Rowery "veturilo" wydają się być strzałem w dziesiątkę. Coraz częściej można zobaczyć w stolicy rowerzystę jadącego na "miejskim" rowerze. Czy to kierunek, który powinniśmy obrać? O tym, jaki jest najlepszy środek transportu rozmawiamy z Wojciechem Szymalskim, prezesem stowarzyszenia Zielone Mazowsze.
Wojciech Szymalski: Bez wątpienia rowerem. Osobiście używam tego środka transportu od wielu lat. Jest najszybszy z dostępnych, no może oprócz metra i kolei miejskiej, ale one wszędzie nie dojadą. Jest indywidualny, tani, to ja decyduję, gdzie jadę i w którym momencie zmieniam trasę, nie muszę męczyć się przesiadkami. Oczywiście jest też ekologiczny.
Ale ma jakieś wady?
Niewielkie. Niektórzy zmęczą się "pedałowaniem", zdarza się też taka pogoda, kiedy ciężko jeździć rowerem. Ja robię sobie krótką przerwę od roweru, gdy zaczynają się naprawdę duże mrozy. Zresztą dobrym rozwiązaniem jest zabranie jednośladu do pociągu albo metra. Wtedy pokonamy jeszcze szybciej trasę, końcówkę spokojnie można przejechać rowerem.
Wtedy najlepiej zostawić garnitur w szafie w pracy i tam się przebrać.
Powinniśmy dokończyć drugą linię metra i zostawić ZTM w spokoju, inwestować w rowery?
Nie do końca. Inne formy komunikacji miejskiej muszą być sprawne. One są dla rowerzysty uzupełnieniem. Nie każdemu też podoba się taka forma komunikacji, dlatego pozostałe gałęzie transportu miejskiego powinny funkcjonować na wysokim poziomie. Rower jest najlepszy, ale nie wszystkim będzie pasował. Najgorzej jest jeździć po mieście samochodem. Jakby tak każdy miał wyjechać do miasta autem, to musielibyśmy pozastawiać wszystkie parki i ulice.
Inwestować w rowery? Ekologię?
Warto rozwijać ten sposób transportu. Ale inwestycja to za mocne słowo. To nie wymaga wielkich nakładów pieniężnych od Urzędu Miasta. Trzeba kupić rowery, zmienić nieco organizację ruchu, namalować na ulicy pasy. Ja tych rowerów nie używam, wolę swój, ale są świetnym rozwiązaniem dla osób, które na rower chciałyby się przesiąść od czasu do czasu.
Rozkopana Warszawa zachęca do rowerowej komunikacji?
W obliczu rozkopanej Warszawy rower jest jeszcze bardziej zbawienny. Weźmy dla przykładu zamkniętą dla samochodów ulicę Marszałkowską albo okolice Dworca Wileńskiego. Rowerem można się tam swobodnie poruszać. W krajach zachodnich często są takie miejsca, gdzie samochody mają ruch wzbroniony, a rowerem można spokojnie wjechać. Tego nam trzeba.
W innych krajach Europy obywatele na rowerach jeżdżą częściej niż my?
Tak. Wszędzie dookoła oprócz krajów "bloku wschodniego".
Jak w Warszawie wygląda kwestia ścieżek rowerowych? Mieszkańcy mają którędy jeździć?
Nie. Co prawda jest ponad 200 kilometrów wydzielonych dróg, ale najdłuższy odcinek ma tylko kilka kilometrów. Nie ma jak dojechać do Śródmieścia z Woli, Ochoty, Pragi, zwłaszcza południowej. Nie wiadomo też jak poruszać się rowerem po Śródmieściu. Nie ma wydzielonych miejsc, miasto nie ma pomysłu jak to rozwiązać. Jeśli ma, to nie widać rezultatów.
Pan ma jakiś pomysł?
Tak. Trzeba doprowadzić do sytuacji, gdy każdy kierowca będzie świadomy, że na jezdni pojawi się rowerzysta. W Polsce mamy stosunkowo niską kulturę jazdy samochodem. Kierowcy często przekraczają prędkość, dochodzi do tego, że rowerzysta jedzie chodnikiem, a powinien jechać jezdnią zgodnie z przepisami. Trzeba to zmienić. Kierowcy muszą wiedzieć, że trzeba zachować ostrożność, bo ulicą może jechać rowerzysta.
Zacytuję profesora Wojciecha Suchorzewskiego, który zajmuje się komunikacją od lat. Mawiał on, że "mniejsze korki już były, większe na pewno będą". Na to nic nie poradzimy. Choć istnieje możliwość, że część kierowców przesiądzie się na rowery, odciążając ruch samochodowy.