Co najmniej do 11 sierpnia nie ma szans na lot z Polski do Szwecji. Zgodnie z ostatnim Rozporządzeniem Rady Ministrów to jeden z europejskich krajów, gdzie – oprócz Portugalii, Czarnogóry i Luksemburga – loty wciąż są zabronione. Ale przez Bałtyk non stop kursują promy. – Mało tego, do Polski można lecieć z przesiadką np. w Niemczech, więc te zakazy są śmieszne – reagują Polacy. Są wściekli na przedłużanie lotów przez rząd.
"Hej, szukam transportu wraz z dzieckiem na prom do Nynäshamn", "Czy jedzie ktoś na nocny prom ze Szczecina dzisiaj i ma miejsce?", "Poszukuję biletów na prom z Polski do Szwecji wraz z samochodem. Proszę o kontakt" – podobnych wpisów na polonijnych grupach jest zatrzęsienie.
Tu nic się nie zmieniło. Promy przez Bałtyk jak pływały, tak pływają. Tylko na trasie Świnoujście-Ystad jeden z przewoźników oferuje 19 przepraw w tygodniu. Inny – 14. Na trasie Gdańsk – Nynäshamn jest ich 7. A Gdynia–Karlskrona – 17.
"Z Ystad 5-7 promów dziennie do Polski wypływa i przypływa. Samochody wjeżdżają na polskich, norweskich, duńskich rejestracjach" – opisują na grupach Polacy. Ktoś pisze: "Tylko jeden prom może zabrać do 1200 pasażerów a kursuje ich dziennie pełno".
Zakaz lotów do 11 sierpnia
Tymczasem rząd właśnie przedłużył zakaz lotów do Szwecji i Polacy nie rozumieją, dlaczego. "Jaja sobie robią", "To są kpiny" – reagują na Facebooku.
Na profilu ambasady RP w Sztokholmie ktoś pisze: "Ten zakaz jest nielogiczny i zwyczajnie bezsensowny, niczym nieumotywowany, dlaczego więc nie zostały podjęte działania, by go w końcu uchylić? Czy Ambasada RP w Szwecji zamierza podjąć jakieś kroki, by pomóc Polakom przebywającym w Szwecji?".
– Nie ma Polaka, który nie jest wściekły na tę sytuację. Bardzo dziwna i tajemnicza jest sytuacja z polskim rządem, który decyduje by nie było bezpośrednich lotów – mówi naTemat Justyna Miśtal, która mieszka w szwedzkim Gävle.
Opowiada: – Moja córka, chcąc spędzić wakacje w Polsce, musiała płynąć promem. Znajomi i kuzyn także korzystali z promu, bo nie mieli innego wyjścia. Co nie znaczy, że nie jest to męczące, droższe, zmarnowane wiele godzin na podróż.
Co więcej, to już kolejny raz, gdy rząd przedłuża zakaz lotów do Szwecji. "Burdel to mało powiedziane! Loty odwołane m.in. do Szwecji niecałą dobę przed planowanym wylotem" – reagowali internauci już w połowie czerwca.
Potem zakaz miał obowiązywać do 14 lipca. I do 28 lipca. Teraz przedłużono go do 11 sierpnia.
Samolotem nie, promem tak
Reakcje? "Promem do Szwecji pływać wolno, ale już samolotem latać nie", "Promy przewożą ludzi, a samoloty nie mogą, masakra", "Prom tak, samolot nie", "Chore jest to że prom do Polski może zabrać pasażerów, a samolot nie więc gdzie tu logika?" – komentują Polacy.
Oczywiście, świetnie, że jest chociaż prom. Ale tym bardziej cel zakazu lotów wydaje się niezrozumiały.
"Można do Frankfurtu i do Polski, można promem z tysiącem ludzi na pokładzie, ale bezpośrednie loty zabronione".
– Nie każdy ma możliwość płynąć promem. Za każdym razem każdy jeden Polak liczy na odblokowanie lotów. Najgorsze są w tym wszystkim linie lotnicze które sprzedają bilety wiedząc że lot nie ma prawa się odbyć. To co się obecnie dzieje, to istny cyrk na kółkach. Nikt jeszcze dobrego słowa nie powiedział na tę sytuację, to aż w przekleństwa idzie – opowiada Polka.
Ona nie jest optymistką. – Wiele osób już sądzi, że do końca roku loty bezpośrednie na pewno nie ruszą – mówi.
Na Facebooku faktycznie przewidują, że rząd nawet do Bożego Narodzenia lotów nie odblokuje. Pod adresem PiS lecą wiązanki.
Jak wyglądała podróż promem
Sądząc po wpisach, mnóstwo Polaków, i nie tylko, podróżuje w ten sposób do/ze Szwecji. Nie mają wyjścia i wyboru, dopóki rząd nie zmieni decyzji. Podróż, w zależności od trasy, może trwać nawet 10 godzin.
