Film o Mahomecie "Innocence of Muslims" spowodował falę antyzachodnich protestów w świecie arabskim. Tak zdarza się za każdym razem, gdy w Europie lub USA publicysta, pisarz lub reżyser szydzi z proroka muzułmanów, niezależnie do tego, że dane publikacje nie odzwierciedlają poglądów większości mieszkańców Zachodu. Wynika to z konfliktu wartości między europejskim przywiązaniem do wolności słowa, a zakazem obrażania Mahometa w krajach arabskich.
Parodiujący islam film "Innocence of Muslims", w którym widać m. in. Mahometa uprawiającego seks, spowodował falę protestów w państwach muzułmańskich. Uczestniczące w nich osoby domagają się wycofania filmu z obiegu i atakują amerykańskie placówki. W Libii zginął nawet ambasador USA.
Prowokacja się udała
Gdyby to była amerykańska superprodukcja, reakcja mogłaby być zrozumiała. Ale jest to tak naprawdę bardzo kiepski i niskobudżetowy film, w którym postacie są prymitywnie nakładane na pustynne tło, a fabuła nie ma ładu ani składu.
Na pierwszym pokazie w czerwcu br. sala kinowa, w której się on odbył, była niemalże pusta, a nieliczni widzowie ocenili, że poziom filmu żenujący. W związku z jego brakiem powodzenia, występujący pod pseudonimem Sam Bacile twórca filmu, udostępnił jego fragmenty na YouTube.
Ale tak naprawdę to dopiero pojawienie się wersji z arabskim dubbingiem przyczyniło się do zwiększenia oglądalności. Arabskie media od razu się nim zainteresowały i użyły go, aby pokazać, iż Zachód nie szanuje ich religii. Arabska opinia publiczna złapała haczyk. Oo to właśnie chodziło enigmatycznemu Samowi Bacilowi. Jak sam podkreślał w wywiadach, miała to być prowokacja.
Można by więc się zastanowić, czy producent filmu i arabskie media nie mają tak naprawdę tego samego celu: skłócenie chrześcijan z muzułmanami. A przecież film "Innocence of Muslims" nie jest reprezentatywny dla poglądów Zachodu na temat islamu. Z tymże obowiązująca na Zachodzie wolność słowa nie pozwala na zabronienie jego emisji.
"Szatańskie Wersety" i karykatury Mohameta
– Karykatury Mahometa spowodowały najostrzejszy konflikt tego typu w najbliższej przeszłości – mówi NaTemat prof. Janusz Danecki, orientalista UW. W 2005 roku duński dziennik "Jyllands-Posten" opublikował 12 rysunków satyrycznych proroka.
Spowodowało to protesty uliczne w Kopenhadze. Imam tamtejszego meczetu krzyczał do zebranych: "Nie będziemy tego tolerować! Jeśli to jest demokracja, nie zgadzamy się na demokrację!"
W dalszej kolejności rozpoczęły się protesty muzułmanów na całym świecie. – W sumie zginęło 50 osób w wyniku zamieszek, ale paradoksalnie wszystkie poniosły śmierć w państwach muzułmańskich – podsumowuje Janusz Danecki.
Sprawa "Innocence of Muslims" przypomniała irańskim zwierzchnikom religijnym, że nadal chcą złapać Salmana Rushdie'a. W 1988 roku opublikował on książkę "Szatańskie wersety", która była częściowo inspirowana biografią Mahometa i zawiera zdaniem muzułmanów treści bluźniercze.
Związana z rządem Irańska Fundacja Religijna postanowiła wówczas, że przyzna nagrodę temu, kto zabije brytyjskiego pisarza indyjskiego pochodzenia. Przy okazji sprawy "Innocence of Muslims", podwyższyła kwotę nagrody do 3,3 mln dolarów.
Salman Rushdie musi stosować zaostrzone środki bezpieczeństwa i bardzo uważać na potencjalnych zamachowców, ale nadal jest przy życiu. Holender Theo Van Gogh miał mniej szczęścia. Po tym, jak napisał prowokacyjną książkę "Allah wie lepiej", został zamordowany przez swojego rodaka marokańskiego pochodzenia, który w liście przybitym nożem do ciała ofiary groził zachodnim rządom oraz Żydom.
Wolność słowa a obraza uczuć religijnych
Zdaniem Janusza Daneckiego, te reakcje świata arabskiego można zrozumieć. – Ludzie nie lubią, żeby ich wartości w ten sposób oceniać, prezentować. My też byśmy tego nie lubili. Proszę sobie przypomnieć, jaka była u nas reakcja na "polskie obozy śmierci" – tłumaczy.
W Polsce i innych krajach europejskich kończy się jednak na słowach. Rzadko kiedy takie kontrowersje prowadzą do tak dramatycznych aktów przemocy. – W świecie arabskim reakcja jest gwałtowniejsza – przyznaje orientalista.
– Niestety, Zachód jest spostrzegany jako wróg islamu. Muzułmanie myślą, że Zachód jest zwolennikiem nawrócenia ich na chrześcijaństwo i dlatego propaguje tego typu filmy. Jest to błędne, ale tak to się tam rozumie – ciągnie dalej Janusz Danecki.
W świecie arabskim nie obowiązuje wolność słowa, która by pozwalała krytykować, a tym bardziej naśmiewać się z proroka Mahometa. Na Zachodzie z kolei przywiązuje się dużą wagę do wolności słowa, mimo że z drugiej strony ma ona pewne granice.
"Obraza uczuć religijnych", choć obowiązuje w niektórych stanach USA i europejskich krajach, z Polską na czele, jest pojęciem, które trudno zdefiniować. Dlatego też często wolność słowa przeważa nad uszanowaniem uczuć religijnych i kontrowersyjne materiały są uznawane za legalne.
Dopóki będzie istniała ta sprzeczność między świętością religii w krajach muzułmańskich a pierwszeństwem wolności słowa na Zachodzie trzeba będzie się spodziewać tego typu konfliktów. Nie można liczyć na polityczną poprawność tysięcy europejskich i amerykańskich publicystów, reżyserów, pisarzy i artystów.