Kraśnik stał się symbolem "walki z sieciami 5G". Choć ostatecznie radni uchylili tę uchwałę, to jeszcze na ostatniej prostej liderzy polskiej sceny tzw. antykomórkowców próbowali ich przekonać do swoich racji. Niektórzy na ramiona naciągnęli nawet powstańcze opaski.
– W jakim celu nałożył pan powstańczą opaskę? – pyta dziennikarka TVN mężczyznę, który czeka na nadzwyczajną sesję rady w Kraśniku. Jest 1 października. Za chwilę radni po raz kolejny będą głosować w sprawie tzw. ustawy 5G.
– W takim celu, że Polacy powinni dziś walczyć o swoje prawa – odpowiada Tobiasz Żuchewicz.
– To on przywiózł do Kraśnika opaski. Pobraliśmy je, ponieważ uznaliśmy to za element walki o naszą wolność. Mam tu na myśli nie tylko kwestie 5G, ale i tzw. ustawy covidowej – wyjaśnia Bartosz Wojcieszak, który do Kraśnika przyjechał aż z Sosnowca.
Oprócz niego do Kraśnika zjechali się też inni "antykomórkowcy" – przedstawiciele m.in. Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przeciwdziałania Elektroskażeniom "Prawo do Życia"; Stowarzyszenia Niepokonani 2012, Instytutu Spraw Obywatelskich. Wszyscy jednym głosem mówią: nie 5G. I mnożą argumenty. A eksperci przecierają oczy ze zdumienia.
Zbigniew Gelzok, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przeciwdziałania Elektroskażeniom "Prawo do Życia", mówi przed kamerami, że przyjechał do Kraśnika, żeby zobaczyć wyniki badań naukowych, które udowodnią, że wi-fi jest bezpieczne.
– Myślałem, że wreszcie usłyszę o badaniach na temat 5G. Mówiłem, że jak zobaczę dowody, że to jest bezpieczne, to rozwiążę stowarzyszenie. Ale ze strony Ministerstwa Cyfryzacji przemawiała pani Agnieszka Krauzowicz, osoba bez jakiegokolwiek wykształcenia medycznego, kwalifikacji – uważa Gelzok. I stowarzyszenia nie rozwiązał.
Nie dla 5G
W Kraśniku wszystko zaczęło się od petycji, którą do wielu samorządów rozesłali członkowie stowarzyszenia Koalicji Polska Wolna od 5G. W sieci piszą, że walczą o lepszą przyszłość i zdrowie.
"Nie jesteśmy przeciwnikami rozwoju technologicznego. Jednak sieci 5G mówimy STOP, bo technologia ma służyć obywatelom, a nie na odwrót. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Walcz razem z nami o lepsze jutro już dziś" – zachęcają na stronie internetowej.
– Można powiedzieć, że to my jesteśmy sprawcami całego zamieszania. Petycję do radnych Kraśnika wysłaliśmy już w marcu – mówi nam Patryk Włodarczyk, sekretarz Koalicji Polska Wolna od 5G.
Apelowali w niej, by rada gminy zaleciła m.in. "zdemontowanie istniejących sieci Wi-Fi w szkołach" i nakazała "przełączanie na lekcjach telefonów komórkowych w tryb samolotowy".
22 września przed radnymi staje Justyna Czarnota, wolontariuszka przy Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Przeciwdziałaniu Elektroskażeniom "Prawo do Życia". I mówi radnym z Kraśnika, że mogą nie doczekać narodzin wnuków. Na wstępie podkreśla, że 1,5 roku poświęciła tzw. ustawie 5G. Chwali się, że brała czynny udział w jej procedowaniu na komisjach sejmowych i senackich.
– Wtedy zobaczyłam, że to, co ta ustawa sobą reprezentuje, łamie wszystkie nasze prawa i postaram się to państwo przedstawić – ciągnie Czarnota. Przekonuje, że 5G niekorzystnie wpływa na zdrowie. Tłumaczy, co podkreślano także w petycji, że: "każde sztuczne promieniowanie wywołuje na nas szkodliwe skutki", a jednym z nich niejonizującego promieniowania są nowotworym, bezpłodność.
