
Sześciominutowe spóźnienie gwiazdy Azotów Tauron, Grega Hancocka, sprawiło, że zespół z Tarnowa walkowerem pożegnał się z rywalizacją w półfinale Enea Ekstraligi. "To kuriozalne", "liga straciła wizerunek" - brzmiały pierwsze komentarze po kontrowersyjnej decyzji sędziów. Wieczorem okazało się, że mecz musi jednak zostać powtórzony.
REKLAMA
Unibax Toruń wygrał półfinałowy pojedynek w żużlowej Enea Ekstralidze z Azotami Tauron Tarnów 40:0, ale na toruńskiej Motoarenie nie odbył się ani jeden bieg. Wszystko przez to, że największa gwiazda tarnowian spóźniała się na stadion o sześć minut. Greg Hancock najpierw z trudem złapał samolot do Gdańska. Stamtąd nie bez trudu próbował dojechać do Torunia, choć jechał łączącą oba miasta autostradą, a korek tuż przed stadionem pokonał biegnąc, spóźnił się na zaplanowaną godzinę startu zawodów.
Czytaj również: Imprezy nad grobem są w sporcie niedopuszczalne - wywiad po śmierci żużlowca Lee Richardsona
Prowadzący spotkanie sędzia Piotr Lis uznał więc, że w takiej sytuacji nie pozostaje mu nic innego, jak zgodnie z przepisami ligii, uznać, że tarnowska drużyna nie jest w stanie wystartować. Zawody zakończyły się więc walkowerem Azotów Tauron i zapisaniem 40 punktów po stronie gospodarzy z Torunia, którzy w ten sposób bez żadnego wysiłku miał trafić do finału ligi. Całą sytuację wymusił fakt, że zsumowane średnie meczowe statystyki żużlowców z Tarnowa bez Grega Hancocka były za słabe do udziału w zawodach.
Zdaniem sędziego. Drużyna Azotów Tauron twierdzi bowiem, że zgodnie z regulaminem ligi zamiast zawodnicy obecni w parku maszyn mieli łącznie na swoim koncie wymagane 34 punkty, a dokładnie 34,03. Piotr Lis wyliczył natomiast, że bez Hancocka jest ich zaledwie 31,53. - Naszym zdaniem sędzia źle policzył KSM. Jesteśmy zdenerwowani, ale na pewno podejmiemy odpowiednie kroki w celu wyjaśnienia sytuacji - powiedział dla serwisowi SportoweFakty.pl trener tarnowian i zarazem żużlowej reprezentacji Polski, Marek Cieślak.
Późnym wieczorem okazało się, że rację mieli żużlowcy z Tarnowa, a mecz musi zostać powtórzony ze względu na pomyłkę arbitra. O tym, która z drużyn zmierzy się w finale dowiemy się w najbliższy czwartek. Wówczas na Unibax Toruń lub Azoty Tauron Tarnów będzie czekał zwycięzca dwumeczu Stal Gorzów - Stelmet Falubaz Zielona Góra, którego poznamy w niedzielę.
Zobacz też: Żużel po wrocławsku
Komentatorzy sportowi obecni w Toruniu relacjonowali, że zaskoczeni i zbulwersowani takim rozstrzygnięciem byli na Motoarenie absolutnie wszyscy, włącznie ze "zwycięskimi" zawodnikami Unibaxu, którzy awans do finału woleliby zawdzięczać walce na torze, a nie decyzji podjętej przy tzw. zielonym stoliku. "Liga poniosła wizerunkową porażkę" - oceniają dziennikarze portalu Sport.pl. A Marek Cieślak stwierdził tylko, że "wszystko to jest żałosne".
