Lila i Daria. Dwie przyjaciółki, dwa odmienne charaktery i jeden pomysł. Lila kocha film, Daria nie widzi świata poza swoim rowerem. Razem postanowiły więc zorganizować Festiwal Filmów Rowerowych. W piątek w Warszawie rusza pierwsza edycja. My rozmawiamy z dziewczynami o stereotypach rowerowych, kurierskich zajawkach i wysokich krawężnikach. Kobiety na jednoślady!
"Nie zależnie od tego jak często jeździsz i czy jeździsz. Czy jesteś kurierem, grasz w Bike Polo, masz składaka po dziadku, czy dopiero zastanawiasz się nad tym, czy dasz radę wyjechać z Pól Mokotowskich i zmierzyć się ze zmianą pasa ruchu na Marszałkowskiej".
Takim hasłem reklamujecie swój Festiwal Filmów Rowerowych. Warszawa jest jednośladem?
Daria: Jak najbardziej. Warszawa, to miasto rowerowe, bo są tu ludzie, którzy jeżdżą i chcą jeździć, mimo trudnych warunków. Trzeba przyznać, że choć kultura rowerowa rozwija się błyskawicznie, to Warszawa jest miastem kompletnie nieprzystosowanym dla jednośladów.
D: Tak, ale nie da się po nich jeździć. Wydaje się że zostały one zaprojektowane przez osoby, które nigdy nie jeździły na rowerze. Po pierwsze zbudowane są z kostek
Bauma, które utrudniają jazdę, szczególnie na cienkich oponach. Po drugie mam wrażenie, że większość z nich zaczyna się nigdzie i kończy się nigdzie. Do tego mają ogromne krawężniki, więc zjechanie z nich czy wjechanie na nie graniczy z cudem. Nie mówiąc już o tym, że częściej od rowerów można na nich spotkać spacerujące panie z pieskiem. Jako była kurierka, muszę z bólem przyznać, że nie da się jeździć po ścieżkach.
W takim razie zostaje szosa.
D: To prawda, choć jazda po ulicy wymaga odwagi. Kierowcy nie zwracają uwagi na rowerzystów. Co więcej, wielu kierowców podziela pogląd, że rowerzystów nie powinno być na drodze. To jest zabawne. Nie rozumiem na jakiej zasadzie mają prawo jazdy osoby, które nie wiedzą, że rower ma prawo jeździć ulicą.
Pokonanie trzypasmówki na rowerze to przeżycie, które może zbliżyć.
D: Właściwie tak, to jest bardzo śmieszne, że jadąc na rowerze w Londynie, czy w Kopenhadze codziennie mija się setki innych rowerzystów, więc nie wzbudza to już żadnych emocji. Za to w Warszawie jadąc na rowerze na pięciopasmowej ulicy, można autentycznie się ucieszyć i pokrzepić widząc innego rowerzystę/stkę. Teraz to się trochę zmienia, ale parę lat temu jak się jechało na rowerze po Marszałkowskiej i się kogoś zobaczyło, to na 90 procent to był ktoś znajomy. Śmiałków nie było tak dużo.
Teraz jest ich znacznie więcej. Ostre koła, holendry, kolarzówki. Rowery są w modzie. Do kogo skierowany jest wasz festiwal?
Lila: Do wszystkich. Choć obie jesteśmy związane towarzysko lub zawodowo ze środowiskami kurierskimi i wielokrotnie brałyśmy udział chociażby w Bike Punk Feście, który organizowany był na warszawskiej Elbie, to zależało nam, żeby nasz festiwal miał jak najbardziej otwarty charakter. Choć organizując go inspirowałyśmy się kulturą kurierską, to zależało nam, żeby nie zamykać tego wydarzenia w tym dość hermetycznym światku, tylko zrobić spontaniczne, kilkudniowe święto rowerowe otwarte dla wszystkich.
D: Trzeba pamiętać, że kultura rowerowa nie jest tylko kurierska. W ostatnim czasie, dzięki chociażby masie krytycznej, rowery stały się bardziej popularne i przeniknęły do tkanki miejskiej. Oczywiście początków całego zjawiska trzeba szukać u kurierów, dla których rower jest sposobem na życie, ale nie można się ograniczać do takiego myślenia.
L: To prawda. Choć większość poza filmowych wydarzeń na naszym festiwalu będzie nawiązywała właśnie do "zajawek", związanych właśnie z tą wspominaną "rowerową społecznością".
Co dokładnie masz na myśli?
L: Chociażby, Alleycat czyli wyścig miejski, który zapoczątkowało to środowisko. Polega on na przedostaniu się w jak najszybszy sposób od punkt A, do punktu B. Liczy się tu znajomość miasta, orientacja, szybkość, a czasem też po prostu szczęście. Taki wyścig to świetna zabawa dla ludzi, którzy lubią adrenalinę i chcą się wykazać.
D: My chcemy pokazać tą zabawę szerszej publiczności. Dlatego nasz wyścig będzie raczej grą miejską, niż morderczą gonitwą, niemniej zorganizowaną przez grupę kurierów rowerowych, którzy wspierają nasz projekt.
Co jeszcze ciekawego czeka uczestników festiwalu?
L: Pierwszego dnia odbędzie się warsztat rowerowy tylko dla dziewczyn, który organizuje projekt "Zębatka". Fakt, że jest on tylko dla kobiet jest bardzo ważny. Środowisko rowerowe jest zdominowane przez mężczyzn. Niestety jest tak, że tym światem rządzi stereotyp, że techniczne rzeczy najlepiej ogarniają chłopcy, więc my staramy się odczarować ten mit.
