Dzieci pokazują palcami, dziewczyny pod Politechniką Warszawską piszczą (serio), kiedy dokręcam obroty przed przejściem dla pieszych, faceci wyginają szyje, a poza tym – pytania, pytania, pytania. Już dawno żadne auto, które testowałem, nie wzbudziło takiej ciekawości postronnych. Ale Toyota Supra jest naprawdę tego warta. W ogóle mi nie przeszkadza, że to w istocie… BMW Z4.
Z tym BMW ja nie żartuję. Jeśli zajrzycie pod podłogę bagażnika, znajdziecie w Suprze duży akumulator z logiem BMW. Maskę podnosi się dokładnie tak jak w BMW – dwoma pociągnięciami wajchy pod kierownicą. Zresztą – sam design deski rozdzielczej, multimedia… to wszystko BMW z lekkimi poprawkami Toyoty.
O co mi w ogóle chodzi? Od początku. Pamiętacie jeszcze legendarną Toyotę Suprę generacji A80? Oczywiście że pamiętacie, bo produkowane od 1992 roku przez równe 10 lat rasowe, sportowe coupé zostało dosłownie unieśmiertelnione.
Legendarny silnik z rodziny 2JZ okazał się tak wdzięcznym obiektem do tuningu, że dzisiaj znalezienie nierobionej Supry A80 graniczy z cudem. A kupienie jej jest właściwie niemożliwe. Ale stąd chwała tego modelu. Suprę A80 zna każdy, kto grał w Gran Turismo. Albo oglądał "Szybkich i wściekłych". Można tak bardzo długo wymieniać. O, np tutaj możecie zobaczyć Suprę, która rzekomo ma około dwóch tysięcy (!) koni mechanicznych:
W 2002 roku Supra jednak zniknęła z rynku, a nowa… nie pojawiła się. Japończycy ograniczyli się jedynie do produkowania kolejnych konceptów, z których żaden nigdy nie trafił na rynek. Auto, które widzicie na zdjęciach, jest w sprzedaży od 2019 roku. Tak, panowie z Toyoty kazali czekać na następcę 17 długich lat.
A ci, którzy poczekali, są w dużej mierze… zniesmaczeni. Bo jak już wspomniałem wyżej, Toyota Supra to w istocie BMW Z4. Auto nie powstaje nawet w Japonii, tylko w Austrii. W tej samej fabryce co Z4.
Tak więc, czy to jakiś duży problem? Cóż… oczywiście, że nie.
Gdybym był purystycznym maniakiem JDM i nie wyobrażał sobie auta z kierownicą nie-po-prawej-stronie (a takich u nas nie brak, wystarczy spojrzeć na popularność kolejnych edycji Japfestu), pewnie marudziłbym, że to nie to samo. Ale nie jestem, a nowa Supra to kawał cholernie udanego auta. I na dodatek ludziom to auto się podoba.
Chociaż z tym podobaniem to też kwestia dyskusyjna. Bo o ile wnętrze rodem z Monachium jest bardzo dobrze zmontowane i po prostu ładne, tak z zewnątrz nowa Supra budzi kontrowersje. Niemniej jednak mi się podoba. Być może projektantom zabrakło pomysłu na przód auta, ale już muskularna linia boczna i napompowany do granic możliwości tyłek po prostu muszą się podobać.
Tylko nie przyglądajcie się za bardzo wlotom powietrza. Większość z nich to atrapy.
Za całkiem przyjemnym projektem nadwozia idzie też pewna doza praktyczności. Supra jest oczywiście autem dwuosobowym, ale już bagażnik jest dość przestronny. Niższym kierowcom na pewno będzie przeszkadzała długa, wysoko poprowadzona maska. Ale generalnie – jest dość praktycznie jak na tego typu auto.
Nie to jest jednak najważniejsze, a co czai się pod tą długą maską. A znajdziecie tam – przynajmniej w tej wersji – trzylitrowy, sześciocylindrowy silnik R6. Czyli dokładnie to, co powinno być w Suprze. Oczywiście to silnik od BMW, ale… kto by się tym przejmował, jeśli jest on tak cudowny?
Po pierwsze: Supra, choć turbodoładowana, ma dość wolnossący charakter. Auto typowo dla turbodoładowanych samochodów bardzo szybko raczy kierowcę wbiciem w fotel, ale ta dynamika nie ucieka, a Supra bardzo chętnie wkręca się w wyższe partie obrotów.
Temu wszystkiemu towarzyszy całkiem udany dźwięk. Dość niski, momentami wręcz promrukliwy, ale bardzo satysfakcjonujący przy nabieraniu prędkości. Jednocześnie przy utrzymywaniu stałej prędkości (i niewielu obrotom dzięki ośmiobiegowej skrzyni, ale o niej za chwilę). Oczywiście nie ma tu mowy o wrzasku z Supry A80. Nie te czasy, nie te wymogi środowiskowe itd.
