Sąd, który badał sprawę wypadku kolumny Beaty Szydło w Oświęcimiu, wysłał do prokuratury zawiadomienie o możliwym złamaniu przepisów przez kierowcę limuzyny byłej premier. Prokuratura uznała jednak, że wniosek sądu jest zbyt enigmatyczny i odesłał go do poprawki.
Chodzi o to, że kolumna Szydło wysyłała sygnały świetlne, ale nie miała włączonych sygnałów dźwiękowych. To oznacza, że wszystkie trzy pojazdy ówczesnego Biura Ochrony Rządu nie były pojazdami uprzywilejowanymi. Dlatego też kierowca byłej premier nie mógł wyprzedzać na skrzyżowaniu oraz przekraczać podwójnej ciągłej linii.
Sędzia uznała, że mógł złamać przepisy. Dlatego do prokuratury trafił wniosek w tej sprawie. Prokuratura wniosek przeczytała i... odesłała go do sądu. Dlaczego?
– We wniosku sądu nikt personalnie nie został wymieniony. Sąd napisał zawiadomienie dość enigmatycznie. Jest ono jednozdaniowe. Zwrócimy się o uzupełnienie: o jakie czyny i o które osoby chodzi. Wystąpimy ewentualnie o dołączenie do zawiadomienia uwierzytelnionych materiałów, na podstawie których sąd zwrócił się o prowadzenie postępowania – powiedziała TVN24 prokurator rejonowa w Oświęcimiu Grażyna Pniak.
Przypomnijmy, że do wypadku doszło w lutym 2017 roku. 21-letni wówczas Sebastian Kościelnik zderzył się swoim fiatem seicento z jednym z samochodów z rządowej kolumny. Limuzyna rozbiła się o drzewo. W wyniku zdarzenia poszkodowani zostali ówczesna premier Beata Szydło oraz jej kierowca.