Nowe technologie często ułatwiają życie, ale czasem je wręcz utrudniają. Kasy samoobsługowe łączą obie cechy. Szczególnie te w Biedronkach. Lubię do nich podchodzić, bo zwykle nie ma do nich kolejek, ale odchodzę od nich zlany potem. Ze stresu i wysiłku umysłowego.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Czy nie mamy już o czym pisać? Owszem, że mamy. Kiedy pojawiły się pierwsze memy z samoobsługowymi kasami, zrozumiałem, że jednak nie jestem przewrażliwiony, ale są ludzie, którzy też mają z tym problem. A jedzenie kupić gdzieś trzeba...
"Potrzebne informacje"
"Należy podać kod", "Umieść artykuł w strefie pakowania", "Poczekaj na pomoc", Wybierz sposób płatności", "Należy podać ilość", "Konieczne zatwierdzenie", "W strefie pakowania znajduje się artykuł, który nie powinien się tam znaleźć - usuń go przed kontynuacją" – te komendy słyszę w głowie jak reklamę Calgonu. Nie dziwię się, że kolejek do kas samoobsługowych nie ma lub są krótsze. Powodem jest nie tylko presja bezdusznego automatu (czasem mówione w dwugłosie z kasy obok).
"Najgorzej" jest, kiedy chcesz sobie sprezentować piwo. Maszyna nie zweryfikuje twojego wieku (jeszcze), bo nawet jeśli miałaby skaner dowodu, to przecież nastolatek mógłby go sobie pożyczyć z portfela babci. Czekasz więc na pracownika, niekiedy po kilkanaście minut, gdyż akurat na tej zmianie jest mniej personelu. Nie ma też jednej osoby, która służyłaby pomocą. Muszą więc podchodzić osoby wykładające towar, które i tak są ciągle zajęte. Można też podejść do kasjera, poprosić o pomoc i narazić się na docinki klientów w "normalnej" kolejce.
Jednak ekspedient musi się fatygować nie tylko wtedy, gdy kupujesz alkohol. Sytuacji, nazwijmy to, konfliktowych jest masa. A to coś źle zważysz, a to pomylisz papryki, a to przez przypadek nabijesz dwukrotnie ser. Ostatnio miałem niezręczną sytuację, kiedy kupowałem dziewczynie trójpak fig. Nie było ich w bazie. Przemiły pan ekspedient musiał chodzić na zaplecze, by zdobyć kod, który i tak nie działał. W końcu wziął inne z półki i zadziałało. Ciągle jednak widzę wrogi wzrok ludzi stojących za mną.
Oczywiście dochodzi do tego strach przed posądzeniem o kradzież, bo przecież można w pośpiechu o czymś zapomnieć. Problem jest też, gdy chcesz zrobić większe zakupy, a miejsca przy kasie jest niewiele (patentem na to jest wyłożenie, zapłacenie i spakowanie części zakupów i powtórzenie czynności aż opróżnimy cały koszyk). To wszystko sprawia, że w kilka minut przepoczwarzasz się w kłębek nerwów i chcąc się wycwanić, tylko obserwujesz wychodzących ludzi, który wcześniej stali przy "normalnej" kasie.
Kasy samoobsługowe wywołuję frustrację
Szperając w sieci znalazłem negatywne komentarze, głównie dotyczące Biedronki (może wynika to z tego, że jest ich najwięcej). Internauci nie narzekają na te systemy w m.in. Kauflandzie, Auchanie i Carrefourze. Chwalą też Decathlon, gdzie produkty są "nabijane" radiowo. Może to jest przyszłość? Tylko kto będzie tagować kodem każdego ogórka? Nie jestem ekspertem. Porozmawiałem za to z ludźmi, których uwierają kasy samoobsługowej w Biedronce.
– Nie rozumiem, jak można zepsuć takie dobrodziejstwo techniki, jakim są kasy samoobsługowe. Jakoś inne sieci potrafiły je wprowadzić i działają one bez zarzutów. Może to ja mam jakiegoś pecha, ale za każdym razem, jak jestem w Biedronce, to nie chcę stać w gigantycznych kolejkach i wybieram kasę samoobsługową. No i to jest mój pierwszy błąd. Potem jest jeszcze gorzej. Pomijam już te irytujące i głośne komunikaty, żeby podać więcej danych. Nie ma wizyty, żebym nie musiał wzywać obsługi, bo coś nie tak się nabiło, coś nie chce się nabić i tak za każdym razem. Gdybym miał bliżej do innego marketu porzuciłbym "kropki" na rzecz niebieskich i żółtych pasów – mówi mi Szymon.
