Wierni w Międzybrodziu Bialskim dopiero po wielu latach dowiedzieli się prawdy o księdzu Janie Wodniaku. W przesłanym liście biskup Roman Pindel przyznał, że były proboszcz wykorzystywał seksualnie ministranta i został za to skazany. Głos ws. przerażającej skali pedofilii zabrała teraz sama ofiara księdza – Janusz Szymik.
Biskup Pindel nie pofatygował się do Międzybrodzia osobiście. Przesłał jedynie list, w którym zabrakło przeprosin. Od czasu, gdy nastolatek był krzywdzony przez księdza minęło już ponad 35 lat. Jak podał Onet, ofiar ks. Wodniaka mogło być znacznie więcej. Duchowny mógł krzywdzić dzieci od lat 70. aż do 2010 roku.
Janusz Szymik pochodził z wierzącej rodziny i jako 11-latek został ministrantem. Podkreślił w rozmowie z TOK FM, że czuł się wybrany przez księdza Wodniaka. – Dla mnie to było wielkie przeżycie, bo Wodniak był dla mnie jak półbóg. Nie dość, że proboszcz to jeszcze przecież były sekretarz kardynała Macharskiego – opowiada 48-letni mężczyzna.
Pierwsze kontakty seksualne nastąpiły w 1984 roku na plebanii. – Wstał, zakręcił mnie kilka razy w fotelu i bardzo mocno przytulił. Następnie wsadził moją rękę pod swoją koszulę, naprowadził na okolicę będącego we wzwodzie członka. Dla mnie wtedy zawalił się świat, nie wiedziałem, co robić – relacjonuje.
Do spotkań dochodziło regularnie 2-3 razy w tygodniu. – Z jednej strony uprawialiśmy seks, a nad wersalką był obraz Chrystusa w koronie cierniowej. Kuriozum i niewyobrażalna tragedia – mówi Janusz Szymik. Był molestowany przez ks. Wodniaka do czerwca 1989 roku.
– W sumie naliczyłem, że doszło między mną a księdzem do 500 stosunków seksualnych, analno-oralnych, bo do tego się to sprowadzało – wyznał.