– Zasada ALARA mówi, że jeśli coś nie jest przebadane to nie wprowadzajmy tego. Przypominam, że mamy już takie sytuacje w historii. Chodzi o azbest. Też był cudowny, tani, odporny na wysokie temperatury a okazał się rakotwórczy – wyjaśnia dalej.
Radni popierają petycję. – Pani Czarnota przekonały radnych. Jeśli trzech radnych z "naszej strony" się wstrzymało od głosu, to znaczy, że jej słowa do nich trafiły – mówi nam radny Paweł Kurek.
Zaraz po wystąpieniu Czarnoty w sieci aż wrze. Witold Tomaszewski z Urzędu Komunikacji Elektronicznej pisze wprost, że włos mu się na głowie jeży. "Co drugie zdanie to kłamstwo albo niezrozumienie tematu. Można powiedzieć, że radni zostali oszukani" – podkreśla.
Tak dla 5G
1 października zwołano nadzwyczajną sesję rady miasta w Kraśniku. – To przewodniczący klubu PiS zgłosił wniosek o jej zwołanie – mówi radny Paweł Kurek.
I tym razem do miasta przeciwnicy ustawy 5G zjechali jeszcze tłumniej. Niektórzy z nich na posiedzenie rady przyszli w powstańczych opaskach. Jakby za punkt honoru postawili sobie przekonanie radnych, by nie zmieniali zdania w kwestii 5G.
Tym razem włodarze Kraśnika usłyszeli też argumenty drugiej strony – delegacji z Ministerstwa Cyfryzacji, Instytutu Łączności, Urzędu Komunikacji Elektronicznej oraz Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ale swoje pięć minut przy mikrofonie mieli też tzw. antykomórkowcy. – Przeciwnicy 5G mieli czas na rozwinięcie swoich myśli. I to w zasadzie nie był im on ograniczany – komentuje radny Paweł Kurek.
Jednak radni Kraśnika zagłosowali za odrzuceniem petycji (13 za, 5 było przeciw, 1 się wstrzymał). – Radni z Kraśnika po tym hejcie się po prostu wystraszyli, spanikowali. Tylko pięciu nie zmieniło zdania – ocenia Zbigniewem Gelzok.
– Jestem rozczarowany Kraśnikiem. Gminom prościej jest znaleźć jakieś problemy formalne związane z petycją, niż ją przyjąć. Jak ktoś się nie interesuje tematem, to jest to trudne do ogarnięcia – uważa Patryk Włodarczyk.
Już po głosowaniu do niektórych radnych zaczęli pisać przeciwnicy 5G. – Jakaś kobieta z tego środowiska określiła mnie "pożal się Boże z takimi radnymi jak ja". Personalnie mnie atakowała – słyszę.
Antykomórkowcy
Nad działaczami anty-5G pastwią się teraz internauci. Przekazują dalej screeny z ich wystąpień i zdjęcia, kiedy założyli powstańcze opaski. Z ironią nazywają ich "wojownikami", "powstańcami anty-5G".
Polskie środowisko tzw. antykomórkowców, nazywanych także "komórkosceptykami", prężnie działa od lat. Bartosz Wojcieszak burzy się na takie określenie przeciwników 5G.
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" zauważają, że polski ruch anty-5G jest wierną kopią tego, co wymyślono już wcześniej, przede wszystkim w Rosji.
– Mówią, że za wszystkimi protestami związanymi z 5G stoi Rosja. A osoby, które sprzeciwiają się tej technologii nazywane są "ruskimi agentami", o czym jako pierwszy napisał w Polsce portal Telepolis i Wgospodarce – wyjaśnia Wojcieszak.
