To nie będzie ani artykuł o weselach w czasach pandemii, ani o granej na nich muzyce, ani nawet o grach i oczepinach. Będzie dotyczył tak prozaicznej i pozornie oczywistej sprawy, jak koperty z pieniędzmi, które wręczamy parze młodej. Podpisywać czy nie podpisywać? Oto jest pytanie.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Będąc świadkiem otrzymałem niezwykle odpowiedzialne zadanie odbierania kopert od gości składających życzenia nowożeńcom. Jakież zaskoczenie mnie dopadło, gdy zobaczyłem podpisane przez nich koperty. Praktycznie każda miała personalia osób wręczających. Byłem na wielu ślubach i weselach i nigdy tego nie robiłem, bo wydawało mi się, że po prostu oddaje się anonimy. Okazało się, że to wcale nie jest takie oczywiste.
"Talerzyki" na weselu swoje kosztują
Zawsze wychodziłem z założenia, że w tym aspekcie panuje zasada wzajemnego zaufania. Zapraszamy cię na nasze święto, dajemy strawę i napitek, ale sypnij trochę grosza, by było sprawiedliwie w przyrodzie. Chodzi o zwykłą ludzką przyzwoitość. Przecież skoro ktoś wyprawia wesele, to chyba jest na tyle rozsądny, że nie liczy na zawartość kopert, tylko sam z góry pokrywa koszty.
Jednak w Polsce wciąż pokutuje zasada "zastaw się, a postaw się" i młodzi się zapożyczają na wesele. I oczekują, że zaproszeni im to sfinansują. "Przyniesie ci ktoś po chamsku pustą kopertkę lub 20 zł, naje się do syta za darmo, a ty się bujaj z kredytem" – czytam na jednym forum. Jak dla mnie takie podejście jest co najmniej niezdrowe. Celem ślubu i imprezy nie jest to, by na tym zarobić, ale by wspólnie z bliskimi przeżyć jeden z ważniejszych dniu w życiu.
Intuicja podpowiada (czasem też delikatnie można podpytać), by do koperty wkładać tyle, by zwrócił się koszt przyjęcia per capita, czyli tzw. "talerzyk" (jedzenie + sala + +foto/video + zespół itd.). Masz problem, jeśli jesteś zapraszany na huczne wesele majętnych znajomych. I weź tu płać 800 złotych za kilka godzin tańca, dewolaja i kawałek tortu. No trochę to jest nielogiczne i nieopłacalne. A jak masz kilka imprez w sezonie, to sam w końcu będziesz musiał wziąć kredyt, bo nie wypada odmawiać.
Jednak czy młodzi chcieliby, by nie przyszedł ich przyjaciel, bo nie ma kasy? Rozmawiałem o tym z koleżanką, która była świadkową na ślubie mojej przyjaciółki. – Sama nie należę do najbogatszych osób, co panna młoda wiedziała, ale dałam na prezent tyle, ile mogłam. Dla mnie dużo, dla innych może niekoniecznie. Kasę dałam w kopercie z kartką z życzeniami, tak jak i inni goście – przyznała.
– Uważam, że to nie jest ok i myślę, że skoro i tak każdy składa życzenia w cztery oczy, to można się obyć bez podpisywania kopert – dodała.
Z jeszcze innej strony, fajnie jest mieć pamiątkę w postaci kartek z życzeniami. Tak, by za 20 lat wyciągając zapakowane nimi pudło z szafy powspominać sobie to, jak się kiedyś kochaliśmy i byliśmy szczęśliwi. Żartuję. Jednak jeśli damy oddzielnie kopertę i kartkę z życzeniami, to możemy być potem posądzeni o przyjście na "krzywy ryj". I bądź tu człowieku mądry.
Koperty z perspektywy nowożeńców
Jestem weteranem wesel, ale nigdy nie brałem ślubu, więc nie wiem, jak to wygląda z drugiej strony. Nawet na tym samym weselu zapytałem zdziwiony pary, która niedawno się hajtnęła. Powiedzieli mi, że kiedy u nich przyszło do sprawdzenia i liczenia kopert, to czuli się nieswojo. Głupio im było, gdy dostali sporo gotówki od mało majętnej pary znajomych, a para, którą stać na wiele, przyoszczędziła na nich.
Zapytałem też kilka innych małżeństw, co o tym myślą. Poniżej wypowiedź świeżo upieczonego pana młodego.
– Generalnie źle się wychodzi na poprawinach, bo wkładając pieniądze do koperty nikt o tym nie myśli. Mimo wszystko wyszliśmy na zero. Mała rada dla narzeczonych: im większe wesele, tym bardziej się zwraca, bo działa prawo skali. Fotograf czy zespół jest bowiem jeden. Mój znajomy był 30 tysięcy do przodu po imprezie na 170 osób – i dodaje, że on sam nigdy nie podpisywał kopert. Dopiero jego żona go tego nauczyła.
