Lombard to już nie skamielina, lecz recepta na kryzys? Liczba lombardów w Polsce rośnie, coraz więcej Polaków pieniądze na bieżące wydatki zdobywa w lombardzie. Próbujemy zastawić niemal wszystko - spodnie, używane buty, wypchane zwierzęta, stare gramofony.
Liczba lombardów w Polsce zwiększyła się o 50 procent. Jeszcze w 2010 roku było ich w Polsce około 10 tysięcy, teraz szacuje się, że liczba ta wzrosła do 15 tysięcy. Jednocześnie dr Piotr Białowolski z SGH na łamach "Dziennika Gazety Prawnej" zaznacza, że są to tylko szacunki, gdyż nikt nie prowadzi rejestru lombardów. Rynek pożyczek pod zastaw jest warty około 500 milionów złotych.
Skamielina?
Lombardy dają znać, że jeszcze nie wyginęły i nie należy ich traktować jako skamielin. Wyrastają jak grzyby po deszczu najczęściej w mniejszych miastach, od 20 tys. do 100 tys. mieszkańców, głównie w biedniejszych dzielnicach. Zdaniem właścicieli lombardów taki sposób pożyczania pieniędzy jest korzystniejszy niż pożyczki w bankach. "DGP" podaje, że wartość pożyczki to zazwyczaj 30-40 proc. zastawionego towaru. Wydawać by się mogło, że lombardy kwitną w najlepsze. Przeciwnego zdania są jednak sami właściciele takich placówek.
Pozory
– Kwitną jak kwitną. Ale przy takich ocenach pomija się zazwyczaj jedną ważną kwestię. Klientów nie przybywa tak szybko jak nowych lombardów – mówi Wojciech Przygoda, właściciel rzeszowskiego lombardu "Viper". – To fakt, powstają nowe placówki, w samym Rzeszowie zaobserwowałem takie zjawisko. Ale musimy podzielić się klientami. Jedni wybiorą nowo powstałą placówkę, inni będą korzystać z usług lombardu z dłuższym stażem – tłumaczy Wojciech Przygoda. Dodaje, że ten wzrost nie jest specjalnie zauważalny.
– Taką tezę można interpretować w różny sposób, jednak te "stare" lombardy, które mają stałych klientów muszą się nimi podzielić z nowymi placówkami. Ja osobiście nie odczuwam jakichś wielkich skoków powodzenia czy złej passy – tłumaczy Wojciech Przygoda.
Lombard sposobem na biznes
Podobnego zdania jest pracownik jednej z dużych sieci lombardów, który nie pozwolił na publikację swojego nazwiska. – Nie wydaje mi się, by można było mówić o wielkim wzroście tego rynku. Rośnie liczba nowo otwartych punktów, to prawda, lecz to nie przekłada się na rozkwit rynku lombardów. To nie sytuacja gospodarcza wpływa na ten rynek. Ludzie nie mają pomysłu na własny interes, dlatego otwierają lombardy – komentuje. Zaznacza, że lepiej pożyczyć pieniądze właśnie w lombardzie. – Operuje się małymi kwotami, jest to łatwiejsze – mówi.
Obaj przyznają, zainteresowanie lombardami w dużej mierze wynika z nieprzystępności bankowych kredytów. Nie każdemu bank pożyczkę przyzna, wtedy zwracają się o pomoc do lombardu. – Wśród Polaków pokutuje przeświadczenie, że lombard działa na pograniczu prawa, że to szemrany interes. A to firma jak każda inna – mówi Wojciech Przygoda.
Zastawiamy co tylko się da
Co Polacy lubią zastawiać? Niemal wszystko. – Zazwyczaj sprzęt RTV, AGD, komputery, telefony, złoto jest bardzo "wdzięcznym" towarem. Lombardy zazwyczaj specjalizują się w danej dziedzinie. Nikt nie przyjmuje starego obrazu czy monet, jeśli się na tym nie zna – tłumaczy Wojciech Przygoda. – Zdarzało się, że ktoś próbował wcisnąć mi stary gramofon – wspomina właściciel lombardu.
– Biżuteria, sprzęty elektroniczne to najczęstsze towary – mówi anonimowy inny pracownik sieci lombardów. – Tak naprawdę ludzie próbują zastawić wszystko. Zdarzały się wypchane zwierzęta, spodnie, używane buty narciarskie, łyżwy. Lombard musi później coś z tym zrobić, jakoś to sprzedać, żeby nie stracić na takiej transakcji – dodaje. – Niejednokrotnie zdarza się, że ludzie próbują zastawić produkt, którego nie są właścicielami. Nie ma bazy towarów, w której moglibyśmy sprawdzić, czy dany produkt jest kradziony. W lombardach spisuje się dokładnie dane z dowodu osobistego, sporo rzeczy jest konfiskowanych przez policję, bo okazują się kradzione. Ale takich praktyk dopuszczają się zazwyczaj ludzie z marginesu społecznego – kwituje.