juliusza Machulskiego.
Prezydent złożył w Sejmie projekt ustawy o nasiennictwie. Nie zajął się w nim jednak kompleksowo kwestią GMO. Projekt zakazuje co prawda wpisywania do rejestru roślin modyfikowanych genetycznie, ale umożliwia obrot tymi, które zostały dopuszczone w Unii Europejskiej.
Bronisław Komorowski wetując poprzednią ustawę o nasiennictwie zaznaczył, że regulacje są potrzebne, ale w kwestii GMO należy przeprowadzić szeroką duskusję. Spór pomiędzy naukowcami, którzy są zwolennikami (głównie genetycy) i przeciwnikami (głównie żywnościowcy) wprowadzenia GMO cały czas jest gorący. Zdaniem pierwszych takie rośliny i żywność są absolutnie zdrowe, w dodatku tańsze. Ci drudzy zwracają uwagę, że może i badania nie wskazują na zły wpływ GMO na nasze zdrowie, ale nie wiadomo, co będzie w przyszłości. By mieć pewność, trzeba poczekać i sprawdzić, co będzie działo się z organizmami ludzi, którzy organizmy genetycznie modyfikowane przyjmują przez lata. Zdaniem osoby zajmującej się badaniem GMO, - często genetycy, którzy chwalą modyfikacje genetyczne, współpracują z koncernami, które produkują taką żywność.
Po sierpniowych konsultacjach u prezydenta Komorowskiego, dr hab. Katarzyna Lisowska mówiła, że GMO to nie jest cyjanek potasu, który przynosi natychmiastowy efekt. - Tutaj dynamika ujawniania się szkodliwych zmian - tak jak w przypadku palenia papierosów czy narażenia na azbest - ujawni się po dłuższym czasie. GMO w żywności mamy dopiero od 17 lat, nie ma w tej chwili obserwacji jego wpływu na ludziach - dodała Lisowska.
Zdaniem zwolenników, GMO powstało, by wyżywić świat, dostarczać więcej żywności, która dłużej nadaje się do zjedzenia - Znane są jednak przypadki indyjskich rolników, którzy podpisali umowy z wielkimi koncernami produkującymi żywność modyfikowaną. Firmy doprowadziły ich do bankructwa, a wiele osób po jedzeniu tej żywności popełniła samobójstwo - dodała osoba badająca GMO.
- Nie ma żadnych dowodów na to, żeby żywność genetycznie modyfikowana komukolwiek zaszkodziła. Jedzą ją Amerykanie od 15 lat, karmione jest nią bydło i drób, i nic złego się nie dzieje - powiedział PAP prof. Piotr Węgleński, były rektor Uniwersytetu Warszawskiego i zwolennik upraw GMO. Jego zdaniem dzięki modyfikacji, powstają na przykład kwiaty o niespotykanych kolorach, ryż zawierający dodatkowe witaminy czy odmiany kukurydzy lub ziemniaków odporne na ataki owadów, czy preparaty do zwalczania chwastów. Węgleński przyznał, że rozwojowi GMO mogą towarzyszyć negatywne skutki, ale zapewnił, że naukowcy szczególnie uważnie przyglądają się wpływowi modyfikowanych organizmów na zdrowie ludzi i na środowisko.
Polscy rolnicy słyną z produkcji zdrowej, coraz częściej ekologicznej żywności. Nawet jeżeli po latach okaże się, że jedzenie modyfikowane genetycznie nie wpływa źle na nasze zdrowie, nie będę chciał dawać dziecku do jedzenia jabłka, które ma już pół roku, ale cały czas jest pierwszej świeżości, bo ktoś podmienił mu kilka genów. Rozumiem argumenty o coraz większej liczbie ludzi na świecie, o głodujących i braku jedzenia. Ale czy nie powinniśmy zacząć od siebie? W Unii Europejskiej marnuje się połowa jedzenia, zdecydowana większość z niego marnuje się w gospodarstwach domowych. Zamiast genetycznie grzebać w jabłkach, proponuję organicznie grzebać w lodówce i nie kupować jedzenia na zapas. Może się nie zmarnuje.