– Problem jest poważny. Najczęściej w przypadku spraw o znęcanie się nad rodziną, czy kazirodczych gwałtów po odbyciu przez sprawcę kary jego ofiary ze względów ekonomicznych nadal są zmuszone z nim mieszkać. W ten sposób państwo systemowo zawodzi swoich obywateli. Zostawia ich w sytuacji braku wyboru, często wręcz w uzasadnionym poczuciu zagrożenia – mówi Dariusz Mazur, sędzia sądu okręgowego w Krakowie, a także rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów "Themis".
Anna Dryjańska: Czy prezydent powinien mieć prawo do ułaskawienia kogoś, kto zgwałcił dziecko?
Sędzia Dariusz Mazur: Łatwo byłoby populistycznie powiedzieć, że nie. Kluczowe jest jednak nie zawężanie zakresu zastosowania prawa łaski, lecz stosowanie go na podstawie przejrzystych kryteriów, po dokładnym zapoznaniu się ze sprawą. Tak, by decyzja prezydenta nie była arbitralna. By nikt nie mógł jej podważyć wskazując na to, że stoją za tym jakieś prywatne interesy lub kaprys.
Prof. Monika Płatek powiedziała, że w bliźniaczo podobnej sprawie dotyczącej gwałtu w rodzinie, Andrzej Duda skazańca nie ułaskawił.
I właśnie w uznaniowości – realnej lub wyobrażonej – widzę poważny problem. Gdyby były przedstawiane jasne kryteria na których decyzja prezydenta była oparta, gdyby były one znane opinii publicznej, ułaskawienie lub jego brak też byłyby jasne.
Ważne jest również przestrzeganie procedury, a więc np. przestrzeganie zasady, że ułaskawić można wyłącznie osobę skazaną prawomocnym wyrokiem. Jeśli tych elementów nie ma, to gdy pojawia się kontrowersyjny przypadek a prezydent stosuje prawo łaski, społeczeństwo może mieć wątpliwości co za tym stoi.
Mówi pan, że to przypadek kontrowersyjny, dlatego że dotyczy przemocy seksualnej ojca wobec córki?
Między innymi. Ale chodzi także o okoliczności wydania tej decyzji przez prezydenta. Kolejne doniesienia medialne ujawniły, że matka i córka, które wstawiły się za skazanym, są od niego uzależnione ekonomicznie. Lokal, w którym mieszkają, należy do sprawcy przemocy. Dlatego można mieć poważne wątpliwości, czy ich poparcie dla wniosku o ułaskawienie to kwestia autentycznego przebaczenia czy kalkulacja.
Kalkulacja na zasadzie "podpiszę mu wniosek o ułaskawienie, bo inaczej będę bezdomna"?
Niestety tak. Jeśli mamy do czynienia z przymusem ekonomicznym – podkreślam: jeśli, bo nie czytałem akt – to jest to horror, który pokazuje niewydolność państwa. Ofiara, która musi żyć na małej przestrzeni ze sprawcą tak inwazyjnego przestępstwa…
Andrzej Duda napisał na Twitterze, że ułaskawienie dotyczyło tylko zakazu zbliżania się. Zaznaczył też, że nie było gwałtu.
Pan prezydent jest specjalistą od prawa administracyjnego, rozumiem że może nie orientować się równie dobrze w prawie karnym. A kodeks mówi wyraźnie: paragraf 3 punkt 2 i 3 artykułu 197 kk, na podstawie którego skazany został sprawca, dotyczy zgwałcenia osoby małoletniej przez osobę najbliższą, a więc jest to gwałt kazirodczy.
Być może pan prezydent jest mylnie przekonany, że zgwałcenie dziecka występuje tylko wtedy, gdy dojdzie do "pełnego" stosunku seksualnego, lub penetracji ciała ofiary. A są przecież inne warianty tego przestępstwa, które także kwalifikują się jako zgwałcenie małoletniej. Wynika to z faktu, że ofiary małoletnie są traktowane jako osoby szczególnie wrażliwe i częstokroć zachowanie sprawcy, które wobec osoby pełnoletniej zostałoby uznane jako "inna czynność seksualna" w odniesieniu do ofiar małoletnich jest kwalifikowane jako zgwałcenie.
Czyli prezydent, choć jest prawnikiem, niekoniecznie musi o tym wiedzieć, bo specjalizuje się w innej "działce" prawa?
Nie musi o tym wiedzieć, ale powinien się dowiedzieć na etapie zapoznawania się z aktami sprawy. Zakładam bowiem, że albo on, albo pracownicy kancelarii to zrobili.
Przypomnę, że gdy na początku swojej prezydentury ułaskawił członków PiS, panów Kamińskiego i Wąsika nieprawomocnie skazanych za przekroczenie uprawnień, media informowały o tym, że nawet nie dysponował aktami, które nie zostały ściągnięte z sądu, a więc nie wiedział od czego ich ułaskawia. Trzeba podkreślić, że wyrok w tej sprawie, ze względu na szeroko stosowane techniki operacyjne, był w dużej części oparty na materiałach niejawnych, które nie były dostępne mediom. Dlatego bez zapoznania się z aktami nie sposób było wyrobić sobie zdanie na temat, na czym tak naprawdę polegało przestępstwo. Ówczesne tłumaczenie prezydenta, że ułaskawił, aby "uwolnić wymiar sprawiedliwości od sprawy" brzmi jak ponury żart, gdyż nie temu ma służyć ułaskawienie.
