Nie tylko szkoły generują obawy. Nie mniejsze pojawiają się w związku z komunikacją miejską. Każdy, kto z niej korzysta, wie jak jest w normalnych, szkolnych, warunkach. Do autobusu czy tramwaju czasem szpilki nie da się wcisnąć. Jak będzie teraz, we wrześniu, gdy tysiące dzieci wróci do szkół i nie będzie mogło dotrzeć do nich bez komunikacji miejskiej? Czarna wizja zapchanych autobusów niejednemu rodzicowi spędza sen z powiek. Czy ktoś w ogóle będzie kontrolował liczbę pasażerów?
Dziś podróż komunikacją miejską to niemal luksus. Raczej pusto, co drugie miejsce bez problemu wolne, nikt nie stoi nad głową, większość pasażerów w maseczkach. Wszędzie słychać, że z powodu pandemii spadła liczba pasażerów. Czy to się zmieni?
Po 1 września autobusy, tramwaje, pociągi podmiejskie, a w Warszawie jeszcze metro, nagle mogą zapełnić się tak, jak przez ostatnie pół roku na pewno zapełnione nie były. Będą z nich korzystać i uczniowie dojeżdżający do szkół, i rodzice, czy inni opiekunowie najmłodszych, odwożący swoje pociechy do szkoły, i nauczyciele, którzy do tej pory niekoniecznie musieli z komunikacji korzystać.
Oczywiście, może odwozić dziecko samochodem. Można iść piechotą, jak zaleca MEN. Jedna ze wskazówek dla rodziców brzmi: "W razie możliwości unikaj transportu publicznego w drodze do/ze szkoły. Pomyśl o spacerze, rowerze".
Ale przecież wszyscy wiedzą, że nie zawsze się da. Nie każdy jeździ samochodem, nie każdy ma szkołę pod nosem. Licealiści często podróżują do szkoły przez pół miasta, czy w ogóle poza jego granice.
Dlatego mnóstwo ludzi boi się, jak będzie.
Czy w komunikacji będzie ścisk
"W dużych miastach problemem będą dojazdy, tłok w komunikacji publicznej", "W większości dzieci podróżują komunikacją miejską lub kolejową. Nie każdy ma podwózkę samochodem. W komunikacji publicznej jest jak jest, każdy widzi. Jak wrócą dzieciaki, będzie tłok, brak dystansu" – piszą internauci.
Temat jest dziś tak gorący jak sam powrót do szkół. Jak pomieścić dodatkowe tysiące osób w komunikacji, w której – zgodnie z rządowym rozporządzeniem – wciąż obowiązują obostrzenia?
Wiadomo, że na pokład może wejść nie więcej pasażerów niż 50 proc. liczby wszystkich miejsc siedzących i stojących w danym pojeździe. Pytanie, jak to liczyć? Tym bardziej przy założeniu, że każdy spieszy się do szkoły czy pracy i na zdrowy rozum raczej nikt nie będzie na to zwracał uwagi?
– Jest to trudne do oszacowania. Jeśli do autobusu może wejść 70 osób, a wejdzie 75 to tych 5 już nikt nie zauważy. Różnica byłaby widoczna, gdyby w środku naprawdę był duży tłok – przyznaje w rozmowie z naTemat Tomasz Kunert, rzecznik ZTM w Warszawie.
Jak sprawdzić w praktyce, czy jest odpowiednia liczba pasażerów? Czy pilnują, by co drugie miejsce było wolne? – Od tego są służby państwowe. Z tego co wiem policja robi takie patrole, kontrolują maseczki – mówi Tomasz Kunert.
Jakie kontrolują sytuację w metrze?
W metrze, w zależności od wagonu, podane są konkretne liczby. "Maksymalna liczba pasażerów w wagonie – 113" – można przeczytać na drzwiach. Albo np. "76".
– Realizujemy wszystkie zalecenia wynikające z rozporządzenia ustawodawcy. W pojazdach komunikacji miejskiej będzie ograniczona liczba miejsc. Cały czas podtrzymywane są komunikaty o zachowywaniu dystansu i potrzebie zakrywania twarzy. Są one również wydrukowane i umieszczone w pojazdach i na stacjach – mówi naTemat Maciej Czerski z biura prasowego Metra Warszawskiego.
Czy ktoś kontroluje, ilu pasażerów jest w wagonie? Jak to sprawdzić? – Mamy Straż Metra Warszawskiego, która jest na stacjach i monitoruje sytuację, liczy pasażerów – odpowiada nasz rozmówca.
A jeśli okaże się, że pasażerowie siedzą jeden obok drugiego i w wagonie jest tłok? Czy strażnik może zainterweniować? – Strażnik, nie ma możliwości wyprowadzić pasażera, może o to jedynie poprosić. Może też wezwać policję. Poza tym komunikaty są skierowane do wszystkich. Jeśli pasażerowie widzą, że w pociągu jest już komplet pasażerów, nie powinni wsiadać do pojazdu – mówi Maciej Czerski.