Pytam dalej. – Zdecydowanie podpisane koperty muszą być. Żałuję, że nie zrobiłam sobie wcześniej listy i nie spisałam, kto ile dał. Mieliśmy problem właśnie z tymi osobami, którzy nie podpisali, bo nie wiedziałam, od kogo była koperta. Były z trzy takie osoby. A w jednej było 1000 zł i teraz nie wiesz, dla kogo być miłym na poprawinach, a dla kogo nie – żartuje koleżanka z trzyletnim stażem małżeńskim. – A tak na serio, to chodzi o to, by potem wiedzieć, kto ile dał, żeby później idąc do nich na wesele oddać tyle samo, a przynajmniej nie mniej.
Z podobnego założenie wychodzi mój kolejny rozmówca. A przynajmniej jego rodzina. – Dla mnie to było mega żenujące. To znaczy nawet za bardzo mnie nie interesowało, co jest od kogo. W ogóle odwlekałem moment liczenia pieniędzy, aż na mnie wjechali rodzice i teściowie, że "czas policzyć". Większość kopert była podpisana, więc wiedziałem "co jest od kogo", ale zupełnie się tym nie przejmowałem. Co innego rodzice: oni musieli dokładnie wiedzieć, kto ile dał, "bo potem będzie ślub tego i tego, a to mój chrześniak i ja muszę wiedzieć ile wyłożyć". Paranoja – przyznaje.
Co na to ślubny savoir-vivre?
Wojciech S. Wocław, ekspert od savoir-vivre i twórca platformy ze szkoleniami online OBYCIE.PL, widzi tylko jedno rozwiązanie tej kłopotliwej sytuacji.
– Prezent trzeba koniecznie podpisać, ponieważ młoda para musi wiedzieć, komu podziękować. Nie podpisywałbym jednak samej koperty, bo te zwykle są od razu wyrzucane. Podpisałbym się na karcie z życzeniami, którą razem z pieniędzmi, jeśli to nasz prezent, wkładamy do środka koperty – mówi. Mój rozmówca chciałby zmienić sposób myślenia o "talerzykach".
Prezent ślubny powinien być wyrazem naszej hojności, ale musi się też odnosić do naszych możliwości. – Kiedyś ideą tych prezentów było ułatwienie nowożeńcom startu, wejścia w nowy etap życia. Stąd te wszystkie żelazka, ręczniki, zestawy garnków czy porcelana. Nie powinniśmy się krępować tym, że nie możemy dać więcej, jeśli nas nie stać. Wszyscy wiemy, że wdowi grosz znaczy więcej niż gruba koperta. Darujemy tyle, ile możemy.
– Nie należy też przesadzać w drugą stronę i podarować bardzo drogiego prezentu, ponieważ takiej parze, jeśli kiedyś miałaby przyjść na nasz ślub, może być trudno się zrewanżować – zauważa Wocław. I podsumowuje na koniec, że savoir-vivre powinien być dziedziną, która ułatwia życie. Do zasad warto podchodzić w sposób pragmatyczny, mają nam pomagać i ułatwiać życie, ale nie może popadać w absurdy.
Przyjaciółka nic mi potem nie mówiła o moim prezencie, ale z powodu podpisanych kartek w kopertach wprost mi się żaliła, kto ile jej dał. Że ciotka dała za mało, że teściowie dali mniej, niż jej rodzice. Że miała nadzieję, że jej się zwróci, a nie zwróciło, bo wielu dało mniej niż powinno. Wkurzało mnie to gadanie i zmartwiło, bo zdałam sobie sprawę, że może też uważa, że dałam jej za mało.
Teraz mamy inflację i za "talerzyk", który kiedyś kosztował 200 zł, teraz trzeba zapłać minimum 450 złotych. Dostaliśmy jednak koperty, w których wychodziło po 150 zł za parę. Nie było żadnej pustej, ale zdecydowana większość była podpisana. I przyjemnie jednak jest po weselu, na spokojnie poczytać sobie życzenia od zaproszonych gości.
Wojciech S. Wocław
ekspert od savoir-vivre
Takie przeliczanie doprowadzi w końcu do wypaczenia idei urządzania przyjęcia weselnego. Skoro goście dają prezent w wysokości opłaty za "talerzyk", to przecież można by z wesela zrobić imprezę biletowaną. Każdy kupuje wejściówkę i przychodzi na imprezę. Kiedyś zresztą słyszałem już o takim pomyśle.