Partia Zbigniewa Ziobry nie chce zaostrzenia przepisów dla kierowcy.
Partia Zbigniewa Ziobry nie chce zaostrzenia przepisów dla kierowcy. Fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta
REKLAMA
O zmianie prawa w tym zakresie premier Mateusz Morawiecki mówił jeszcze w zeszłym roku.
Projekt, który zapowiadał, zakładał pierwszeństwo pieszych w każdym przypadku, ograniczenie prędkości w terenie zabudowanym do 50 km/h przez całą dobę oraz punkt, który najbardziej rozgrzał kierowców, czyli zatrzymywanie prawa jazdy na 3 miesiące za przekroczenie prędkości poza terenem zabudowanym o 50 km/h. Dziś taki przepis obowiązuje tylko w terenie zabudowanym.
Przepisy od razu wzbudziły wątpliwości. Protestowali m.in. tramwajarze, którzy tłumaczyli, że takiego pojazdu nie da się zatrzymać tak szybko jak zwykłego auta i nowe przepisy tylko zwiększą ilość wypadków z udziałem pieszych.
Jak podaje "Rzeczpospolita", swoje wątpliwości ma też Ministerstwo Sprawiedliwości – konkretnie ws. odebrania prawa jazdy. W liście z resortu do sekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury Rafała Webera czytamy, że taka kara jest nieproporcjonalna.
"W obszarze zabudowanym, gdzie przekroczenie prędkości pociąga za sobą dużo większe niebezpieczeństwo, do zatrzymania prawa jazdy na podstawie art. 135 ust. 1 pkt 1a lit a Prawa o ruchu drogowym dojdzie w sytuacji przekroczenia dwukrotności prędkości dopuszczalnej, a zatem 100 km/h, tj. o ponad 100%. Natomiast przekroczenie o więcej niż 50 km/h dopuszczalnej prędkości na autostradzie czy dwujezdniowej drodze ekspresowej stanowi odpowiednio przekroczenie o niespełna 36% i niespełna 42%" – czytamy w liście.
Oznacza to de facto, że na autostradzie prawo jazdy można byłoby stracić dopiero za… 281 km/h. Na drodze ekspresowej za 241 km/h, a na zwykłej drodze krajowej za 181 km/h.
Skąd taki sprzeciw? Jak się okazuje, najpewniej to troska o mieszkający na wsi elektorat Solidarnej Polski. Silnie uzależniony od samochodu. Resort Ziobry sprzeciwia się też bezwzględnemu pierwszeństwu pieszych. Co więcej, postuluje zakaz używania telefonów komórkowych na przejściach.
źródło: Rzeczpospolita