W piątek Sejm przyjął projekt o podwyżkach dla posłów. Decyzja ta spotkała się z falą negatywnych komentarzy. Teraz parlamentarzyści opozycji są w kropce – widzą opór społeczny, ale nie chcą rezygnować z dodatkowych pieniędzy.
Wejście w życie ustawy oznaczałoby mniej więcej 40-proc. wzrost wysokości uposażenia posłów. Wśród polityków jest duże ciśnienie na szybkie przegłosowanie podwyżek przez Senat.
Jednak działania parlamentarzystów spotkały się z negatywną reakcją dużej części komentatorów i społeczeństwa. Ludzi oburza przede wszystkim to, że podwyżki rozważane są w momencie, gdy mamy do czynienia z dużym kryzysem wywołanym pandemią koronawirusa.
Nastroje społeczeństwa dotarły do Sejmu. Teraz głowią się tam nad tym, jak wybrnąć z tej sytuacji. Mało jednak prawdopodobne, aby posłowie po prostu zrezygnowali z tego pomysłu. Już w piątek naciskano na marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, by jego izba jak najszybciej przegłosowała projekt.
– Kierownictwo jest przerażone, nikt nie spodziewał się takiego kryzysu wizerunkowego. Próbujemy to jakoś ogarnąć i znaleźć wyjście, ale opór "dietetyków" jest na razie bardzo mocny – powiedziała jedna z posłanek PO-KO w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Propozycja podwyżek spotkała się z krytyką nie tylko ze strony mediów czy społeczeństwa, ale również ważnych postaci z polskiej sceny politycznej. W naTemat.pl pisaliśmy już o tym, jak surowo sprawę tę ocenili szef Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk oraz były wicepremier Roman Giertych.