Gdy metro zatrzymuje się na kilka chwil, naprawdę trudno na szybko i na oko ocenić, czy w wagonie jest komplet, np. 113 osób. To samo dotyczy innych pojazdów.
– Jeżdżę regularnie metrem, w tej chwili nie zauważyłem, by te liczby były przekraczane. Tak samo było przed wakacjami. Część pasażerów zrezygnowała z komunikacji miejskiej. Widać to po statystykach związanych ze sprzedażą biletów i ilością pasażerów. Jak będzie po wakacjach? Nie będę spekulował. Poruszamy się w obszarze wyznaczonym nam przez ustawodawcę – zaznacza Maciej Czerski.
Podkreśla, że od 1 września metro wraca do rozkładu jazdy sprzed wakacji i będzie kursowało częściej.
Więcej autobusów na trasach
W wielu miastach po wakacjach wyjadą na ulice dodatkowe autobusy czy składy tramwajów. Na pewno pomoże to rozładować większy ruch pasażerów po 1 września. Choć jednocześnie słychać, że właśnie tych pasażerów jest mniej, bo z powodu pandemii wiele osób zrezygnowało z jazdy autobusami i tramwajami.
Właśnie to uwzględniono m.in. w Toruniu. "Zmiany mają obowiązywać przez okres próbny, do 30 września. W tym czasie w autobusach i tramwajach będą prowadzone pomiary liczby pasażerów" – informują "Nowości".
Na Śląsku, w Kielcach, w Bydgoszczy – wszędzie szykują zmiany w rozkładach z uwzględnieniem szkół. "Dodatkowo od 31 sierpnia do 4 września kontrolerzy biletów będą na wybranych liniach wręczać maseczki pasażerom, którzy o nich zapomnieli wsiadając do autobusu czy tramwaju" – podaje Express Bydgoski. Mają też być wzmożone kontrole.
Zmiany czekają też Warszawę. – Po wakacjach zwiększamy podaż pojazdów. Wracają dodatkowe kursy autobusów, które są wysyłane na trasy w godzinach rozpoczęcia i zakończenia nauki w szkołach. Wracają też autobusy, które podjeżdżają pod szkoły. Jest też kilka takich linii, które są kierowane tylko do szkół – mówi Tomasz Kunert.
Automatyczne liczniki pasażerów
Rzecznik ZTM też, że w Warszawie są wyznaczone punkty, gdzie będą obserwatorzy. – Oni liczą, ile osób wsiada do autobusów na danych przystankach. Mamy w mieście ponad 100 takich punktów. Daje nam to obraz obłożenia danych linii w newralgicznych miejscach. Będziemy sprawdzali jak to wygląda – mówi.
Podkreśla też, że w kilkuset autobusach są automatyczne liczniki pasażerów: – Wtedy autobus na bieżąco raportuje nam online, ile osób jest w autobusie. Wtedy wysyłamy dodatkowy autobus na tę linię i potencjalnie zbiera nadmiar pasażerów z trasy. Na podstawie tego mogę powiedzieć, że dziś nie odnotowujemy przepełnień – mówi.
Czy w ZTM boją się jednak, że mimo obostrzeń będzie ścisk i tłok? Tak, jak obawia się tego wielu pasażerów, którzy na co dzień korzystają z komunikacji miejskiej?
– Czy będzie ciasno? Życie pokaże, jak będzie. Ale szczerze mówiąc, nie spodziewamy się. W normalnym trybie na mieście w godzinach szczytu jest około 1500 autobusów. Teraz w wakacje jest ich o 1/3 mniej. Nie możemy porównywać tego, co jest dziś z tym, co będzie po wakacjach. Myślę, że nie będzie źle – uspokaja.
Tramwaje dezynfekowane codziennie
Dużo zależy od nas i o tym najbardziej powinniśmy pamiętać. Od rozsądku pasażerów. – Wiemy, że w tramwajach są patrole policji, nie muszą nas o tym informować. My możemy działać prewencyjnie. Na to mamy wpływ – mówi Maciej Dutkiewicz, rzecznik Tramwajów Warszawskich.
Wskazuje na szereg procedur. Na przykład, że tramwaje są dezynfekowane codziennie, przez cały tydzień, po każdym zjeździe wagonu do zajezdni. Jeden pojazd może przejść dezynfekcję częściej niż raz na dobę.
– W przypadku otrzymania zgłoszenia lub podejrzenia, że w tramwaju mogła przebywać osoba z COVID-19 opracowaliśmy procedurę. Tramwaj jest awaryjnie holowany z miasta specjalistycznym wozem Unimog, czyli ciężarówką ratownictwa technicznego. Gdy taki skład dojedzie do zajezdni jest ustawiany w oddaleniu na bocznym torze i wykonujemy w nim dezynfekcję metodą zamgławiania. Każdego dnia w Tramwajach Warszawskich pracują 72 osoby bezpośrednio zaangażowane do dezynfekcji wagonów – mówi.