Prezydent nie jest władcą absolutnym, ale najwyższego szczebla funkcjonariuszem państwowym, który uzyskał mandat w demokratycznych wyborach. Tym samym w swoich działaniach powinien przestrzegać demokratycznych standardów, do których należy transparentność i racjonalność podejmowanych decyzji.
Pytanie, czy decyzja o ułaskawieniu podjęta bez znajomości akt jest decyzją racjonalną i uzasadnioną jest czysto retoryczne. Z prawniczego puntu widzenia takie ułaskawianie w ciemno jest bardziej bulwersujące niż kontrowersyjne uchylenie zakazu zbliżania się do ofiary gwałtu.
Z ludzkiego punktu widzenia raczej odwrotnie. Ten facet gwałcił swoją nieletnią córkę, a teraz Andrzej Duda daje mu czystą kartę. I to jeszcze zgodnie z opinią sądu, który przecież sam kilka lat wcześniej nałożył nakaz zbliżania się. To jest po ludzku nie do pojęcia. Dlaczego sąd wydał taką rekomendację, skoro wiadomo było, że ofiary są zależne ekonomicznie od sprawcy?
Szczerze?
Tylko szczerze.
Podejrzewam, że ci ludzie są na siebie skazani. I mówię to z czysto ludzkiego punktu widzenia: oni nie mają wyboru. On ma mieszkanie, one nie mają gdzie mieszkać. Sąd nie ma mieszkania socjalnego, które może przekazać ofiarom i powiedzieć: macie, mieszkajcie, zacznijcie nowy rozdział. Sprawca za to w każdej chwili może wyrzucić konkubinę i córkę na bruk. A one zrobią wszystko, by do tego nie doszło. Sąd wybiera więc mniejsze zło i rekomenduje prezydentowi ułaskawienie.
No dobrze, rozumiem że sąd nie jest deweloperem, by przyznawać mieszkania, ale czy od tego by pomagać w takich sytuacjach nie jest przypadkiem Fundusz Sprawiedliwości?
Jest. Powstaje jednak mnóstwo wątpliwości związanych z tym, że tego nie robi, a przynajmniej nie na taką skalę, na jaką powinien. Media rozpisują się przecież o tym, że zamiast na pomoc ofiarom przestępstw minister Zbigniew Ziobro przekazał środki na organizację założoną przez kontrowersyjnego księdza–egzorcystę, wyrastają firmy krzaki, które zgarniają te pieniądze, a fundacje i organizacje pozarządowe, które od lat pomagają ofiarom i robią to z bardzo dobrym skutkiem, zostają bez grosza.
Według mediów środki z tego funduszu w kwocie około 25 mln zł miały zostać również przeznaczone na zakup dla CBA systemu "Pegasus", który umożliwia inwigilację obywateli bez kontroli sądowej. Jeżeli tak się faktycznie stało, to odbyło się to z naruszeniem prawa, gdyż CBA może być dotowane wyłącznie bezpośrednio z budżetu państwa.
Trzeba zresztą podkreślić, że przeznaczanie środków z Funduszu Sprawiedliwości na cele nie mające nic wspólnego z pierwotnym przeznaczeniem tego funduszu stało się możliwe dzięki zmianie przepisów wprowadzonej w 2017 r., z inicjatywy ministra Ziobry. Zgodnie z raportem NIK z 2018 r. z 385 milionów jakimi dysponował Fundusz Sprawiedliwości zaledwie 16 milionów zostało przekazanych ofiarom przestępstw.
W tym kontekście słowa pana Ziobro, który powiedział, że prezydenckie ułaskawienie było "aktem łaski dla ofiar", brzmią wyjątkowo dwuznacznie. Wygląda raczej na to, że ofiary przestępstw w Polsce dostają od państwa "co łaska".
Często się zdarza, że ofiary przemocy seksualnej w Polsce są zmuszone do mieszkania ze sprawcami? Są jakieś statystyki na ten temat?
Nie znam danych, ale jako sędzia z wieloletnim doświadczeniem oceniam, że problem jest poważny. Najczęściej w przypadku spraw o znęcanie się nad rodziną, czy kazirodczych gwałtów po odbyciu przez sprawcę kary jego ofiary ze względów ekonomicznych nadal są zmuszone z nim mieszkać. Prowadzi do ich powtórnej wiktymizacji.
W ten sposób państwo systemowo zawodzi swoich obywateli. Zostawia ich w sytuacji braku wyboru, często wręcz w uzasadnionym poczuciu zagrożenia. Brak wsparcia państwa dla ofiar przestępstw to problem, który należy rozwiązać na najwyższym szczeblu.
Łatwiej jest ułaskawić, niż stworzyć efektywny system pomocy ofiarom, tyle, że w takiej sytuacji ułaskawienie często będzie rozwiązaniem pozornym. Bez decyzji politycznych sądy też często nie mają prawdziwego wyboru – i wybierają mniejsze zło. Bo życie tych ludzi musi jakoś toczyć się dalej.