
REKLAMA
Czy kogoś to wzrusza? Obywateli z pewnością dużo bardziej niż opozycję, choć masowo nie protestują. Niemniej, z kronikarskiego obowiązku odnotowuję, co poniżej.
Pomysły PiS, o których, powołując się na sprawdzone źródła, pisze prasa obejmują:
Po pierwsze, przekazanie powszechnych spisów wyborców z rąk samorządów w ręce Państwowej Komisji Wyborczej, która już w 80 procentach należy do PiS – bo została obsadzona nominatami tej partii.
Co, oprócz utraty kolejnego kawałka ważnych kompetencji przez samorząd, a zatem osłabienia jego roli i znaczenia, będzie także oznaczać brak możliwości zablokowania bezprawnych i niezgodnych z Konstytucją działań rządu.
Pamiętacie sytuację przed majowymi wyborami prezydenckimi, które nie doszły do skutku, bo samorządowcy odmówili Poczcie Polskiej wydania spisów wyborców tłumacząc, że instytucja ta nie ma odpowiednich uprawnień?
Kiedy PiS napisze od nowa kodeks wyborczy taka sytuacja nie będzie mogła mieć miejsca, a samorządy będą bezradne wobec absurdalnych, a nawet niekonstytucyjnych żądań polityków szczebla centralnego.
Kolejny pomysł Prawa i Sprawiedliwości "konsultowany" teraz ponoć ze Zjednoczoną Prawicą zakłada natomiast, że przedwyborcze sondaże będą mogły publikować wyłącznie "certyfikowane" przez rząd ośrodki badawcze.
Oficjalnie ma to uniemożliwić publikowanie sondaży i potencjalne wpływanie na wyniki wyborów przez "powoływane ad hoc" sondażownie. Ale – umówmy się – ile znacie powoływanych pięć minut przed wyborami ośrodków badawczych realnie wpływających w ostatniej chwili na wyniki wyborów? Żadnego? No właśnie.
Osobiście sądzę, że zapis ten uniemożliwi wpływanie na wyniki wyborów komukolwiek poza PiS – bo nie mam najmniejszych wątpliwości, że jeśli wejdzie w życie "certyfikat", uzyskają go wyłącznie sondażownie zależne od PiS, nawet jeśli nie formalnie, to faktycznie.
To byłaby cenzura i koniec wolnych wyborów, który zwiastuje zresztą przebieg niedawnych, prezydenckich, mających zdecydowanie nieprawidłowy przebieg, choćby, a nie jest to jedyny powód – ze względu na olbrzymią propagandową rolę TVP w szkalowaniu kontrkandydatów Andrzeja Dudy, a zwłaszcza Rafała Trzaskowskiego.
Ale cóż – kto wszechmogącemu dziś PiS zabroni?
Ale cóż – kto wszechmogącemu dziś PiS zabroni?
Dalej mamy likwidację obecnego wymogu zbierania podpisów dla partii, które już są w Sejmie, co uniemożliwi symboliczną weryfikację ich poparcia u źródła, czyli u wyborców (samo w sobie jest swoistym probierzem społecznych nastrojów) i ograniczy kompetencje obywateli, którzy i tak już mają do powiedzenia coraz mniej i mniej.
Kolejnym pomysłem ma być zwiększenie (co najmniej dwukrotne) limitów wydatków kampanijnych – niespodzianka, prawda? Jeszcze więcej kasy dla partii politycznych z naszych podatków, w dobie ogromnego kryzysu i pandemii.
Jednym sensownym pomysłem w pakiecie wydaje się być propozycja zniesienia ciszy wyborczej, która faktycznie nie ma żadnego uzasadnienia, a w dobie internetu jest po prostu śmieszna i sztuczna – tu rzeczywiście przydałoby się zdecydowane cięcie.
Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że PiS wprowadza złe dla demokracji zmiany starą metodą, to znaczy proponuje jedną dobrą rzecz, którą można nagłaśniać pijarowo, żeby pod jej płaszczykiem przeforsować kilka bardzo złych.
Tak było w przypadku przepisów „covidowych”, zwalniających urzędników od odpowiedzialności za niektóre przestępstwa, co cofa nas do początku lat 90. i tworzy podwaliny pod zżerane korupcją państwo mafijne, tak było w przypadku tarcz antykryzysowych i zmian w Sądzie Najwyższym, tak jest zawsze – bo to modus operandi działania PiS. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Eliza Michalik