Wrocławscy rowerzyści nie chcą samochodów w centrum miasta. Zorganizowali debatę w tej sprawie i zaprosili przedstawicieli miejscowych władz. Odzew był nikły. “Nie chcemy tu rewolucji” – mówią urzędnicy.
Radosław Lesisz z Wrocławskiej Inicjatywy Rowerowej skarży się, że miejscy urzędnicy i radni tkwią mentalnie w latach siedemdziesiątych i ciągle prowadzą politykę pro-samochodową. – Po propozycji zamiany ulicy Krupniczej w deptak podniósł się od razu straszny lament i święte oburzenie, często ze strony osób zupełnie niezorientowanych w temacie. A kiedy wczoraj zorganizowaliśmy nasze seminarium, nikt z radnych się nie pojawił, a Urząd Miasta reprezentowali tylko urzędnicy, żadnych naprawdę "decyzyjnych" osób nie było – dodaje z goryczą Lesisz. Podkreśla, że zaproszenie zostało wysłane do bardzo wielu urzędników i nawet godziny trwania dyskusji zostały ustalone tak, żeby przedstawiciele miasta mogli bez trudu się na niej pojawić.
Daniel Chojnacki, który w Urzędzie Miasta zajmuje się kwestią ruchu rowerowego mówi, że był tego dnia na urlopie, ale pozostaje w kontakcie z organizatorami seminarium i zgadza się z ich głównym postulatem, czyli uspójnieniem chaotycznego systemu ścieżek rowerowych w mieście.
Rewolucji nie będzie
– Nie chcemy gwałtownych zmian. Potrzeba nam więcej zdrowego rozsądku: miasto musi uwzględniać interesy wszystkich, a nie tylko rowerzystów – mówi z kolei Katarzyna Kasprzak z UM we Wrocławiu. O tym, jak trudne to bywa, wrocławianie przekonali się kilka dni temu. Portal naszemiasto.pl poinformował, że dzień po wydzieleniu pasów dla tramwajów ulicę Sienkiewicza sparaliżowały korki.
Katarzyna Kasprzak twierdzi, że w sprawie transportu publicznego w mieście dzieje się całkiem sporo i to od lat. Wrocław postawił na tramwaje i komunikację rowerową. O szczegółach tych działań opowiada Daniel Chojnacki,. – Zdajemy sobie sprawę z korzystnej roli, jaką pełnią rowerzyści w mieście i dlatego staramy się zachęcić wrocławian do takiej formy transportu. Wprowadzamy pasy rowerowe, kontrapasy, a także śluzy rowerowe, co jest w Polsce wciąż sporą nowinką – mówi Chojnacki. Przychyla się też do pomysłu ograniczenia dostępności centrum dla samochodów sugerując, że istnieją sprawdzone metody z wielu miast Europy, które gwarantują pełen sukces przy jednoczesnym zachowaniu poparcia wśród mieszkańców i lokalnych przedsiębiorców.
Pustosłowie urzędników?
– To tylko deklaracje, oczywiście magistrat twierdzi, że wiele się dzieje, ale tak naprawdę nikt nie myśli poważnie o zrównoważonym transporcie w mieście – ocenia Radosław Lesisz z Wrocławskiej Inicjatywy Rowerowej. – Jeśli chodzi o publiczną komunikację miejską, to działania miasta ograniczyły się do wprowadzenia jednego dnia z darmowym przejazdem i parady tramwajów – krytykuje Lesisz. Czego od władz miasta oczekują wrocławscy aktywiści i ich goście?
Pedro Malpica z hiszpańskiego stowarzyszenia Acontramano oraz Olivier Schneider z Francuskiej Federacji Cyklistów przekonywali na zorganizowanym we Wrocławiu spotkaniu, że śródmieście bez samochodów to nie mrzonka. Rowerowi eksperci podawali przykłady Sewilli i Bordeaux, gdzie komunikacyjna rewolucja przyniosła świetne efekty.
– W Sewilli postawiono na rozwiązania bez precedensu – tłumaczy naTemat Radosław Lesisz. – W cztery lata wdrożono ambitny plan ograniczenia ruchu samochodowego i niemal od zera wybudowano spójny system ścieżek rowerowych. W ciągu trzech lat udział rowerzystów w całkowitym ruchu miejskim się podwoił – mówi Lesisz. Pedro Malpica w rozmowie z "Gazetą Wrocławską" dodawał, że przez ten krótki okres znacznie zredukowano też emisję dwutlenku węgla, a całą inwestycję sfinansowano bezgotówkowo – firma zarządzająca miejskimi rowerami została wynagrodzona darmowymi powierzchniami reklamowymi w centrum Sewilli.
Miasto trzeba przygotować
Radosław Lesisz twierdzi, że Wrocław pozostaje daleko w tyle np. za Krakowem, gdzie ograniczenie ruchu samochodowego wokół historycznego centrum zaszło bardzo daleko. Ostatnio w Polsce coraz więcej miast chce wprowadzać tego typu rozwiązania, bardzo popularne na Zachodzie. Dziennikarz motoryzacyjny Piotr Frankowski zwraca jednak uwagę, że nie powinniśmy bezrefleksyjnie kopiować zachodnich wzorów. – Zapominamy o tym, że w krajach Europy Zachodniej od lat istnieje świetna infrastruktura drogowa, a np. Warszawa wciąż jest pod tym względem w latach pięćdziesiątych. Jeśli zabronimy autom jeździć po centrum, to którędy pojadą? Przecież obwodnicy miasta wciąż nie ma – mówi dziennikarz.
A jak odnoszą się do pomysłu ograniczeń warszawscy urzędnicy? – Na razie nie zanosi się na takie restrykcje – mówi Urszula Majewska z Urzędu Dzielnicy Śródmieście. Władze nie planują też w tym roku żadnych inwestycji w ścieżki rowerowe, mieszkańcy mogą liczyć tylko na więcej stojaków dla swoich dwóch kółek. Agnieszka Kłąb ze stołecznego ratusza podkreśla natomiast, że plany stopniowego “wypychania” aut poza centrum istnieją, ale będzie można je wprowadzić dopiero za kilka lat. – Taki pomysł rzeczywiście się pojawia, ale nie możemy wprowadzić zakazu z dnia na dzień. Najpierw musimy dokończyć inwestycje infrastrukturalne, takie jak metro. Wciąż trwają prace nad nowymi torowiskami, wymieniamy też tramwajowy tabor. Miasto trzeba najpierw przygotować – podsumowuje.
W krajach Europy Zachodniej od lat istnieje świetna infrastruktura drogowa, a np. Warszawa wciąż jest pod tym względem w latach pięćdziesiątych. Jeśli zabronimy autom jeździć po centrum, to którędy pojadą?