Jeśli widzisz kobietę buszującą w męskiej części sklepu z ubraniami, to prawdopodobnie jest to żona, która przyszła kupić coś swojemu mężowi. I to wcale nie na prezent, ale na co dzień. Nie oceniajcie jednak takiej pary od razu. Z ich perspektywy nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Nie chcę generalizować, ale z mojej perspektywy taki zwyczaj jest domeną starszego pokolenia - nasze babcie i mamy ubierały dziadków i ojców, bo faceci uważali się za laików modowych lub po prostu myśleli, że wizyta w sklepie odzieżowym jest mało męska. Takie podejście w ciągu ostatnich dekad zupełnie się zmieniło, ale wciąż nie wszyscy panowie są własnymi stylistami.
"Boję się" samemu kupić buty
Nie chciałbym, by moja dziewczyna mnie ubierała, bo nie mam jednego, konkretnego stylu. Wszystko zależy od tego, co mi wpadnie w ręce. Raz ubiorę się na mrocznie jakbym szedł na imprezę techno, a raz założę przaśne wdzianko wprost na Juwenalia. Lubię kicz, lubię proste fasony, lubię też estetykę dresiarską i punkową. Nie przejmuję się też tym, co modne, bo nie lubię wyglądać jak wszyscy. Inni wolą jednak oddać swój outfit w dobre ręce.
– Często przyjmuję sugestie od żony, zanim coś kupię – mówi mi 32-letni Michał (wszystkie imiona zostały w tekście zmienione). – Najbardziej nie umiem wybierać butów. "Boję się", że kupię złe i będzie przypał na mieście. Zawsze konsultuję z żona, czy takie mogą być, a jak mi powie "nie!", to szukam innych. Jeśli nadal mi nie wychodzi, to w końcu proszę ją, by mi zamówiła w necie – dodaje.
Michał przyznaje, że tylko t-shirty sam sobie kupuje. To dla niego proste, bo wybiera nadruki z ulubionymi postaciami z gier lub komiksów. Do sklepów stacjonarnych zawsze jednak chodzi z żoną. – To coś innego, niż zakupy z mamą. Wtedy sam sobie wybierałem, bo wiedziałem, że mi źle doradzi – mówi 32-latek.
Analogiczna sytuacja jest z elektroniką
Rozmawiałem z 41-letnim Błażejem, którego znajomi też są ubierani przez żony. Po po prostu dla nich wygląd się nie liczy. Mają wyglądać przede wszystkim schludnie.
– Z moimi kumplami mam mieć o czym gadać i mają być lojalni. To, jakie mają ciuchy, czy np. ma sweter czy koszulkę, jest dla mnie nieistotne. Wiem jednak, że kobiety myślą inaczej, dlatego jeżdżą z mężami na zakupy. Jak z dzieckiem. Naciskają na kupno wreszcie jakiś nowych ciuchów lub delikatnie sugerują: "O, w tym byś dobrze wyglądał" – mówi mój rozmówca.
Zauważa też, że takie przysługi zakupowe działają w obydwie strony. – Jeśli żona chce mieć nowy telefon lub komputer, to idzie z tym do męża. W tym przypadku to się na tym lepiej zna – mówi.
Chciałam rockandrolowca, to mam
Porozmawiałem też z kobietą, która kiedyś ubierała swojego męża, by koleżanki zazdrościły jej takiego "ciacha". Teraz już jej trochę przeszło.
– Kiedy bierzesz sobie faceta w typie rockandrollowca, to musisz się z tym liczyć, że nie wszędzie taki styl będzie akceptowalny. Na przyjęciach nie wypada się pokazać w skórzanej kurtce i glanach. Kobieta też czasem chce "przerobić" faceta na swój gust, ale po pewnym czasie odpuszcza. Rozumie, że to będzie dla niego obciach – mówi 42-letnia Marta.
Przyznaje, że jej koleżanki potrafią "subtelnie" wyrzucać do śmieci brzydkie ubrania lub znoszone jeansy mężów. Sami by tego przecież nie zrobili. Nawet jeśli mają dziurę w kroku.
Sam nie wybrałbym lepiej
Kiedy okazało się, że jeden ze znajomych "zleca" wybrance kupowanie ciuchów, był zaskoczony, że robię duże oczy. – A co w tym dziwnego? – zapytał 28-letni Mikołaj. Dodał, że na sobie ma tylko samodzielnie kupione buty. Reszta to sprawka jego o dwa lata starszej żony.
– Kiedy idę do sklepu, nic nie widzę dla siebie. Przeraża mnie ogrom ubrań i perspektywa szukania. To dla mnie duży komfort, jeśli może to za mnie zrobić żona – mówi. I dodaje, że czasem żona go... okłamuje, że kupiła mu coś taniego, a tak naprawdę było warte o wiele więcej. W innym wypadku, by się na to przecież nie zgodził. Ma jednak kolegów, którzy nigdy nie założyliby czegoś kupionego przez żonę - "A co ja dziecko jestem?". Nawet jeśli dany element garderoby jest w ich stylu.
Żona Mikołaja ma lepsze poczucie smaku od niego i wie, co mu przypasuje. – Ma własny styl i dobry gust, dlatego jej ufam. Jak mnie ubierze, to od razu wszystkie dziewczyny zwracają na mnie uwagę. Kiedyś z pięć koleżanek do mnie podeszło i pochwaliło kupioną przez żonę koszulę. A sam bym takiej nigdy nie wziął. Więc chyba to działa – przyznaje z uśmiechem.
Żona-stylistka, mąż sprząta dom
A co na to żona Mikołaja? Powiedziała mi, jak to wygląda z jej strony. – Twoja kobieta czuje twój styl, szuka go i podsuwa pewne gotowe rozwiązania. Mi to sprawia przyjemność, a on jest szczęśliwy – twierdzi 30-latka.
– Widzę, że on nie czuje frajdy z tego, że przechodzi po tych sklepach w poszukiwaniu ulubionego t-shirtu, czy dobrej koszuli. Czuję, że to dla niego stracony czas, bo ma głowę zajętą innymi sprawami. Ja widzę w tych sklepach coś więcej niż zawalone ciuchami półki i potrafię szybciej dobrać coś odpowiedniego – mówi moja rozmówczyni.
Mikołaj nie jest jednak bezinteresowny. Tworzą swego rodzaju układ. W zamian za dobór outfitu, dba o mieszkanie. – Zawsze sprzątam chałupę. Ona nigdy by tego nie zrobiła, bo nie lubi – dodaje na koniec.