– Nie wyobrażałem sobie, że będąc dorosłym mężczyzną, mogę być tak słaby – wspomina Igor Zalewski, publicysta "Do Rzeczy" w rozmowie z Łukaszem Lubańskim z tygodnika TVP. Mimo że wirusem SARS-CoV-2 zaraził się w sierpniu, to do dziś odczuwa dotkliwe skutki covid-19. Przez chorobę wyrobił sobie także specyficzny stosunek do tzw. koronasceptyków, do których ma specjalne przesłanie.
— Wciąż ledwo zipię, potykam się o własne nogi, zdarzają mi się napady nagłego wyczerpania, kiedy natychmiast muszę usiąść — przyznał dziennikarz, który "złapał" koronawirusa podczas pobytu na Mazurach.
Początkowo myślał, że to po prostu grypa, która zaczyna się gorączką (miał około 38-39 stopni), bólem mięśni i wyraźnym osłabieniem. Objawy jednak nie przechodziły, dlatego po powrocie do stolicy zdecydował się na kupienie testu tzw. drive thru, który można zrobić nie wychodząc z samochodu.
Niestety w tamtym momencie Igor Zalewski czuł się tak osłabiony, że nie był w stanie dojechać z Woli (w której na co dzień mieszka) na Ursynów, gdzie wykonuje się takie badania. Zdecydował się więc na to, by skorzystać z pomocy pobliskiego szpitala zakaźnego.
13 kg mniej — drastyczne skutki covid-19
Wynik testów otrzymał przez internet po około 1,5 doby oczekiwania. Badania potwierdziły, że ma koronawirusa. W izolatce spędził w sumie 11 dni, z czego 6 zupełnie przespał. Doszło u niego do silnego zapalenia płuc, ale nie wymagał podłączenia do respiratora. Oddychał jednak za pomocą specjalnych rurek, którymi podawano mu tlen.
Przez cały pobyt w szpitalu niemal w ogóle nic nie jadł. Czasem decydował się na odrobinę kompotu, z którego wyjadał resztki owoców. Nic innego nie był w stanie przełknąć. Schudł w sumie 13 kg. Największym problemem podczas hospitalizacji była dla niego jednak samotność i przytłaczająca atmosfera sytuacji, w jakiej się znalazł.
Przeraźliwa samotność w czasie pandemii
— Sceneria szpitala zakaźnego, covidowego, jest nieco kosmiczna. Izolatka, w której się leży jest zwyczajna, ale już pościel – plastikowa. Prześcieradło jest jak reklamówka, a pozostałe części pościeli to coś pośredniego między tkaniną a plastikiem. Ale mnie kompletnie to nie przeszkadzało: to, czy pościel jest jedwabna, czy plastikowa, nie miało dla mnie wtedy najmniejszego znaczenia — zaznacza Zalewski.
Choć w jego opinii opieka lekarzy i personelu medycznego ze Szpitala Wolskiego była znakomita, to jednak bardzo doskwierał mu brak obecności bliskich, którzy nie mogli go odwiedzać podczas pandemii. Sam był na tyle słaby, że nie miał siły nawet na wysyłanie SMS-ów.
Mimo wyleczenia z COVID, choroba nadal daje się we znaki
— Choć choroba jest już za mną, to jestem zaskoczony, jak długo trwa proces dochodzenia do siebie. Wciąż jestem bardzo daleko od mojej zwykłej formy i kondycji sprzed choroby — przyznaje dziennikarz. Po przejściu covid-19 ma bardzo specyficzny stosunek do tzw. "koronasceptyków".
— Co bym powiedział covidosceptykom? Nie podaję w wątpliwość istnienia COVID-19. Jestem żywym dowodem na to, że ten wirus istnieje. Nie jestem najstarszą osobą wśród zarażonych, chociaż mam już pięćdziesiąt lat, a jednak wirus ostro mnie przeczołgał. Mamy też kolejne dowody na to, że również młodzi ludzie mogą być jego ofiarami – także śmiertelnymi. Tak więc absolutnie bym tego nie lekceważył — podkreśla dziennikarz.
Przesłanie do koronasceptyków. "Nie wsiadam do zatłoczonego tramwaju"
— Irytuje mnie, jak w miejscach publicznych pojawiają się ludzie bez masek. Niektórzy robią to demonstracyjnie. Ja się nie wykłócam, nie zwracam im uwagi, ale myślę o nich nie najlepiej — wyznał Zalewski.
— Zdaje się, że osoby powtórnie zarażone nieco łatwiej przechodzą chorobę. Ale na samą myśl o tym, że miałbym znowu przez to przechodzić, robi mi się niedobrze. Do zatłoczonego tramwaju więc raczej już nie wsiadam — nie kryje publicysta.