D: Niestety niewiele w tym prawdy. Sama pracuję z sklepie rowerowym. Zanim jednak do tego doszłam, minęło trochę czasu. Wszystkiego musiałam się nauczyć na własną rękę. Kiedyś prosiłam o pomoc moich partnerów, albo jechałam do warsztatu, ale będąc dziewczyną często można spotkać się z sytuacją, kiedy wszyscy chłopcy chcą cię wyręczać. Być może wcale nie wynika to ze złych chęci, ale tak na prawdę jest to najgorsza rzecz jaką można zrobić dla osoby, która chce się czegoś nauczyć.
L: Slogan "Zębatki" brzmi: "Rower to nie rakieta, żebym nie umiała jej naprawić". Podczas warsztatów chcemy dać dziewczynom pewność siebie, żeby nie czuły się już więcej bezradne. Na warsztaty zapraszamy same dziewczyny, bo zależy nam na miłej atmosferze, bez rywalizacji i udowadniania sobie.
W programie są wycieczki rowerowe, warsztaty, mecz Bike Polo, ale też coś o tajemniczej nazwie Goldsprint. Na czym to polega?
D: Goldsprint to dwa rowery przytwierdzone do ziemi na specjalnych rolkach i podczepione pod komputer. Za rowerzystami, którzy odbywają wyścig znajdują się ekrany. Widzowie, jak w grze komputerowej, mogą śledzić poczynania rowerzystów, dopingować ich i emocjonować się.
L: W naszym przypadku nie chodzi jednak o czystą zabawę. Goldsprinty, na których będzie można przejechać się podczas festiwalu, należą do Warszawskiego Funduszu Kurierskiego, czyli organizacji, która zajmuje się pomaganiem kurierom po wypadku. Jak wiadomo praca kuriera jest "pracą ryzyka" i byle kontuzja potrafi ograniczyć możliwość pracy. Dzięki fundacji kurierzy po wypadkach mają za co żyć w trudnych momentach.
D: Niestety rzeczywistość jest taka, że ubezpieczenia to rzadkość w tym zawodzie. Trzeba więc wspierać się w inny sposób. Pieniądze, które płaci się za użytkowanie, czy wynajem Goldsprintów idą na fundację. Tak też będzie to wyglądało na naszym festiwalu.
Festiwal to jednak nie tylko wyścigi i rowerowe atrakcje, ale przede wszystkim filmy. Który z nich polecacie szczególnie?
L: Wszystkie, w końcu zależało nam na tym, żeby pokazać dobre kino. Szczególną jednak uwagę należy zwrócić na premiery – "Murder of couriers" i "Line of
"Line of sight" reż. Benny Zenga
sight". Pierwszy to absolutna świeżynka, dokument o kurierach z Vancouver, mocno energetyczny i z całą plejadą elektryzujących postaci. Drugi z kolei to długo oczekiwany film Lucassa Brunella – rejestracja z wyścigów i imprez kurierskich z całego świata. Nie sposób tez pominąć klasyki "Sunday in hell" Jorgena Letha. Widzowie oglądają znanych na całym świecie kolarzy, począwszy od porannych przygotowań na obrzeżach Paryża, aż do mety w Roubaix, gdzie sportowcy po zakończonym wyścigu biorą prysznic. Niezwykle oszczędny w formie i niemal pozbawiony komentarza film uchodzi za absolutną klasykę.
Festiwal Filmów Rowerowych to trochę tajemnicza nazwa, bo co to tak właściwie znaczy film rowerowy?
L: Rzeczywiście, to może brzmieć trochę śmiesznie. Film rowerowy to po prostu film z rowerem w tle. Jestem absolutną fanką sytuacji festiwalowych. Uważam, że każda dziedzina życia czy sportu powinna mieć swój festiwal. Festiwal Filmów z Bohaterami o Dziwnych Imionach, Festiwal Filmów o Krwiożerczych Roślinach Ogrodowych, Festiwal Filmów o sztukach walki... jak widać spektrum jest duże. Tak się składa, że od jakiegoś już czasu zajmuje się filmem, Daria natomiast siedzi głęboko w rowerowym światku.
D: Tak naprawdę to pomysł na festiwal był w naszych głowach od dawna. Na świecie takie wydarzenia są bardzo popularne. W Polsce od dawna wszyscy o tym mówili, ale po prostu nikt do tej pory tego nie zrobił. My postanowiłyśmy to zmienić. Festiwal to owoc naszej przyjaźni.
Rower to wasza miłość
D: Jak najbardziej. To jedyny środek transportu, który daje taką wolność i pozwala zżyć się z miastem w wyjątkowy sposób. Na rower wsiadłam pierwszy raz, kiedy miałam 5 lat. Pamiętam, że choć nie umiałam się zatrzymać, to od razu go pokochałam. Potem próbowałam trochę jazdy na bmx-ie, później odkryłam ostre koło, zaczęłam pracę jako kurierka, a teraz pracuję w sklepie rowerowym. Na pewno mogę powiedzieć że to duża część mojego życia.
L: Rower jest po prostu szalenie romantyczny. Nie można się nie zakochać.
Daria Bogdańska – Uczestniczka miejskiej kultury rowerowej, ilustratorka, mechaniczka rowerowa. Organizatorka wielu lokalnych inicjatyw i imprez rowerowych. Współzałożycielka Warszawskiego Funduszu Kurierskiego.
Lila Majchrzycka – Animatorka kultury, absolwentka kulturoznawstwa i animacji społeczno-kulturowej. Na co dzień zajmuje się organizacją festiwali m.in Transatlantyk czy RAW CUT FILMfest.