
– Ta historia obala wyuczony mit o naszej narodowej prawości, o polskości, która tej prawości miałaby być gwarantem. Co złego to nie my. To nie jest prawda o nas. Nie różnimy się od innych narodów – mówi w rozmowie z naTemat Pawlina Carlucci Sforza, reżyserka dokumentu "Wielki strach".
Bo takiej historii nikt w szkole nie uczy. Wiedza historyczna, z którą wychodzimy ze szkoły, przepełniona jest jedynie przykładami wielkich osiągnięć Polaków i krzywd, jakich doznawaliśmy od innych narodów. Brakuje obiektywnego spojrzenia, które wyjaśniałoby procesy i dynamikę zdarzeń i – co ważniejsze – pomogłoby nam się rozliczyć z przeszłością.
Jednak namacalnych dowodów trochę jest. Sam las i ukryte w nim bezimienne ciała są dowodem. Bardzo ważny podczas powstawania filmu "Wielki strach" był udział Magdy, która była współautorką scenariusza. Jako badaczka miała dostęp do materiałów archiwalnych z IPN. Przez pracę, którą ona wykonała, miałyśmy możliwość weryfikacji opowieści, zdobywałyśmy umiejętność nie wchodzenia na niewłaściwy trop, wiedziałyśmy też jak i z kim rozmawiać.
Czy trudno było wam namówić świadków do opowiedzenia o tych okropieństwach przed kamerami?
Początkowy zapał związany z nakręceniem filmu, który miałby pokazać prawdę, wygasł u niektórych osób. Cześć nie chciała wystąpić w produkcji, inni nawet nie pozwalali nagrywać rozmów na dyktafon. Byli też tacy, którzy rezygnowali w dniu kręcenia. Ten lęk przed oceną sąsiadów lub ewentualnym konsekwencjami jest wśród nich nadal żywy.
