Trendy na pierwszą komunię i wesela wciąż się zmieniają. Gdy wraz z wiosną nadchodzi sezon na ważne uroczystości rodzinne niezmienny od lat pozostaje tylko ten trend, który zmusza nas, by wystawną imprezę zorganizować nie licząc się z kosztami. Choćby miało oznaczać to wzięcie kredytu i długi na lata.
Przyszła wiosna, a z nią sezon na wielkie rodzinne imprezy. Najpierw w maju przyjdzie czas na przyjęcia z okazji pierwszej komunii świętej, a kolejne gwarantujące piękną pogodę miesiące jak zwykle będą nad Wisłą okresem weselnym. Ten zbliżający się wielkimi krokami sezon świetnie widać na poświęconych chrztom, komuniom i weselom forach internetowych i różnego rodzaju blogach. Już od kilku tygodni narasta tam podniecenie wokół tego, co jest w tym roku jest najbardziej trendy jako prezent na komunię, a jaka moda panuje teraz w przypadku ślubów.
I tak na przyjęcia komunijne najlepiej podobno przyjść z prezentem w postaci biżuterii z wygrawerowanym mottem życiowym, a narzucaną już przez większość księży albę na uroczystości rodzinnej zastąpić lekką, modną sukienką dla dziewczynki i odpowiednio skrojonym garniturkiem dla młodego dżentelmena. W przypadku wesel wszelkiej maści znawcy i doradcy przekonują, że w roku 2013 rządzić powinna moda inspirowana latami 20-tymi, zerwanie z bielą na rzecz pastelowych kolorów, czy zastąpienie weselnej wódki modny ostatnio piwem z małych browarów...
Impreza na kredyt
Absolutnie niezmienny od dziesiątek lat trend, którzy widać w Polsce zawsze, gdy mowa o ważnej rodzinnej uroczystości to jednak trzymanie się starej zasady "zastaw się, a postaw się". Gdy dziecko idzie do pierwszej komunii i rodzice nie zamierzają zaprzątać sobie głowy przygotowaniami do przyjęcia, jego organizacja poza domem powinna wiązać się z wydatkiem rzędu co najmniej kilku tysięcy złotych. Skromne wesele, na które zaprasza się dwie duże rodziny i sporo znajomych to w tym roku podobno wydatek średnio 35 tys. zł. Kiedy ktoś chce wypaść jeszcze lepiej, koszty wspomnianych okazji łatwo mogą się nawet potroić. Wystarczy zaprosić jeszcze trochę więcej gości i zaserwować im odrobinę lepsze dania i więcej trunków.
Dlatego sezon komunijno-weselny to jednocześnie sezon pożyczkowy. Na przyjęcie Polacy często zapożyczają się w instytucjach oferujących szybki i niewysoki kredyt. Na wesele niektórzy pożyczają pieniądze tymczasem nawet pod zastaw mieszkania, czy domu. I mało kto zastanawia się wciąż, na co te wszystkie wydatki idą. Dadzą szczęście dziecku, czy może pomogą założyć rodzinę młodym małżonkom? Nie, te kilka, albo kilkadziesiąt tysięcy złotych to wydatek, który idzie na organizację maksymalnie dwóch, w założeniu niezapomnianych dni. Dlaczego więc tak bardzo wykosztowują się nawet ci, dla których w wielu innych przypadkach byłby to wydatek niewyobrażalny?
- Tu chodzi o budowanie pewnego wizerunku rodziny. Dawniej mówiło się "zastaw się, a postaw się", co wyrażało głównie chęć prostego zaimponowania otoczeniu. Teraz cele są chyba nieco inne. Przede wszystkim od jakiegoś czasu obserwuje się, że w uroczystościach rodzinnych w pełni chcą uczestniczyć wszyscy najbliżsi. Mamy i ojcowie nie mają już więc ochoty samemu przygotowywać wszystkiego w kuchni i organizować przyjęcia. Chcą być gośćmi, jak wszyscy. To zmusza do wynajęcia lokalu, zamówienia cateringu. I z tego powodu wiele osób ponosi wówczas koszty wyższe, niż w rzeczywistości ich na to stać - mówi w rozmowie z naTemat psycholog społeczny Andrzej Tucholski.
Kontekst rodzinny
Psycholog podkreśla jednak, że w Polsce wciąż w takich sytuacjach najmniej do powiedzenia mają ci, których dana uroczystość dotyczy najbardziej. Szczególnie dotyczy to oczywiście wesel. - Gdyby to tylko od młodych ludzi zależało, to na pewno większość przeznaczałaby te gigantyczne pieniądze raczej na spłatę części kredytu na mieszkanie, czy jakąś przyszłościową inwestycję. Część może założyłaby jakiś biznes dzięki temu. Prawda jest jednak taka, że wszyscy bardzo mocno zależymy od kontekstu rodzinnego. I mnóstwo młodych musi się pogodzić ze stanowiskiem rodziców, którzy twierdzą, że skoro oni płacą, to i oni dyktują wszystkie warunki. Dlatego wiele osób musi godzić się na przykład na zaproszenie osób, których osobiście nie chciałoby widzieć - tłumaczy Tucholski.
- Trochę nasza historia. Pierwsza lista gości, którą stworzyliśmy sami miała około trzydziestu nazwisk. Gdy zweryfikowali ją po swojemu nasi rodzice, nagle zrobiło się ich ponad osiemdziesiąt. Mama, która przypomniała sobie nagle o dawno niewidzianych kuzynach, potem trochę to przypłaciła nerwami, gdy najadła się za parę osób wstydu - wspomina Renata z Gdyni, która wyszła za mąż w sierpniu ubiegłego roku. - O tym, że ktoś przesadził z alkoholem dowiedziałam się jednak dopiero parę tygodni po weselu. My sami wspominamy je bajkowo. I prawda jest taka, że jesteśmy za to naszym rodzicom strasznie wdzięczni. Powiedzieli, że nasz oszczędności mamy zachować na przyszłość, oni wszystko stawiają. Mieli więc prawo zaprosić trochę osób zupełnie od siebie - stwierdza młoda mężatka.
Można od tego uciec
Takie myślenie to w naszym kraju wciąż norma. - Dopiero tworzymy nowe standardy społeczne. Jesteśmy na etapie gdzie jest wielka przepaść pokoleniowa w pewnego rodzaju oczekiwaniach. W przypadku uroczystości rodzinnych wciąż decydują uwarunkowania i zaszłości towarzyskie z dawnych czasów - ocenia Andrzej Tucholski. Jednocześnie psycholog podkreśla, że w zwyczajach młodych Polaków widać pewną jaskółkę nadziei na wykazywanie się nieco większym rozsądkiem.
- Mało kto organizuje dziś już bardzo wystawne przyjęcia na ponad sto osób. Niektórzy sięgają też po pewnego rodzaju zmuszenie rodzin do porzucenia dawnych zwyczajów. Dobrym sposobem na ucieczkę przed wielką pompą jest na przykład stwierdzenie, że marzyło się o ślubie w Paryżu, czy Londynie. Wtedy nie ma raczej możliwości wzięcia za sobą całego pociągu gości. Pierwsi wpadli na to już dawno temu Japończycy, którzy przed tradycją zaczęli uciekać na przykład gdzieś do Europy - wyjaśnia. - Inni wolą natomiast odłożyć ślub nawet o kilka lat, by w tym czasie ustabilizować się finansowo i odłożyć pieniądze na wesele. Wszystko tylko po to, by to wydarzenie przebiegało tak, jak oni tego chcą - dodaje.