I zarzeka się, że za udział w protestach nie dostał ani rubla. Zaznacza też, że nie jest – co często się zarzuca przeciwnikom 5G – żadnym lobbystą. – Okazało się, że jak ktoś sprzeciwia się technologii 5G, to jest lobbystą światłowodów. Pracuję w zupełnie innej branży – mówi Bartosz Wojcieszak.
Wojownicy
Jest kilku znaczących liderów antykomórkowców. Jednym z nich jest Zbigniew Gelzok, elektromonter, który przez lata pracował przy budowie stacji bazowych telefonii komórkowych.
Teraz jest prezesem Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przeciwdziałania Elektroskażeniom "Prawo do Życia", które działa od 2006 roku. A zajmuje się "czuwaniem nad przestrzeganiem prawa przy budowie stacji bazowych telefonii komórkowych oraz zbieraniem dowodów na ich szkodliwość".
– To lekarze założyli stowarzyszenie. Oni w 2006 roku protestowali w Rzeszowie przeciwko budowie stacji bazowej telefonii komórkowej wśród zabudowy. Była tam rozprawa administracyjna i mieszkańcy mnie zaprosili, żebym parę rzeczy wyjaśnił. Dziś zajmuję się głównie kwestiami prawnymi, technicznymi – tłumaczy nam Gelzok.
Gezlok jest na rencie, ale pomaga lokalnym społecznościom blokować budowy stacji bazowych.
– Pomagam sędziom, prokuratorom, onkologom. Przeciwko budowom stacji protestują ludzie z różnych grup zawodowych. A protestują, ponieważ chcą badań. Chcemy, żeby ktoś udowodnił nam, że ta technologia jest bezpieczna – wyjaśnia Gezlok.
Prezes stowarzyszenia zrozumiał też, dlaczego jest tak bardzo hejtowany w sieci: – Ponieważ udowodniłem, że jeden z operatorów ma zbudowane wszystkie stacje bazowe z naruszeniem prawa.
Jak podała "GW", niedawno prokuratura z Rybnika postawiła mu zarzuty znieważenia funkcjonariuszy publicznych – w tym m.in. ministra cyfryzacji Marka Zagórskiego i ekswiceminister Wandy Buk. Zarzucał im m.in. przyjęcie milionów złotych łapówek od “telekomów", działanie w zorganizowanej grupie przestępczej.
To jak z paleniem
Antykomórkowcy z Koalicji Polska Wolna od 5G – oprócz tego, że zasypują radnych i rządowe kancelarie mailami, dokumentami na temat szkodliwości 5G – organizują też protesty i informują osoby z najbliższego otoczenia.
Koalicja, której jest sekretarzem, powstała w lutym 2019 roku. Zrzesza 400 osób. – Są u nas lekarze. Mamy zresztą w swoich szeregach cały przekrój społeczeństwa. Bardzo dużo osób przyłączało się do nas w marcu i kwietniu, kiedy mieliśmy lockdown – rozwija Włodarczyk. A niektórzy nawet łączyli rozwój sieci 5G z pandemią.
Członkowie Koalicji chcą, by postawić na światłowody i telefony przewodowe. – Myślę, że fajnym kompromisem byłoby, żeby nie udawać, że nie ma problemu. Patrzeć, czy maszt nie stoi obok szkoły, szpitala, na noc wyłączać router. Stawiać na to, żeby ludzie używali internetu przewodowego – uważa Patryk Włodarczyk.
Z Ziębą na czele
Środowisko antykomórkowców zjednoczyło się szczególnie w walce o tzw. megaustawę (czyli ustawę o rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych), która ułatwi m.in. budowę infrastruktury telekomunikacyjnej w parkach narodowych czy rezerwatach przyrody.
Wtedy do akcji wkroczył kontrowersyjny celebryta "od naturalnych metod leczenia" Jerzy Zięba. I np. na antenie telewizji wPolsce.pl mówi o "groźnej technologii 5G".