Osiągi? Do 100 km/h Supra rusza w 4,3 sekundy, ale subiektywnie powiem, że wydaje się ciut wolniejsza. Ale w sumie nie to jest tu ważniejsze. Ważniejsze jest to jak jeździ. Ważniejszy jest jej charakter.
Supra to nie do końca BMW Z4, którym też jeździłem. Czuć, że Japończycy tę udaną bazę troszeczkę zestroili pod własne widzimisię. Generalnie – to auto, jak na XXI wiek, bardzo surowe. Jej tylkonapędowy charakter jest aż nadto widoczny. W trybie "cywilnym” czuć mimo to, że tylna oś chce się ślizgać jakby asfalt był śliski jak lód, ale elektronika bardzo szybko ją opanowuje.
W trybie sport jest już trochę inaczej – auto ciągle jest trzymane w ryzach, ale przy odrobinie wyczucia można uzyskać lekki, ale bardzo satysfakcjonujący poślizg w zakrętach. No i jeszcze możemy wyłączyć kontrolę trakcji. Wtedy Supra żyje własnym życiem. W tym przypomina swojego poprzednika. Jest bardzo sprawnym autem w rękach doświadczonego kierowcy, ale jednocześnie nie będzie miała litości dla nowicjusza. Nie ochroni cię przed wycieczką do rowu.
Zresztą – spróbujcie ruszyć z wdepniętego hamulca przy wyłączonej kontroli trakcji. Tylna oś wierzga w miejscu jeszcze zanim puścicie hamulec. A potem zaczyna się walka o utrzymanie prostej linii jazdy. Walka raczej przegrana.
Jednocześnie jest to oczywiście bardzo sprawne auto w zakrętach. Supra A90 jeździ w nich jak po sznurku, o ile oczywiście nie przesadzicie. Wtedy albo kontra, albo rów. Tak jak pisałem wyżej. Jednocześnie miłym zaskoczeniem jest spalanie. Supra jest bardzo podatna na miejską zabawę – uzyskanie spalania rzędu 20 litrów to żaden wyczyn. Ale jednocześnie jest bardzo ekonomiczna w trasie. Poniżej 10 litrów na autostradzie? Spokojnie.
Duża w tym zasługa ośmiobiegowej skrzyni ZF. Choć mogłaby być delikatnie szybsza. Auto jest też dość… miękko zestrojone. Może inaczej – zawias oczywiście jest twardy, ale konkurenci na rynku są znacznie twardsi. W pewnym sensie w Suprze jest więc wygodnie. No i układ kierowniczy. Niby precyzyjny, ale czuć w nim charakterystyczny "mydlany" sznyt od bawarskiego kuzyna. Tak, to raczej na pewno naleciałość po BMW Z4.
Ogółem to jednak zestaw, który jeździ świetnie i jest bardzo miły w obsłudze. Już dawno żadne sportowe auto tej klasy nie dało mi tyle satysfakcji.
Zresztą – Supry ciężko nie lubić. Jest nowoczesna, ale jednocześnie tak bardzo oldskulowa, jak tylko się da. Wydech? Dwie rury wystają spod zawieszenia i robią swoje. Nie ma tu żadnych atrap, sztucznych końcówek. Dźwięk? Supra po prostu brzmi, nikt tutaj nie bawi się w aktywny wydech, nie ma "poziomów" głośności. Aż dziwne że fotele są elektryczne – skądinąd bardzo wygodne.
No i wreszcie – choć od premiery minął w zasadzie rok, Supra wciąż jest egzotyczna na polskich (i nie tylko) drogach. Dawno tyle osób nie robiło mi zdjęć na mieście. W sensie – autu, ja tam byłem przypadkiem. Dawno tyle osoby nie zerkało, nie zadawało pytań. Widać, że to samochód, który rozpala zmysły. Można poczuć się jak w UFO.
Toyota wróciła dzięki Suprze do lat 90., kiedy japońskie sportowe auta rozpalały wyobraźnię nastolatków. I za to jej chwała. Nawet jeśli jest trochę przeszacowana. Supra zaczyna się – z trzylitrowym silnikiem, bo jeszcze jest słabsza dwulitrówka – od 315 900 zł, a wersja jak na zdjęciach to 343 900 zł.
Jest więc droższa od bliźniaczego BMW Z4 M40i, które przy podobnych osiągach ma dodatkową zaletę: jest kabrioletem. Już nie mówiąc o tym, że to już kwota, przy której można cokolwiek pobawić się konfiguratorem Porsche 718.
Toyota Supra na plus i minus:
+ Duch oryginału tu jest + Bardzo dobre osiągi + Przyjemne spalanie + Przestronny bagażnik - Układ kierowniczy mógłby być trochę mniej mydlany - Cena