Często w wypowiedziach powtarza się argument z problematycznym zakupem alkoholu. – Ja rzadko korzystam z Biedry, ale jak już kupowałem Kustosza Tequilę, to mnie wk*rwiła sytuacja, że musiałem poczekać na gostka z normalnej kasy, aż obsłuży klienta i dopiero zatwierdzi, że jestem człowiekiem – przyznaje Kamil.
– Kiedy wprowadzono kasy samoobsługowe, cieszyłam się, bo myślałam, że będą mniejsze kolejki. Po roku sama rzadko z nich korzystam. Niestety nie są tak naprawdę samoobsługowe i np. przy zakupie alkoholu albo gdy pomyślisz się z czymkolwiek, trzeba czekać na pomoc pracownika. A tych naprawdę ciężko czasem złapać. Więc korzystasz z rozwiązania, które teoretycznie miało przyspieszyć zakupy, a de facto patrzysz, jak kolejka do zwykłych kas się kurczy, będąc uziemionym przy skrzeczacej "potrzebna pomoc" samoobsługówce. Mimo wszystko muszę przyznać, że nawet ta wadliwa opcja przyczyniła się do zmniejszenia kolejek do zwykłych kas i rzeczywiście, kiedy wbiegasz do sklepu po jedna czy dwie rzeczy, to dzięki samoobsługowej kasie zyskasz na czasie – mówi Kasia.
– W innych marketach są "naganiacze", którzy eliminują te słabe ogniwa i zatwierdzają alko od razu – mówi Marek. I dodaje: – A kolejki są i tak długie do kas samoobsługowych, bo starsze panie nie umieją dobrze zważyć ogórka lub znaleźć kajzerki. Czasem zdarza się, że ktoś nie zeskanuję towaru i zaczyna się awantura, bo ochroniarz podlatuje i takiego klienta zaczyna przepytywać i brać na zaplecze z próba kradzieży. Często ludzie też skanują i chcą płacić gotówką, a to kasy z płatnością tylko kartą. Szlag mnie też trafia, gdy jakaś typiara robi awanturę, bo jej nie nabiło rabatu 1 zł z karty Moja Biedronka.
Kasy samoobsługowe zastąpią ludzi?
Napisałem do biura prasowego Biedronki, by dowiedzieć się, ile jest takich kas w Polsce i czy zamierzają je jakoś usprawnić np. pod kątem sprzedaży alkoholu. Nie dostałem odpowiedzi na to drugie pytanie.
W drugiej połowie 2019 r. sieć zaczęła instalować kasy obsługowe na szeroką skalę. – W pierwszej połowie 2020 r. Biedronka zainstalowała ponad 700 kas tego typu. Obecnie w naszych sklepach w całej Polsce znajduje się ich ponad 3500 w ponad 1000 sklepach zlokalizowanych w ok. 250 miejscowościach. Aktualnie jesteśmy w trakcie wprowadzania tego rozwiązania w kolejnych placówkach – informuje Daniel Szczurek, starszy menedżer ds. projektów operacyjnych w sieci Biedronka:
– Kasy samoobsługowe to rozwiązanie najbardziej komfortowe dla tych klientów, którzy mają do zrobienia mniejsze zakupy i szczególnie cenią swój czas. Jest to także wsparcie codziennej pracy kasjerów. Na bieżąco analizujemy też nowe rozwiązania technologiczne i przyglądamy się trendom, także w obszarze kas samoobsługowych. Na tej podstawie podejmujemy decyzję o ewentualnych zmianach w funkcjonowaniu tych urządzeń – dodaje przedstawiciel sieci.
Są też teorie spiskowe mówiące o tym, że Biedronka oszczędza na zatrudnianiu pracowników i przerzuca ich zadania na klientów. Inna teoria mówi o sposobie na ominięcie niedziel handlowych. Zakupy moglibyśmy robić w "zakazane" dni, bo obsłużylibyśmy się sami, a nad wszystkim czuwałby ochroniarz.
Biorąc pod uwagę fakt, ile problemów i wyzwań jest związanych z kasami samoobsługowymi, jeszcze dużo wody upłynie, zanim pracownicy będą zastąpieni przez maszyny. O ile kiedykolwiek tak się stanie. Najsłabszym ogniwem w tym całym systemie ciągle jednak pozostaje człowiek/klient, który często jest na bakier z nowymi technologiami lub woli, by ktoś zważył i skasował kilo ziemniaków za niego.