Zięba zachęcał też swoich wyznawców, by słali do Ministerstwa Cyfryzacji uwagi dotyczące projektu przepisów, który trafił do konsultacji społecznych w grudniu 2018 roku. I połączył megaustawę z 5G.
W kwietniu 2019 roku ta trafiła do Sejmu, a podczas posiedzeń Komisji Cyfryzacji i Innowacyjności rozgrywały się sceny. I na nic zdały się tłumaczenia wiceminister Wandy Buk: – Ustawą nie da się wprowadzić żadnej nowej technologii. Ta ustawa nie wprowadza 5G, tak jak nie wprowadzano ustawą 4G, 3G i poprzednich.
– Walczyłem o megaustawę, pisałem do posłów, do samorządów. Ale oni maksymalnie skrócili czas konsultacji społecznych. I później – jak to zwykle robią – ośmieszyli nasze środowisko. I wybrali najbardziej kontrowersyjny temat, jakim się zajmujemy. Stworzyli wrażenie, że wierzymy w "magiczne pola torsyjne". Próbowali nas ośmieszyć. Przedstawili to w taki sposób, jakby każdy z nas był wariatem. To manipulacja – uważa Włodarczyk.
W to zaangażował się także inny działacz anty5G Paweł Wypychowski, który współpracuje z Instytutem Spraw Obywatelskich.Opublikował artykuł "Megaustawa 5G. Czy ta Księga rzeczywiście jest Biała".
– "Ekspertyza" powielała nie tylko główne mity krążące wokół megaustawy, ale także tworzyła wiele nowych. Jej celem nie było zatem ostrzeganie o zagrożeniu, a właśnie budowanie popytu na gadżety Wypychowskiego – mówił dziennikarzom "Gazety Wyborczej" przedstawiciel jednego z polskich operatorów.
Bo Wypychowski od lat próbuje udowodnić, że pole magnetyczne szkodzi, a sam sprzedaje gadżety, które mają przed tym chronić.
Korzystam z telefonu, ale racjonalnie. Jak nie muszę, to włączam tryb samolotowy. Proszę sprawdzić, za granicą te same modele telefonów, które dostępne są w Polsce, mają zapisane w instrukcji, by unikać bliskiego i częstego kontaktu z ciałem i w miarę możliwości używać trybu głośnomówiącego i słuchawek. Podobnie w przypadku routerów. W jednym z tekstów przed technologią 5G ostrzegał nawet portal Newsweek.pl.
Patryk Włodarczyk
Staramy się uświadamiać społeczeństwo, czym jest technologia bezprzewodowa. 5G to nie tylko promieniowanie, ale i większa inwigilacja. Teraz akurat przygotowaliśmy ulotkę, która ma zachęcić do informowania sąsiadów o wi-fi, żeby chociaż na noc wyłączać routery. Ludzie, którzy do nas dołączają myślą nie tylko o 5G, ale i o telefonii komórkowej. Uważamy, że jest to potencjalnie szkodliwe. To jest tak jak z paleniem papierosów czy z alkoholem. Nie zachoruje przecież każdy, ale jest większe ryzyko, że tak się stanie.
Jerzy Zięba
dla wPolsce.pl
Nasz organizm na poziomie komórkowym jest sterowany pewnym polem magnetycznym ziemi. Pole magnetyczne od wielu lat nam słabnie, natomiast niewiele osób wie, że to bardzo subtelne, delikatne pole magnetyczne, którego na co dzień nie odczuwamy, to element krytyczny dla naszego zdrowia. Dla funkcjonowania naszego organizmu, ale na poziomie komórkowym, dlatego, że wszystko, co się dzieje w naszym organizmie sprowadzić można do przepływu prądu. A elementem sterującym – w uproszczeniu – jest pole magnetyczne ziemi. Przy nałożeniu na to stosunkowo silnych fal elektromagnetycznych, dochodzi do zaburzenia funkcjonowania na poziomie komórkowym, choć nie tylko.