Netflix zmaga się z pierwszym tak poważnym kryzysem wizerunkowym od dawna (o ile nie w historii). Wszystko przez materiały promocyjne do filmu "Gwiazdeczki". Oburzyły setki tysięcy internautów i wypaczyły przesłanie tej nagradzanej na festiwalach francuskiej produkcji. Serwis przeprosił i wycofał kontrowersyjny plakat, na którym przedstawione są 11-latki w seksualnych pozach.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"11-letnia Amy zaczyna się fascynować twerkującą grupą taneczną. W nadziei, że do nich dołączy,eksploruje swoją kobiecość i przeciwstawia się swoim rodzinnym tradycjom" – tak brzmiał pierwotny opis filmu w serwisie. Jeśli połączymy go z plakatem (o którym za chwilę), kategorią wiekową 16+ i poniższym zwiastunem, w którym ubrane jak dorosłe, umalowane dzieci ćwiczą taniec o zabarwieniu erotycznym, to w pierwszej chwili można sądzić, że Netflix nie wypuszcza filmu dla dzieci, lecz dla... pedofilów. Tymczasem jest zupełnie inaczej.
Plakat z twerkującymi dziećmi to przeginka
Jeżeli myślicie, że taniec z filmu "Dirty Dancing" jest lubieżny, to chyba nigdy nie widzieliście twerkujących dziewczyn, których ruchy biodrami przypominają te frykcyjne. I to wcale nie są naciągane skojarzenia - wystarczy pooglądać filmiki lub teledyski na YouTube. Najbardziej na wyobraźnię zadziałał Netflixowy plakat, na których główne bohaterki pozują właśnie w twerkingowych układach. Wygląda to co najmniej dwuznacznie.
Dla sporej części osób wszystko ułożyło się w jedną całość: wspierający LGBT Netflix, teraz "normalizuje pedofilię". Serwis "potwierdził" tym samym popularną, homofobiczną teorię spiskową o gejach, którzy najpierw chcą małżeństw, potem adopcji dzieci, by na końcu wiadomo co z nimi robić.
Niestety takie afery są tylko wodą na młyn dla skrajnej prawicy. Wielu internautów już zapowiedziało bojkot platformy i rezygnację z abonamentu, a na Twitterze pojawił się hashtag #netflixisoverparty, na którym użytkownicy wyrażają swoje oburzenie. Jest też petycja o usunięcie filmu, pod którą podpisało się ponad 250 tysięcy osób.
Strzał w stopę Netflixa
Seks sprzedaje. Wiedzą to wszyscy. W ostatnich latach reklamy jednak odchodzą o klasycznego "szczucia cycem". I wtedy w 2020 roku wchodzi Netflix, będący autorytet w dziedzinie marketingu internetowego i seksualizuje dzieci. Nie wiadomo, czy zespół odpowiadający za promocję tego filmu chciał wywołać taki skandal (szczerze w to wątpię), ale z pewnością celowo podgrzał atmosferę. Poprzedni plakat był najwyraźniej "nijaki", więc dodali trochę pieprzu. Jak ktoś w firmie nie zauważył, że coś jest z tym nie tak?
"Gwiazdeczki"... nie są produkcją Netflixa. "Mignonnes", bo tak brzmi oryginalny tytuł tego francuskiego filmu, został dobrze przyjęty przez krytyków. Na prestiżowym festiwalu w Berlinie dostał wyróżnienie, a na Sundance reżyserka Maïmouna Doucouré dostała nagrodę w kategorii zagranicznego dramatu. Amerykański gigant postanowił wykupić prawa i dodać go do swojej biblioteki.
Mało tego, pojawiły się też zarzuty o antyreligijność. Chodzi o Islam i powielanie stereotypów.. Internauci zauważają, że nieletnia bohaterka jest Muzułmanką, która porzuca tradycyjne wartości na rzecz twerkingu. "Nie dziwię się, że Islam brzydzi się Zachodem. Czy to jakiś podprogowy sposób na powstrzymanie imigracji do UE? Przyjedź do nas, a twoja córka zostanie dziwką?" – czytamy w komentarzu oburzonej internautki. Generalnie Netflix podpadł sporej części świata nieswoim filmem. Zrobił antyreklamę nie tylko sobie.
"Gwiazdeczki" właśnie krytykują seksualizację dzieci
Premiera "Gwiazdeczek" na Netflixie została zaplanowana na 9 września. Tak więc, 99 proc. komentujących nie widziała filmu, ale już wie o nim wszystko. To jednak nie jest familijniak w stylu "Potężnych kaczorów" (ale dla zboczeńców). "Gwiazdeczki" to dramat o dorastaniu w trudnym środowisku, który porusza ważny temat. Paradoksalnie krytykuje seksualizację dzieci. Tak przynajmniej możemy przeczytać w recenzjach (również nie widziałem filmu). W serwisie Rotten Tomatoes zebrał aż 82 proc. pozytywnych opinii krytyków.
"'Gwiazdeczki' to coś więcej niż komentarz do drapieżnych zachowań mężczyzn i udoroślenia (ang. adultification) młodych dziewczyn. To przypomnienie, że młode umysły są kruche i niecierpliwe" – napisała Aramide Tinubu z portalu Shadow and Act. ""Gwiazdeczki' pokazują jak dziewczynki są seksualizowane, często z wyboru, bez rozumienia konsekwencji tej seksualizacji" zauważyła w recenzji dla "Seventh Row" Alex Heeney. Recenzenci czepiają się przede wszystkim braku "satysfakcjonującej konkluzji".
Netflix szybko przeprosił za przestrzelenie z reklamą, która poniekąd wprowadzała w błąd widzów. "Głęboko nam przykro z powodu nieodpowiedniej grafiki, której użyliśmy do 'Gwiazdeczek'. To nie było OK, ani nie było to reprezentatywne dla tego francuskiego filmu, który zdobył nagrodę na Sundance. Zaktualizowaliśmy zdjęcia i opis" – czytamy w oświadczeniu.
"Jedenastoletnia Amy zaczyna się buntować przeciw swojej konserwatywnej rodzinie, gdy odkrywa fascynację tańcem i dołącza do wyzwolonej grupy tanecznej" – tak brzmi nowy opis "Gwiazdeczek" na Netflixie. Mniej intrygująco, ale ten film nie potrzebuje już żadnej reklamy.