– Zawsze miałam fajne ceny za bilet w tanich liniach lotniczych. Na osobę wychodziło jakieś 40 zł. W przypadku promu za samo siedzenie trzeba zapłacić ponad 100 zł, a jak dochodzi kajuta czy auto to są to o wiele większe koszty – zauważa Justyna Miśtal.
Na Facebooku Polacy dzielą się swoimi doświadczeniami z podróży. Jedni piszą, że ludzie nie noszą maseczek. Inni, że można je kupić na promie, trzeba zakładać m.in. w sklepie. "No niby są obowiązkowe, w sklepach i barach są wywieszki "zakrywamy usta i nos" choć nie wszyscy tak robią i nikt nie zwraca na to uwagi, nawet obsługa nie zawsze je nosi" – relacjonują.
Anna już trzeci raz w krótkim czasie przypłynęła promem do Polski. W Szwecji mieszka od blisko 30 lat, razem z mężem pracują w służbie zdrowia. Na promie nosili maseczki. Należeli do nielicznych, którzy je mieli.
– Było dużo ludzi. Myślę, że większość Polaków, ale też sporo Szwedów. Zachowywali się tak, jakby nie było koronawirusa. W ogóle się nie przejmują. Sporadycznie ktoś miał maseczkę na twarzy. Sporadycznie widać było środki dezynfekcyjne. Nikt nie zachowywał odstępu. Od czasu do czasu był komunikat, żeby się nie gromadzić, ale nie widać było rozwiązania, jak uniknąć zgromadzeń, na przykład w oczekiwaniu na wejście na pokład. U obsługi nie widziałam ani maseczek, ani rękawiczek – dzieli się z nami swoimi wrażeniami.
W sklepie trafiła na długą kolejkę. – Szwedzi w ogóle robią rejsy tylko po to, by na promie tanio kupić alkohol. Widziałam rodziny, które miały po 20 zgrzewek piwa, jak nie więcej. Byłam zszokowana. Nawet nie wiem, czy w ogóle w Polsce schodzą na ląd – opowiada.
Sama, jak twierdzi, zdezynfekowała swoją kabinę: – Zdezynfekowałam klamki czy powierzchnie, na których coś kładę, toaletę. Starłam z nich dużo brudu i kurzu.
Szwedzkie statystyki
Nie, nie uważa takiej podróży za bezpieczną. – Ale gdybym miała wybór, chyba wybrałabym prom. Mimo wszystko uważam, że jest bezpieczniej. W samolocie wszyscy są stłoczeni na małej przestrzeni. Oddychają tym samym powietrzem, co prawda niby filtrowanym, ale nie wiemy jak to wygląda w rzeczywistości. Na promie jest więcej przestrzeni, ludzie są bardziej od siebie oddaleni. Sama dbam o to, by bezpiecznie pokonać podróż. Staram się niepotrzebnie nie poruszać po promie. Trzymam się w kabinie – mówi.
Polska przedłużyła zakaz lotów do Szwecji mniej więcej w tym samym czasie, gdy główny szwedzki epidemiolog Anders Tegnell stwierdził, że epidemia w tym kraju powoli ustępuje. – Idziemy w kierunku przeciwnym niż reszta świata – powiedział. Tamtego dnia z powodu COVID-19 w Szwecji zmarły "tylko" dwie osoby.
– W ciągu doby zmarły dwie osoby, ale dziś dostałam komunikat, że jest już 28 zgonów. W tej chwili w Szwecji dobijamy do 6 tys. zgonów na 9,5 mln mieszkańców. To bardzo dużo. Jest 80 tys. przypadków zakażeń – mówi Anna.
Jak zachowują się Szwedzi? – Tam jest totalny luz. Szwedzi nie są przyzwyczajeni do maseczek, a Polacy widzą, że oni ich nie noszą, więc też ich nie zakładają. Sami są już zresztą zmęczeni maseczkami. Przeraża mnie, że nawet ludzie, których znam, mówią, że koronawirus to wymysł. I że go nie ma – mówi naTemat.
Przypomnijmy, szwedzkie podejście do pandemii było zupełnie inne niż w innych krajach Europy. Sam Tegnell na początku czerwca przyznał w pewnym momencie, że "szwedzki eksperyment" okazał się on nietrafiony.
"Dziennie do Polski płyną promy, więc ci co chcą jechać i tak do Polski przyjadą. Ja teraz właśnie wróciłem z 2 tyg. urlopu w Polsce. Żadnych problemów a razem ze mną pełny prom. Mało tego, do Polski można lecieć z przesiadką np. w Niemczech, więc te zakazy są śmieszne".